„Ukryty” mechanizm zdarzeń, czyli rzecz o najnowszej powieści Bronisława Wildsteina.

zdjęcie poczytaj.pl

Warszawa. Sierpień 2010 roku. Trzy tajemnicze morderstwa. Bezkompromisowy policjant prowadzący śledztwo. Poszlaki wiodące do osób najbardziej wpływowych w Polsce. W  tle wielka polityczna i medialna machinacja mająca radyklanie wywrócić system wartości. Wielka polityka, wielki świat wpływowych mediów i wiodącej (pseudo)kultury. To wszystko w najnowszej sensacyjnej powieści Bronisława Wildsteina „Ukryty”.

Przyznam się szczerze, że kiedy kilka tygodni temu usłyszałem o tym, że wyszła właśnie nowa powieść Bronisława Wildsteina, nie rzucałem wszystkiego i nie biegłem w te pędy do najbliższej księgarni po to tylko, by ją zakupić.  Po lekturze „Czasu niedokonanego” miałem bowiem wrażenie, że zgadzam się całkowicie z przesłaniem dzieła oraz całkowicie się nie zgadzam z przyjętą formą narracji, która cechowała się tak typowym dla Wildsteina brakiem lekkości pisarskiej i przeintelektualizowaniem. Tymczasem okazało się, że moje obawy co do „Ukrytego” okazały się zupełnie bezzasadne.

Głównym wątkiem powieści jest śledztwo prowadzone w związku z trzema zagadkowymi morderstwami osób związanych towarzysko z Ksawerym Starowinem, jednym najsławniejszych polskich artystów. Śledztwo prowadzi najstarszy młodszy aspirant w Polsce. Tatar, bo takie jest jego nazwisko, to bezkompromisowy i skuteczny funkcjonariusz, który za swoje zaangażowanie w zakładanie komórek Solidarności w strukturach Milicji Obywatelskiej zapłacił więzieniem, a po roku 1989……. karą w postaci całkowitej blokady awansu. Już na początku śledztwa Tatar uzmysławia sobie jego niezwykłość i nietypowość. Zmasakrowane na drodze zwłoki najbliższego przyjaciela Starowina mają w sposób profesjonalny odwrócić uwagę śledczych i samoczynnie skierować postępowanie w kierunku tezy o zwykłym wypadku drogowym. Z upływem dni dochodzą rozmaite sugestie, z czasem przeradzające się w jasne komunikaty zwierzchników, by śledztwa nie drążyć, a sprawę zatuszować, ponieważ gdzieś ktoś wysoko „pilnuje” by nie padł cień podejrzenia na jakiegokolwiek reprezentanta elit artystycznych, blisko związanych z wielka polityką. Tatar nie zważając na ostrzeżenia, a nawet szantaż szefostwa wnika coraz głębiej w mroczny świat warszawskiej lewicowej i postępowej bohemy. W pewnym momencie napotyka na opór trudny do pokonania i dociera do ściany zderzając się jednocześnie z postkomunistyczną mentalnością służb mundurowych. Mocne finałowe sceny śledztwa stanowią również wnikliwą diagnozę stanu i kondycji państwa w jakim przyszło nam żyć.

Tymczasem w tle rozgrywają się dramatyczne wydarzenia ataków na krzyż na Krakowskim Przedmieściu, postawiony tam w momencie wielkich narodowych rekolekcji po Smoleńskiej Katastrofie. Autor powieści przedstawia w sposób bardzo sugestywny genezę i mechanizm kreowania bluźnierczych aktów. Bo przecież nie był to, jak podały nam wszystkie wiodące media mętnego nurtu, zdrowy odruch wykształconych i postępowych młodych ludzi oburzonych ekspansją katolicyzmu w sferze publicznej, którzy zorganizowali się spontanicznie przy pomocy internetowego portalu społecznościowego. Wildstein pokazuje nam cały ukryty za kulisami mechanizm wydarzeń, w którym „młodzi”, „wykształceni” i pijani bluźniercy są tylko bezwładną, sterowalną grupą. Czynnikiem sprawczym jest tu środowisko polityczne reprezentowane przez posła Przybysza i jego błyskotliwego asystenta Rosę, a także  wiodący dziennikarze opiniotwórczego „Słowa”, lewicowi artyści, zagadkowi funkcjonariusze, reprezentanci niemieckich fundacji. W grę nie wchodzi tu jednak jednorazowy happening, który może przynieść tylko doraźne korzyści sondażowe partii rządzącej. Scenariusz akcji jest dużo bardziej ambitny. Plan polega na całkowitym przewartościowaniu pojęć, zniszczeniu chrześcijańskich wartości i polskiej tradycji, wykreowaniu nowego typu postępowej tożsamości. Oto kilka wypowiedzi głównych reżyserów akcji: Chodzi o Smoleńsk. (…). Chodzi o to, żeby rozbroić potencjał, który niesie ona [katastrofa] ze sobą. (…) Dlatego trzeba zredukować ja do głupiego wypadku spowodowanego przez brawurę pilotów i nieodpowiedzialnego prezydenta. (…) Dlatego musimy unicestwić tę żałobę i uczynić ją niemożliwą w przyszłości. (…) Trzeba rozbroić tę żałobę i ten krzyż. (…) Trzeba zniszczyć ich godność. Ośmieszyć ich, poniżyć. Pokazać, że są odrażający i głupi. Wbijać to w głowy regularnie, aż stanie się oczywistością, odruchowym skojarzeniem. (…) Ta tragedia jest groźna dla całej wierchuszki, całego naszego kochanego status quo. (…). Tak więc lepiej jak najszybciej sprawę wyciszyć i zakończyć żałobę. (…) Wtedy zaczniemy kurację śmiechu. (…) Pan pewnie sobie zdaje sprawę, że to nie jest zabawa? W tej zabawie wykuwamy nowego człowieka. Wolnego otwartego na świat tolerancyjnego. Koniec świata kapłanów, ich rolę przejął błazen. (…) Teraz jednak trzeba także uwolnić się i od chrześcijaństwa. Musimy wyjść z cienia krzyża, który nas oślepia. Musimy wyjść na światło dnia, gdzie już nic nie będzie nas ograniczało ani wskazywało kierunków. W otwartą nieograniczoną przestrzeń……

Wildstein umiejętnie ukazuje świat politycznych cyników bez poglądów i celów innych niż sukces i władza, przedstawia mechanizm wprawiania w ruch „medialnych pajacyków”, charakteryzuje ekspertów public relations sprzedających wizerunek całkowicie odmienny od realnego świata, wreszcie warszawskie środowisko artystów stojące całkowicie poza prawem. Świat, który pokazuje Wildstein jest światem całkowicie odwróconym. Dla Krzysztofa Starowina, ojca Ksawerego ludzie modlący się pod krzyżem stanowią eksplozję fanatyzmu, nienawiści i nietolerancji, wymiar sprawiedliwości tuszujący zbrodnie jego syna jest niezależny, podobnie jak media tę akcję wspierające, obrona krzyża to cyniczna partyjna gra, a tacy jak on to ludzie rozumni czujący wobec fanatyków gatunkową odmienność (w domyśle: wyższość).

Jednakże powieść Wildsteina ma też zupełnie inną, uniwersalną warstwę znaczeniową. W czasie upalnych sierpniowych dni AD 2010 na ulicach stolicy Polski rozgrywa się bowiem zupełnie inna walka, w której osoby mieniące się reżyserami bluźnierczych aktów stanowią jedynie pionki sił dużo wyższych, duchowych, demonicznych. Siła, która kieruje poczynaniami Juliana Rosy nie jest siłą ludzką, co niedwuznacznie sugeruje autor. Tłum krzyczący „chcemy Barabasza” swym bezmyślnym zachowaniem otwiera bramy otchłani. Na Krakowskim Przedmieściu ma miejsce starcie dobra i zła, chrześcijańskiej cywilizacji zachodniej z potężniejącą falą nihilizmu i ideowej pustki. Kto wygra tą rozgrywkę i kim jest tytułowy „Ukryty”?

Bronisław Wildstein opisał mechanizm zła, który zapewne wielu z nas przeczuwało w tych trudnych dniach sierpnia 2010 roku, nie mogąc lub też bojąc się nazwać rzeczy po imieniu. Nazwane i zdemaskowane w tej powieści zło, określone i ujęte w całość, jest już łatwiejsze do zrozumienia i …. łatwiejsze do pokonania!  Zapraszam więc do lektury. Naprawdę warto.

gloomy