sq55.waw.pl

sq55.waw.pl

Ostatnie wydarzenia w Egipcie pokazują jakie emocje towarzyszą meczom piłkarskim. Być może były one przez kogoś inspirowane, ale negatywne emocje na meczach piłkarskich mają swoją bogatą historię.

Piłka może doprowadzić do zbrojnego konfliktu. To nie są żarty. Z piłką nie ma żartów. To, że sport rodzi agresję wiadomo nie od dziś. Jeśli w tle jest tylko ambicja, hart ducha, wszystko jest w porządku. Jeśli jednak na horyzoncie pojawi się rywalizacja wrogich państw, mecz staje się pretekstem do wyciągania brudów i sporów z przeszłości.

Historia piłki nożnej jest bogata nie tylko w piękne bramki, dramatyczne mecze, niezrozumiałe pomyłki sędziowskie. Boisko niejednokrotnie było areną walki różnych sił politycznych. Mecz był pretekstem do wyrażenia uczuć patriotycznych z jednej strony, a jednocześnie do wyrażenia nienawiści, z drugiej strony. O ile to pierwsze jest jak najbardziej zrozumiałe, o tyle drugie zjawisko daje, a w zasadzie powinno dawać wiele do myślenia.

Zastanówmy się zatem, dlaczego mecz często przeradza się w rodzaj bitwy prowadzonej pokojowymi środkami (jeśli takie zjawisko może w ogóle mieć miejsce). Zwycięska drużyna oprócz zasłużonych oklasków kibiców, oprócz dumy i splendoru, uzyskuje miano zwycięskiej, niezwyciężonej armii. Obroniona została niepodległość i honor narodu. Piłkarze przyjmowani są na audiencji u głowy państwa, która z wielką ochotą odznacza ich najwyższymi laurami, na jakie może sobie pozwolić. To przecież tylko piłka, ktoś powie. A jednak.

Przykłady najbardziej działają na wyobraźnię. Oto one:

Mamy rok 1969. Człowiek wylądował na Księżycu, ale na Ziemi działy się dramatyczne rzeczy. W Ameryce Łacińskiej wybuchła wkrótce wojna. Salwador walczył z Hondurasem. Wojna ma różne przyczyny. Żądza władzy, chęć zdobycia nowych terenów, pycha i głupota rządzących.

Wojna owa została nazwana wojną futbolową, gdyż iskrą, zarzewiem konfliktu zbrojnego był mecz Salwadoru z Hondurasem. Świetnie całą historię opisał Ryszard Kapuściński. „Obie drużyny walczyły o prawo udziału w mistrzostwach świata w Meksyku w 1970 roku.

Pierwszy mecz odbył się 8 czerwca 1969 roku w Tegucigalpie – stolicy Hondurasu”. W przeddzień meczu, a w zasadzie w noc poprzedzającą to wydarzenie, kibice Hondurasu zadbali o to, aby piłkarze salwadorscy nie mieli spokojnej nocy. Całą noc tłum krzyczał, wznosił wrogie okrzyki, groził. Wszystko miało swój zaplanowany cel. Kibice chcieli w ten sposób pomóc swojej drużynie w odniesieniu zwycięstwa. Zmęczeni i zastraszeni piłkarze Salwadoru przegrali 1:0, a radości w całym Hondurasie nie było końca. Rozpacz zaś ogarnęła Salwador. Kapuściński w swym reportażu podaje, że na wieść o strzeleniu zwycięskiej bramki przez Honduras, niejaka Amelia Bolanios (kibicka Salwadoru)popełniła samobójstwo. Jak się okazało nie była to ostatnia ofiara.

Nadszedł czas rewanżu. Nie chodziło tylko o wymiar czysto sportowy. Piłkarze, owszem przygotowywali się do meczu. Dużo większą rolę mieli jednak do spełnienia kibice. W San Salwadorze fanatycy (bo to raczej nie byli fani)zgotowali prawdziwe piekło piłkarzom Hondurasu, czyli zrobili dokładnie to samo co ich oponenci tydzień wcześniej. Tym razem drużyna Hondurasu spędziła bezsenną noc. „Wrzeszczący tłum kibiców wybił wszystkie okna w hotelu, wrzucając do środka tony zgniłych jaj, zdechłych szczurów i cuchnących szmat. Zawodnicy zostali przewiezieni na stadion w wozach pancernych, co uratowało ich przed żądną zemsty i krwi gawiedzią. Podczas odgrywania hymnu Hondurasu stadion wył, a zamiast flagi narodowej Hondurasu, którą spalono na oczach oszalałej ze szczęścia widowni, gospodarze wciągnęli na maszt brudną, podartą ścierkę.

Nie musi dziwić fakt, że w tej sytuacji Honduras przegrał 3:0. Po meczu miały miejsce kolejne dramatyczne wydarzenia. Kibice Hondurasu bici i kopani, uciekali w stronę granicy. Dwie osoby poniosły śmierć, kilkadziesiąt trafiło do szpitala, zniszczono wiele samochodów. Zaczęła się wojna, nazywana futbolową. W jej wyniku zginęło sześć tysięcy osób, kilkanaście tysięcy zostało rannych,

Żeby być w zgodzie z historią warto odnotować, że zweryfikowano wyniki obu meczów, a dodatkowe spotkanie rozegrane w Meksyku zadecydowało o zwycięstwie 3:2 Salwadoru. Ale jakie to ma znaczenie? Chyba jedynie dla statystyków i historyków futbolu. Wydarzenia z Ameryki Łacińskiej dowodzą tego, że piłka ma w sobie coś czego nie da się wytłumaczyć. Odbiera rozum? Rodzi agresję? Rodzi nienawiść? Byłoby to z pewnością uogólnienie, ale ziarenko prawdy w tych pytaniach jest zawarte. Piłka wyzwala niebywałe emocje. Konflikty narodowościowe, rasowe mają swoje ujście na boisku, bo jest to jedno z nielicznych miejsc pokazania swojej wyższości nad wrogiem.

Inny przykład:

Anglia gra z Argentyną. Przed meczem widmo historii wraca niczym bumerang. Dawne konflikty odradzają się na nowo. Szczególnie Argentyńczykom przed oczami staje wojna o Falklandy z 1981 roku. I znowu na szalę kładziona jest nie tylko ambicja, ale i honor i duma narodowa, a co najgorsze z tego wszystkiego, zemsta. Mieliśmy słabszą armię, ale za to nasza reprezentacja piłkarska jest lepsza. Ręka Maradony okazała się być ręką Boga.

To ona dokonała tej zemsty po latach, to ona wymierzyła sprawiedliwość. Wtedy w 1981 Brytyjczycy dopuścili się podstępu, ale teraz spryt i zwycięstwo są po naszej stronie. Ten konflikt odżywa przed każdym spotkaniem obu ekip narodowych. Mistrzostwa Świata we Francji dobitnie pokazały, że to nie był zwykły mecz. Przygotowania zaczęły się na długo przed tym czerwcowym meczem. Argentyńczycy prowadzili jakby wojnę prewencyjną, wysyłając swoich reprezentantów na nagonkę przeciwko najlepszemu wojownikowi Anglików, Davidowi Beckhamowi. Już wydawało się, że znienawidzony kraj został pozbawiony swej najlepszej broni, ale zabiegi spełzły na niczym. Wojownik odrodził się i wystąpił w decydującej potyczce. Ale na polu bitwy dał się sprowokować.

Można przypuszczać, że przez całe spotkanie był pod ciągłą presją, głównie słowną. Nie wytrzymał i zrewanżował się przeciwnikowi. Sędzia wyrzucił go z boiska. Nie wytrzymał napięcia, jakie towarzyszyło mu od początku meczu. Po jego zejściu wojna trwała nadal, a w ruch poszły wszystkie możliwe środki. Wszystko zakończyło się rzutami karnymi, a po raz kolejny wygrała Argentyna.

Każdy mecz reprezentacji Polski z sąsiadami zza Odry jest pretekstem do pokazania wyższości. Tu jednak sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana, bowiem piłkarsko nie mogą Polacy udowodnić swej hegemonii, ba nie mogą nawet honorowo przegrać. Kolejna szansa z pewnością zdarzy się jeszcze niejeden raz, ale im dłużej będzie trwała ta zła passa, tym trudniej będzie wygrać w przyszłości, bowiem presja będzie paraliżowała. Wojna jedna, druga, zabory wielowiekowe niesnaski to wszystko odzywa się przy okazji rozgrywania meczów tych reprezentacji. A jeśli dodamy do tego jeszcze „podbieranie” przez Niemców polskich zawodników, to mamy do czynienia wręcz z kolaboracją, zdradą i nie wiadomo czym jeszcze.

Reprezentacja Niemiec zaczyna być bardziej polska, niż niemiecka, ale nie przeszkadza to sąsiadom zza miedzy, którzy ochoczo poszukują najemników. A że lepiej płacą, lepiej kształtują profil zawodnika, to wystarczy przedstawić odpowiednią cenę, a zawodnik staje po drugiej stronie barykady.

Redaktorzy Prawego Sierpowego zachęcają rząd do zaniechania wojny z kibicami. To nie kibice są inicjatorami tego całego sporu, ale rząd, któremu nie podoba się, że jak za czasów Solidarności, ludzie manifestują na stadionach swoje niezadowolenie z rządzących. Prawda w oczy kole? Panie premierze, proszę nie wszczynać kolejnej wojny futbolowej, bo łatwo w tej walce oberwać, nie tylko prawym sierpowym©.