facebook.com

facebook.com

Gdybym miała pieniądze to chętnie bym z nauczycielami na temat podwyżek porozmawiała. Te słowa Kluzik-Rostkowskiej to kolejny cios wymierzony nauczycielom. Kilka dni temu zachęcała rodziców do tego, żeby zgłaszali przypadki, kiedy to szkoła nie zapewnia uczniom opieki w okresie świąteczno-noworocznym. Całkowicie rozumiem rodziców, którzy muszą przecież z kimś zostawić swoje dzieci w tym okresie, że wymagają od szkoły, by ta zapewniła opiekę nad nimi, ale jeszcze lepiej rozumiem rozgoryczenie nauczycieli. To nie jest jedyna grupa, która ma prawo mieć pretensje do rządu.

Oczywiście, tych pieniędzy nie ma. Do tej śpiewki jesteśmy przyzwyczajeni, bo przecież słyszymy ją od 7 lat. I słyszą ją również nauczyciele. Obyś cudze dzieci uczył – to powiedzenie świadczy o tym, że zawód nauczyciela jest niezwykle wymagający. Ale władze nie chcą zauważyć trudu nauczycieli, nie doceniają ich wysiłków, a przecież nauczanie jest coraz trudniejsze, bo młodzież nastawiona jest na konsumpcjonizm, a ich rodzice są niejednokrotnie nastawieni niezwykle roszczeniowo. Warunki nie sprzyjają dobremu nauczaniu, a co ma sobie pomyśleć nauczyciel, który od lat nie dostaje podwyżek, a na dodatek zwiększane są wymagania? Motywacja nauczycieli od lat jest skutecznie tłamszona. A kto na tym najbardziej cierpi? Uczniowie, którzy są Bogu ducha winni a zaświadcza o tym najlepiej grafika.

Nie dość, że nie ma gratyfikacji finansowej, to jeszcze rosną wymagania. Wielu nauczycieli musi dorabiać, czy to poprzez korepetycje, czy przez dodatkowe nauczanie. Dziś funkcjonuje mit, że nauczyciele pracują 18 godzin tygodniowo i tyle. Ma to jednak niewiele wspólnego z rzeczywistością, bo przecież do tego nie wlicza się rad pedagogicznych, które odbywają się co najmniej raz w miesiącu. Nikt nie jest w stanie wyliczyć ile czasu spędzają nauczyciele do tego, żeby należycie przygotować się do lekcji, żeby sprawdzić testy, czy klasówki. Najłatwiej mówić o tym, że nauczyciele mają 2 miesiące wakacji (co nie jest prawdą, ponieważ mniej więcej od połowy sierpnia nauczyciele muszą być już do dyspozycji dyrektora szkoły, a i w lipcu trwa jeszcze zakańczanie roku szkolnego i przygotowywanie do następnego), 2 tygodnie ferii, czy długa przerwa świąteczna. Ale przecież nauczyciel nie ma prawa wziąć urlopu, kiedy tylko chce. Nie może wyjechać za granicę we wrześniu, czy w maju, kiedy tańsze są wycieczki.

Jeśli nauczyciele nie będą lepiej wynagradzani, nie ma co liczyć na poprawę nauczania. Tylko wzrost nakładów na edukację może spowodować wzrost poziomu nauczania. Wydaje się, że tego nie rozumie nie tylko minister edukacji, ale i cały rząd. Stosowanie tylko i wyłącznie kija spowoduje, że nauczyciele nie będą przykładali się do swojej pracy. I w ogóle im się nie dziwię. A jeśli dodamy do tego, że zawód nauczyciela jest coraz bardziej niebezpieczną profesją, to wyłania się obraz nie nastrajający zbyt optymistycznie.

Na edukacji nie można oszczędzać. W naszym interesie jest to, aby nauczyciele byli godnie nagradzani. Zarobki rzędu 2 tys. zł to naprawdę hańba dla państwa polskiego. A zdecydowana większość zarabia właśnie takie pieniądze. Nie dziwię się zatem, że nauczyciele wychodzą na ulice. Mam nadzieję, że i 13 grudnia, na marszu organizowanym przez PiS nie zabraknie nauczycieli, którzy będą mogli wyrazić swoje niezadowolenie w stosunku do rządu PO-PSL. Bądźmy tego dnia w Warszawie. Nauczyciele, kolejarze, studenci – wszyscy macie prawo wykrzyczeć swoją dezaprobatę dla działań, które podejmuje rząd Kopacz. Spotkajmy się 13 grudnia w Warszawie.