youtube.com

youtube.com

10 kwietnia 2010 roku obudziłem się o 8 rano. Zjadłem szybkie śniadanie i wykąpałem się, bo właśnie tego dnia koleżanka zaprosiła mnie na ślub i wesele swojego brata. Dobijała godzina 9.45, gdy spojrzałem na telefon, a tam kilkanaście nieodebranych połączeń od tejże koleżanki. Od razu oddzwoniłem, a tam padły pierwsze słowa, że coś się stało, że wesele może być odwołane, że stało się coś złego.

Pierwsza myśl była taka, że pan młody się rozmyślił, później po barwie głosu okazało się, że jednak stało się coś o wiele poważniejszego. Internet uświadomił, że nastąpiła katastrofa polskiego samolotu z L. Kaczyńskim na jego pokładzie. Zbiegłem na dół i na cały głos krzyczałem, że nie żyje Prezydent. Mama odkurzała w pokoju i nic nie słyszała. Jednak moje darcie się było na tyle donośne, że wyłączyła odkurzacz i zamarła. Włączyłem telewizor, a tam już nie było złudzeń. Katastrofa była i tylko przewijające się nazwiska paraliżowały. Kaczyński, Stasiak, Gęsicka…Kto jeszcze? 89 osób? Ale może więcej, 3 rannych…Kto? Czy wśród ofiar są obaj bracia Kaczyńscy?

Mamuś, nie idę na wesele, odechciało mi się, nie mam nastroju. Usiadłem i bez życia oczekiwałem kolejnych informacji, ale każda kolejna była gorsza i gorsza. Wychodzę stąd, zatkam uszy, a to z pewnością pomoże i kolejne informacje będą inne, lepsze. Otwieram oczy, odtykam uszy, a tam znowu to samo. Nie żyje Prezydent. Ten Prezydent, któremu nie chciano dać samolotu, który był poniżany i ośmieszany.

Założyłem garnitur i musiałem udać się na uroczystość zaślubin, a następnie wesele. Na kazaniu ksiądz wspomniał o katastrofie, co potem wiele osób wypominało, że nie powinien, że to uroczystość młodych i nie ma co mieszać tych dwóch wydarzeń. Przeszedłem nad tym do porządku dziennego, bo może i ten ktoś miał rację. Wszak młodzi zaczynają nowe życie, chcą się cieszyć. Życzenia, wszyscy uśmiechnięci i ja poddałem się temu nastrojowi.

Przyjęcie odbywało się około 20 km od kościoła, w którym był ślub. Jazda autem z jegomościem, którego nawet nie pamiętam z imienia zmieniła dużo. Włączył radio, a tam rzecz jasna wiadomości ze Smoleńska. Nagle pojawia się informacja, że otrzymali potwierdzenie, że na pokładzie samolotu nie było Jarosława Kaczyńskiego. Komentarz współpasażera był porażający: a to pech, szkoda, że i drugiego kurdupla tam nie było. Zacisnąłem zęby najmocniej, jak tylko mogłem. Wiedziałem, że jedno moje słowo może spowodować kłótnię na tle politycznym. Nie wiem jakim sposobem nic nie powiedziałem, bo nerwów na wodzy utrzymać nie potrafię. Tego dnia potrafiłem. I bardzo dobrze się stało, bo byłaby to może pierwsza taka kłótnia o takim podłożu. Ale nóż w kieszeni otwierał się szybko i z pewnością pociachałby wszystkich po kolei. Wtedy nie przypuszczałem, że takich ludzi jak ów współpasażer będzie tak wielu. Wtedy nie sądziłem, że ludzka nienawiść jest tak wielka, że nawet kilka godzin po tragedii ktoś może mieć tak twarde serce. Ktoś krzyknął: jeszcze jeden… Salwa śmiechu, kolejne kieliszki alkoholu. Co Państwo dziś jeszcze podadzą do jedzenia: kaczka po smoleńsku i znowu gromkie śmiechy. Co ja tu robię? Nie wytrzymam. Wyszedłem na świeże powietrze, zadzwoniłem do domu, zapytałem czy coś się zmieniło, a nuż może ktoś jednak przeżył. Żadnych dobrych wiadomości, jedynie to, że Barcelona wygrała z Realem Madryt 2:0. Ale nie to było najważniejsze, ale to, że minuta ciszy przed meczem poświęcona ofiarom katastrofy(patrz: filmik obok). Owszem, grał w Realu Madryt Dudek, ale doprawdy nikt nie musiał czynić takich gestów. Jednak organizatorzy zdecydowali się na taki ruch, a piszę o tym dlatego, że przez ten jeden mały gest o katastrofie polskiego samolotu dowiedziało się od razu blisko 500 milionów ludzi na całym świecie. Inni potrafili wykonać gest, a u nas nawet tego niektórzy nie potrafili wykonać. Jeśli nie możesz zrobić jednego gestu, po prostu zamilknij. Nie mów nic, cisza zrobi za ciebie, to co powinieneś zrobić Ty. Cisza jest najlepszym gestem dla tych, których nie stać na nic innego. Milczenie wystarczy.

Poniżej publikuję tekst ukazujący się na tej stronie co miesiąc…

Smoleńsk. Na dźwięk tego słowa ludzie drżą. Wyobraźcie sobie państwo, że ktoś z waszych bliskich (nie życzę tego nikomu, ale wypadki niestety zdarzają się) ginie w wypadku. Są ślady hamowania, są  jacyś świadkowie. Ktoś słyszał odjeżdżający z piskiem opon samochód. Co robicie w tej sytuacji? Najpierw urządzacie pogrzeb tragicznie zmarłemu, czy zmarłej, a potem macie nieodpartą chęć zdobycia wiedzy, dlaczego ktoś nam bliski odszedł.

Zadajecie pytania, chodzicie na policję, prosicie o pomoc, ba sami prowadzicie prywatne śledztwo. Ktoś mógł spowodować wypadek i ot tak uciekł z miejsca wypadku. Może był nietrzeźwy, może pod wpływem narkotyków. Co się z wami dzieje? Otóż chcecie sprawiedliwości. Chcecie dowiedzieć się o przyczynach wypadku. Jesteście to winni tragicznie zmarłemu. Czy jest w tym coś dziwnego? A teraz odpowiedzcie sobie na pytanie, dlaczego większość rodzin, których członkowie zginęli w katastrofie rządowego (to nie był prezydencki samolot jak wielu twierdzi!!!) samolotu chce znać prawdę. Po co organizujecie „dzień bez Smoleńska”? A już szczytem absurdu jest rzucanie hasła: „ciągle ten Smoleńsk, rzygam Smoleńskiem”. Życie toczy się dalej i doprawdy szczytem bezczelności jest mówienie, że ktoś kto mówi o Smoleńsku i docieka prawdy, jest od razu nekrofilem, hieną itp. Gdyby świadkowie wypadku, w którym zginął wasz ojciec, córka, wujek mówili, że widzieli czerwony samochód, ale nie potrafili podać ani marki, ani rejestracji, to co byście zrobili? Gdybyście kochali ojca, córkę, wujka, z całą pewnością drążylibyście temat aż dopięlibyście swego. Zatem wara od rodzin, które utraciły najbliższych. Wara od tych, którzy chcą wiedzieć co się stało. Wara wam wszystkim, którzy nie potraficie uszanować czyjejś walki o prawdę. Wam wszystkim popierającym dzień bez Smoleńska proponuję urządzenie dnia bez głupoty, bo zeżre was doszczętnie.

Prawda ma to do siebie, że wyzwala, nawet jeśli jest brutalna. Dlaczego zatem są osoby, które tak boją się ujawnienia całej prawdy o Smoleńsku(po blisko dwóch latach wydaje się to mało prawdopodobne)? Pomyślcie o tym, że może to przytrafić się każdemu z nas. I gdy opadną emocje związane ze stratą bliskiej osoby, czyż nie będziemy pamiętać tej osoby, czyż nie będziemy pytać dlaczego nie ma jej wśród nas? Czy to jest nekrofilia, czy tylko pewna forma forma oddania czci tej osobie? Dla wielu pamięć jest nekrofilią właśnie, na szczęście dla wielu jest normalnym ludzkim odruchem, który świadczy o naszym człowieczeństwie.

Mądrzy ludzie zadają sobie pytania i choć często nie znajdują odpowiedzi, nie przestają szukać. Tylko głupiec nie zastanawia się i nie drąży tematu. Głupców ci u nas dostatek…