zenonApogeum upałów i zenit sezonu urlopowego wcale nie usuwają na bok obchodów historycznych rocznic a wręcz przeciwnie – zdają się je wzmacniać. Nasycony jest nimi zwłaszcza sierpień – tak ważny w polskiej historii miesiąc. W tym wakacyjnym czasie mieliśmy też naszą małą rodzinną uroczystość historyczną.

Niemal rok temu na tym blogu rozpisałem się o pamięci roku 1920, że jest ona nie tylko ogólnonarodowa, ale też i rodzinna, bo setki tysięcy naszych bliskich walczyły wtedy o Polskę. Napisałem, jako przykład, że brat mojej prababci zginął w tym czasie w walkach z bolszewikami, że chcemy go upamiętnić. I wreszcie się nam to udało, chociaż powiem szczerze, że nie było łatwo.

Tak jest zawsze, gdy organizujemy coś w większym zespole ludzi. Najwięcej jest tych, którzy by doradzali, krytykowali, ale nie dają nic od siebie. Ktoś musi wziąć ciężar odpowiedzialności i organizacji, nie licząc wcale, że będzie to docenione. Ale trzeba zacisnąć zęby bo czyni się coś dla sprawy a nie dla siebie. A wskrzeszona pamięć przyniesie prędzej czy później dobre owoce. Msza święta w rodzinnej parafii naszego bohatera, odsłonięcie tablicy na rodzinnym grobie i przyjęcie dla rodziny, która zjawiła się w zaskakująco licznym składzie. To znak, że więzi są dla nas ważne i pamięć nas łączy. I chwila rozmowy z każdym, często rzadko lub nigdy jeszcze nie widzianym. Najstarszy, dziarski ponad dziewięćdziesięcioletni staruszek opowiada mi jak ukrywali w swoim gospodarstwie legendarnych Niezłomnych-Wyklętych Północnego Mazowsza – „Roja” , „Szarego” i innych. Wspomina swojego ojca, który w roku 1920 walczył w piechocie i był pod Kijowem. Gdzieś na tamtych terenach odniósł ranę. Wspomina też… Rosjanina walczącego z bolszewikami, który po wojnie roku 1920 osiadł w Polsce i tu zamieszkał. Zaginął (zginął?) w niewyjaśnionych okolicznościach, gdy w 1945 roku wkroczyli tu sowieci. To kawał historii żywej, widzianej oczyma świadków, bezcennej, nawet jeśli zatartej mgłą słabnącej pamięci.

Ale może w końcu o tym kogo upamiętniliśmy. Miał na imię Zenon. Miał 20 lat, gdy w roku 1918 zgłosił się jako ochotnik do ułanów. I przeszedł z nimi szlak bojowy na litewskich i białoruskich kresach. Gdy wczytałem się w historię bojową jego 4 pułku ułanów byłem oczarowany. Odsiecz Lwowa, walki o odzyskanie Wilna, straż nad kresową Berezyną, legendarna ułańska szarża, jawiły mi się w barwach Sienkiewiczowsko-Mickiewiczowskich. Tak wiele wrażeń i doświadczeń zlało się w jedno, że byłem aż zaskoczony. Tym bardziej, że dotarliśmy do rodziny Antoniego, towarzysza broni Zenona. On też już nie żył od lat, choć miał to szczęście, że przeżył wojnę. Pozostały jednak zdjęcia i wspomnienia jego córki, też już mocno wiekowej. Z jej relacji widać było jak doświadczenia ułańskiej wojny wryły się w pamięć żołnierzy na całe życie. I że weterani nawet po wielu latach przy spotkaniach śpiewali ułańskie przyśpiewki. Jest siła w tym doświadczeniu zwycięstwa roku 1920. Tak bardzo nam dziś potrzebna.

Zenon zginął podczas lipcowego odwrotu znad Berezyny, gdzieś na terenie obecnej Białorusi. Czy ma gdzieś swój grób? Ma symboliczną tablicę w swojej rodzinnej parafii i wierną pamięć bliskich. Cześć Jego pamięci!