wykop.pl

wykop.pl

Wszyscy, byle nie Kaczyński. Ten przekaz tłoczony jest do świadomości Polaków od 9 lat. Gdy w 2005 r. wybory parlamentarne wygrał PiS, gdy prezydentem został Lech Kaczyński, media jak gdyby na zawołanie umówiły się, że muszą zniszczyć ich samych i formację, z której się wywodzili. A że mali, że zawistni, że pamiętliwi, że naburmuszeni, że nieufni. Co i rusz pojawiali się eksperci ds. wizerunku, którzy analizowali każdą minę, każdy gest, każde słowo jednego z „kaczorów”. Na początku można to było jakoś wytłumaczyć tym, że media patrzą na ręce władzy, że takie ich prawo do krytyki rządzących. Media jechały po nich,  jak po przysłowiowej łysej kobyle. Obiektywizmu w tym wszystkim było tyle, co kot napłakał.

Po sromotnej porażce media szybko się otrząsnęły. Czy z własnej inicjatywy, czy sterowane odgórnie, postanowiły przypuścić szturm na Kaczyńskich, który to szturm można porównać do nawałnicy niemieckiej na Brazylię. Rozpoczęła się jazda bez trzymanki, w której to jeździe dziennikarze nie mieli żadnych hamulców. Uwijali się jak w ukropie, byle tylko dokopać braciom Kaczyńskim. Z pozoru błaha sprawa związana z Hubertem H. została rozdmuchana w taki sposób, żeby pokazać L. Kaczyńskiego jako człowieka mściwego, który obraża się niczym księżniczka. I choć sprawa przeciwko Hubertowi H. skierowana była niejako z urzędu, to media podchwyciły, że to tylko i wyłącznie małostkowość prezydenta zdecydowała, że jakiś tam lump nagle znalazł się dobrą pożywką dla mediów. A przecież ta sprawa to błahostka.

Rzekomy zamordyzm z lat 2005-2007 rozdmuchano do takich granic, że panowało przekonanie, że o szóstej rano służby mogą wejść do każdego i tak naprawdę nikt nie może czuć się bezpiecznie. Oczywiście była to jedna wielka bujda na resorach, ale ziarno zostało rzucone i o dziwo zakorzeniło się w świadomości wielu Polaków. Do dziś ten strach jest potęgowany przez usłużnych dziennikarzy i „ekspertów”. Nie potrafię wytłumaczyć tego fenomenu. Bo przecież nikt nie potrafi przyznać się, że służby wtargnęły do ich mieszkań, ba, nikt nie zna osoby, do której te służby wtargnęły. Ale legenda o wizytach smutnych panów w domach niemal wszystkich Polaków ciągnie się od lat i przekazywana z ust do ust robi oszałamiającą karierę. W tym wypadku potwierdza się przysłowie, że kłamstwo często powtarzane staje się prawdą. Tylko w ten sposób można wytłumaczyć tę sytuację. Zbiorowe otępienie? Powszechne otumanienie?

Czy media mają aż taką moc? A może to ludzka głupota sięgnęła szczytów? Ciężko rozstrzygnąć, co tak naprawdę stoi za tą zbiorową ociężałością Polaków. Są i tacy, którzy wprost potrafią powiedzieć, że wolą nieuczciwego Tuska, niż uczciwego do bólu Kaczyńskiego. Czym to wytłumaczyć? Może tym, że tak jak w Rosji musi być władca, który trzyma wszystko w garści i rządzi twardą ręką, tak w Polsce milej widziany jest cwaniak, spryciarz niż patriota i mąż stanu? Może Polacy wolą miernotę, która pozwala na wszystko, niż kogoś kto stawia wymagania? Weźmy pod uwagę słowa Jana Pawła II, który do młodzieży powiedział: „wymagajcie od siebie, choćby inni od was nie wymagali”. Te słowa pasują jak ulał do współczesnych czasów. Władze przymykają oczy na wszelkie zło, dają zielone światło dla oszustów i drobnych cwaniaków, pozwalają na deprawację, sami będąc zdeprawowanymi. Musimy zatem sami wymagać…

Obóz, który reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość wywodzi się ze środowisk od wieków wyśmiewanych za swoje przywiązanie do tradycji, religii, kultury. To nie wspaniałomyślność dzisiejszej propagandy decyduje o tym, że PiS i jego zwolennicy zostali wrzuceni do wora oszołomów, ciemnogrodzian. Ten podział zarysował się wieki temu. Z jednej strony są postępowcy, przeważnie zwani liberałami, z drugiej strony są ideowcy, którzy nie kryją się ze swoim konserwatyzmem. Ci postępowcy chłoną wszystko co nowe niczym gąbka. Dziś nazwałbym ich gadżeciarzami, bo rzucają się na każdą nowość, odrzucając na bok często lepszy staroć. Biorą garściami, ile się tylko da i jak im się znudzi, zmieniają na nowe, czasem lepsze, czasem gorsze. Te gadżetowe fanaberie przekładają się na ich relacje międzyludzkie i stąd widać wśród nich więcej luźnych związków, większe parcie na liberalizację wielu dziedzin życia. Wolą luźny związek, bo przecież łatwiej go rozwiązać. Wybierają pijaka, bo przecież sami lubią wypić. Wybiorą ćpuna, bo sami od czasu do czasu dadzą sobie w żyłę. Zagłosują na transwestytę, bo sami do końca nie potrafią się określić. Skrytykują przy tym uczciwego człowieka, bo przecież sami mają sporo za uszami. Będą głośno krzyczeć, gdy złapią przestępcę, bo przecież sami mogliby (i powinni) być na jego miejscu.

Co mogą zatem zrobić siły patriotyczno-konserwatywne? Robić swoje, wytykać błędy, nie zadowalać się małymi sukcesami, tylko działać dalej i choćby nie wiem ile jadu wylewało się na nie, choćby nie wiem jakich obelg używano by je zdyskredytować, niech nie ustają. Na 25 lat wolności postępowcy rządzili ponad 22 lata. To bardzo dużo a jakoś nie widać owoców tego ich postępu. Bo jeśli tym owocem ma być baba przerobiona na faceta, czy aborcja na życzenie, to osobiście wybieram życie w ciemnym grodzie i aktywne działanie na rzecz pokrzyżowania planów cwaniakom, gadżeciarzom, transom, homosiom, złodziejom i innym typom spod ciemnej gwiazdy. Zapraszam do ej walki innych, którym nie jest wszystko jedno, i dla których wskazania Jana Pawła II nie pozostały jedynie pustymi słowami. Wymagajmy od siebie…