kircholmPrzypadająca w 2018 roku pięćdziesiąta rocznica śmierci Zofii Kossak, to świetna okazja by przypomnieć twórczość tej znakomitej pisarki, tak mocno osadzonej w naszej polskiej i katolickiej tradycji.

Jedną z najbardziej popularnych powieści Zofii Kossak jest wydana po raz pierwszy w 1928 roku Złota wolność. Osią narracji powieści są dzieje braci Pielszów, młodszego Pietrka, i starszego Sebastiana, którego losy wysuwają się na plan pierwszy. Zaskoczeniem dla czytelnika może być fakt, że punktem wyjścia dla całej opowieści jest środowisko braci polskich (arian) z podgórskiej Sądecczyzny, w którym rodzina Pielszów odgrywa znaczącą rolę.

Kossak ukazuje arian w momencie podziałów i wypalania się pierwotnego rygoryzmu, tego najbardziej skrajnego odłamu polskiej reformacji. Nie kwestionując szlachetności wielu arian, autorka ukazuje jednak potęgę i rozumność katolicyzmu, lepiej dostosowanego do natury człowieka. Taki zabieg, w połączeniu z ukazaniem dylematów i drogi duchowej głównego bohatera czyni powieść dynamiczną, a czytelnika zmusza do refleksji.

Imponuje rozmach pisarski Złotej wolności. Akcja rozpoczyna się blisko Tatr, by następnie przenieść się na Ruś, do Inflant, a wreszcie do rozległych obszarów państwa moskiewskiego. Złota wolność kipi językiem staropolskim, łaciną, ruską kresowością. Zachwycają przepyszne krajobrazy Sądecczyzny, tak sugestywnie przez autorkę wymalowane piórem. Jak zwykle w twórczości Kossak, jej powieść zaludniają ludzie wszystkich stanów i najróżniejszych charakterów. Prawi, ale i tchórzliwi arianie, szlachetni katoliccy kaznodzieje, ale i fałszywy klecha czy dusigrosz, górscy zbóje, juhasy i górale, postacie mężów stanu, chciwych awanturników, ale i zdobywców pchanych na Wschód pragnieniem przygody. A wszystko w tak niewielkiej książce, liczącej tylko dwa małe tomy.

W początkowych partiach dzieła autorka prowadzi czytelnika przez czyściec dość ponurych obrazów, by z czasem mógł on wypłynąć ku zupełnie innym, bardziej optymistycznym perspektywom. Wraz z autorką oglądamy skonfliktowany sejmik podczas trwającej zarazy, rozchodzący się bez podjętych decyzji. Widzimy pełen pustosłowia i chaosu rokosz Zebrzydowskiego, czy głodujące polskie wojska w Inflantach. Słowem: rysy na mocarstwowym gmachu Rzeczpospolitej Obojga Narodów.

Autorka wydaje się sławić silne rządy prawa, uderzając w tym miejscu w przebrzmiałą jednak już z dzisiejszej perspektywy nutę piętnowania warcholstwa, anarchii i rokoszu, rzekomo istoty szlacheckiej demokracji. Pochwala jednak szlachetną walkę zbrojną, podpartą żarliwą katolicką podbudową. Oto bowiem dwa wielkie druzgocące polskie zwycięstwa: Kircholm (1605) i Kłuszyn (1610), odniesione nad Szwedami i Moskwą, przy tak wielkich dysproporcjach sił na korzyść naszych przeciwników, poprzedzone są modlitwą hetmanów i całego rycerstwa. I tu właśnie, zdaje się mówić autorka, tkwi źródło polskiej siły. Słowem, wielkość Rzeczpospolitej zależy od wielkości i siły ducha. Dzięki Zofii Kossak wprowadzony został do polskiej literatury czas największych tryumfów i potęgi Polski początków XVII wieku. To zaskakujące, że temat tak rzadko poruszany w naszym pisarstwie.

Do rangi symbolu urasta opis wrażeń żołnierzy hetmana Jana Karola Chodkiewicza, którzy widzą fale Bałtyku w okolicach… Rygi. Kto dziś pamięta, że wtedy tam było również polskie morze? Poruszający opis bitwy pod Kircholmem, jednego z największych zwycięstw w naszej historii, nie ustępuje najlepszym relacjom batalistycznym polskiej literatury. Podobnie niezwykły opis bitwy kłuszyńskiej, nie silący się na dublowanie stylu Sienkiewiczowskiego, ale własny, nowatorski, porywający. Drobiazgowy obraz zakupu husarskiego ekwipunku daje z kolei obraz mocy, potęgi i solidności sił zbrojnych Rzeczpospolitej.

Znakomite są ostatnie partie dzieła. Obraz zderzenia świata Zachodu reprezentowanego przez szlachetnego hetmana Żółkiewskiego i jego dumne i waleczne rycerstwo, którym nie nowina była puścić się cwałem w poprzek Europy, z ciemnym i wystraszonym moskiewskim bojarstwem, pełnym obaw w stosunku do łacinników, ale i ciekawym polskich swobód. Czy wymarzona przez hetmana unia z tak nisko cywilizacyjnie stojącym partnerem była możliwa? Autorka wydaje się sympatyzować z wizją Żółkiewskiego, ukazując jednak także racje jego przeciwników.

I tak chcę odbierać tą książkę, jako powieść o mocy i potędze dawnej Polski. Tym niemniej główną osią opowieści są zagadnienia ducha, a wszystkie pozostałe wydarzenia są tak naprawdę tłem dla spraw wiary. Chociaż powieść opisuje spiżowe i arcykatolickie postacie ks. Piotra Skargi oraz hetmanów Jana Karola Chodkiewicza oraz Stanisława Żółkiewskiego, to jednak główną postacią powieści jest Sebastian Pielsz, surowy i pryncypialny, ale także uczciwy i szlachetny arianin, scharakteryzowany gruntownie i do głębi. Jego duchowa droga, z przełomami i zakrętami jest osią całej powieści.

Zofia Kossak kończąc Złotą wolność nie stawia kropki nad „i”. Sebastian, odrodzony już duchowo po zwątpieniu i upadku czasu uczestnictwa w rokoszu i awanturze łże-Dymitra, zraniony nieszczęśliwym zakochaniem, stwierdza krótko, że trzeba żyć, żyć uczciwie. Nie pogrąża się w samobójczej depresji jak syn hetmana Żółkiewskiego. Jakie mogą być jego dalsze losy? Pewien trop stanowią słowa Piotra Skargi, który widząc Sebastiana, jeszcze jako gorliwego arianina, stwierdza, że będzie kiedyś z niego gorliwy syn Kościoła i Ojczyzny.

Złota wolność, podobnie jak inne powieści pisarki, nie jest miłą i łatwą lekturą ku pokrzepieniu serc, bo też i w innych już czasach była pisana. Powieść zachwyca i zasmuca, rani i leczy ból, nie dając nawet na chwilę osunąć się w bezrozumny tok pochłaniania książki. Mottem dzieła jest finałowa myśl hetmana Żółkiewskiego: Żyć ućciwie trzeba […] Tak jest, żyć! Pracę przez Pana nakazaną spełnić… Nie zbraknie jej. Wszędy jest rola czekająca zasiewu dobrego… Siewcy my, a plon Bóg zbierze, kiedy zechce i kim zechce… Nie nam się o to kłopotać…