wykop.pl

wykop.pl

Ilu jest w Polsce urzędników? To pytanie, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Mówi się o 444 tys., ale są dane, które wskazują, że ta liczba wynosi 700 tys. Szok i niedowierzanie. Znam to poletko aż nadto dobrze. Przez 6 lat pracowałem w urzędach. Powiedzieć, że urzędników jest za dużo, to nic nie powiedzieć. Ich jest dużo za dużo i jeśli dziś nowy rząd zastanawia się, gdzie poszukać pieniędzy, to właśnie tam jest ogromne pole do popisu. Tę liczbę można zredukować do 100 tys. i zapewniam Państwa, że to wystarczy. W 1989 r. urzędników było 160 tys., a przecież teraz są komputery, które przychodzą w sukurs urzędnikom…

Wielu urzędników w Polsce ma klawe życie. Pensja bardzo wysoka, premie niczego sobie, a roboty nie za dużo. Gdyby jutro w urzędach zrobić mały test i zapytać urzędników, czy mają dużo pracy, na pewno ponad 90 proc. z nich powiedziałoby, że jest tak zarobionych, że nie wie w co ręce włożyć. Pod tym względem urzędnicy są największymi kłamcami. Moja przełożona potrafiła pół dnia przez telefon opowiadać równie zapracowanym koleżankom i kolegom, ile to ma roboty. Ile to razy powstrzymywałem się od śmiechu, od tych jej kłamstw… Zresztą, żeby to tylko ona jedna.

Roczny koszt zatrudnienia wszystkich urzędników w Polsce wynosi 29 miliardów zł. Nowy rząd zastanawia się, gdzie są pieniądze. Otóż są one w wielu polskich urzędach, które są niepotrzebne. Nic chcę kopać leżącego i wymieniać tutaj Urzędu Komunikacji Elektronicznej, w którym miałem wątpliwą przyjemność pracować, ale pierwszym, który mi się nasuwa jest Państwowa Inspekcja Pracy. I nie dlatego, że jest niepotrzebny, bo jest jak najbardziej potrzebny urząd, który walczyłby z patologiami względem pracowników. Ale jest potrzebny urząd, który walczyłby realnie, a nie tylko na papierze. A PIP taką właśnie instytucją jest. Zatrudnia wielu urzędasów, a pożytku z jego działalności nie ma żadnej. Podobnie jest z Generalnym Inspektoratem Ochrony Danych Osobowych. Sztuczny twór, zupełnie nikomu niepotrzebny. To tylko przykłady, które można mnożyć.

Każdy kolejny rząd mówi o tym, że rozprawi się z armią urzędników. Jak do tej pory nikt nie poradził sobie z bandą tysięcy nierobów. Teraz jest mi łatwiej napisać te słowa, niż jeszcze kilka miesięcy temu. Rozumiem wielu urzędników, którzy milczą, bo boją się utraty pracy. Rozumiem, ale wiem też, że praca w urzędzie to nie jedyna opcja. Gdy pracuje się kilka, czy kilkanaście lat w jednym urzędzie rzeczywiście człowiek może dojść do przekonania, że na tym kończy się świat. A nie kończy się…

W Polsce istnieje potrzeba powrotu do ideału urzędnika, który to ideał wykształcił się w II RP. Wtedy to urzędnik cieszył się prestiżem, to był ktoś. Dziś urzędnik i prestiż to dwie zupełnie różne sprawy. Jest tak dlatego, że jest ich zbyt wielu i zbyt wielu naprawdę nie ma co robić. Z 450 tys. urzędników spokojnie można pozbyć się połowy z nich. To już oszczędność około 15 miliardów zł, które można wykorzystać na ich aktywizację zawodową. To nie jest tak, że urzędnicy nic nie potrafią. Wielu z nich to świetni fachowcy, którzy niestety ugrzęźli w urzędniczej rutynie. A uwierzcie mi Państwo, nic tak nie zabija jak urzędnicza rutyna. Tam zabijane są wszelkie mądre pomysły. Są wśród najwyższych urzędników osoby, które zajmują się wyłącznie duszeniem w zarodku co lepszych egzemplarzy. Dlaczego to robią? Bo boją się. Boją się tego, że ktoś może być lepszy od nich, a to jest zagrożenie dla ich ciepłej posady. Przy tej okazji chciałem pozdrowić swoich byłych mocodawców, którzy niejednego takiego jak ja zabili (i wcale nie twierdzę, że byłem lepszy) i niestety pewnie jeszcze niejednego zniszczą. Piszę to z ogromnym bólem. Mam nadzieję, że czytacie te słowa i jednak znajdziecie w sobie odrobinę refleksji…

Dla osoby, która wchodzi do pracy w urzędzie nie ma nic gorszego niż znalezienie się w koleinach urzędniczej rutyny. Nie ma też nic groźniejszego niż szef, który jest szefem od zawsze i któremu wydaje się, że może wszystko. On i jego pochlebcy potrafią zniszczyć wiele mądrych jednostek, a nawet mądra jednostka w zderzeniu z głupią machiną nie ma szans. Kto pracował w urzędzie, wie o czym piszę.

Wnioski są następujące: jak najszybciej pozbyć się tysięcy urzędników, zlikwidować wiele niepotrzebnych urzędów, a pieniądze, które z tego tytułu zostaną, przeznaczyć na aktywizację urzędników i nie tylko. Wielu z nich jest w stanie wygenerować kolejne miejsca pracy, choć wielu z nich w to dziś nie wierzy. Nie wierzy, bo praca w urzędzie zabija inicjatywę. Drugi wniosek jest taki, że skoro praca w urzędach zabija inicjatywę to należy koniecznie wprowadzić kadencyjność pracy urzędnika. Nikt nie powinien być urzędnikiem dłużej niż 10 lat. I to wydaje się za dużo, ale przyjmijmy, że to granica, której nie można przekroczyć. Rozwiązanie jest proste. Po 9 latach pracy urzędnik wie, że kończy się jego etap pracy w urzędzie i musi znaleźć sobie nowe zajęcie. Zaczyna myśleć, kombinować, otwierać umysł. Zapewniam Państwa, że rok wystarczy na to, żeby zorganizować sobie pracę, o której pracując w urzędzie, nawet człowiek nie myślał. Otwierają się zupełnie nowe możliwości. W urzędach będzie dużo większa rotacja, a to sprawi, że zaczną one działać o wiele skuteczniej, bo przecież w interesie każdego będzie pracować jak najlepiej, jak najefektywniej i najbardziej kreatywnie.

W UKE i w innych urzędach w Polsce zastanawiają się co też zrobi nowa władza. Zamiast się zastanawiać, zacznijcie działać. Ten apel kieruję nie tylko do swoich koleżanek i kolegów, ale do kilkuset tysięcy urzędników w Polsce, którzy coś potrafią, choć codziennie wmawia się im, że nic nie potrafią. Ci z góry naprawdę niewiele wiedzą, a to, że ktoś ich postawił na górze nie znaczy, że wkrótce nie spadną. A upadek z dużej wysokości boli o wiele bardziej…