bySłyszałem kiedyś teorię, iż o poziomie życia najlepiej świadczą… plamy na ubraniach! I choć wydawać by się mogło, że nie ma to sensu, to jednak coś w tym jest. Wszak czym upaprać się może biedak? Za bardzo nie ma czym, a że jest oszczędny to będzie tak działał by najmniej się upaćkać, za to bogaty, po pierwsze ma spory zapas ubrań, więc gdy zabrudzi jedną elegancką koszulę, to od razu założy następną, a plamy na jego ubraniach ojojoj! Kawior, drogie francuskie wina, wykwintne sosy. Słowem: jesteś tym czym jesteś ubabrany.

Fajne historyjki fajnymi historyjkami, ale wróćmy do naszych coraz bardziej siermiężnych nadwiślańskich realiów. Dnia dzisiejszego byłem świadkiem sceny, która o poziomie życia Polaków świadczy lepiej niźli statystyki uklecone przez „mądre” socjologiczne głowy.

Otóż gdzieś przed godziną siódmą zobaczyłem dość spory tłumek ludzi oczekujący na otwarcie… Lidla! Czyli najbardziej „dziadowskiego” dyskontu spożywczego. W tym tłumie widziałem raczej osoby w wieku pracowniczym, żadnych emerytów, młodzieży itd. Wszyscy byli nieźle ubrani, zaś na parkingu były zaparkowane dobre samochody. Co to oznacza? Jeżeli ktoś celowo rano ustawia się w kolejce (dodam, że dzisiaj było dość chłodno) pod sklepem, gdzie od cen niższa jest tylko jakość produktów to chyba nie za dobrze świadczy o jego finansach.

Oj! Chyba stary Olmek znalazł kolejny dowód na to, że „Zielona Wyspa” cosik poszarzała. Wszak nowoczesny, elegancki Europejczyk rano śpi w wygodnym łóżeczku, a nie sterczy w kolejce przed „marketem” z tanimi parówami, co nie? Coś tu jest nie tak, przecież taki widok kojarzy się z czasami sprzed rewolucji dokonanej przez pewnego wąsatego elektryka. A może te czasy wracają?

Dzisiejsza rzeczywistość pomimo wszechobecnego blichtru jest po prostu siermiężna. Wszystko drożeje, o pracę jest coraz trudniej, a taka, która umożliwiłaby założenie i utrzymanie rodziny to już w ogóle można zapomnieć, no chyba że ma się znajomości. Dobra praca tylko po znajomości? Hmmmm. Mnie na wos-ie uczono, że coś takiego było normą w PRL, a w wolnej Polsce już tak nie ma bo mamy przecież zdrowy wolny rynek. Nic więc dziwnego, że zabiedzeni Polacy sterczą na zimnie w kolejkach po tańsze paróweczki.

A gdyby tak dodać jeszcze, że przez tę oszczędność najbardziej traci polski biznes i gospodarka (bo Polacy wzbogacają zagraniczne sieci, zamiast kupować w polskich sklepach) to otrzymujemy obraz nędzy i rozpaczy. I tak zamiast eleganckiego nowoczesnego europejskiego nadczłowieka mamy dzisiaj białego negra wcinającego obleśne parówki. Ale za to polska studentka może wyjechać na Erasmusa do Francji, gdzie jej słowiańska uroda zachwyci niejednego krajowca. I niech ktoś mi powie że Polska nie jest kolonią UE!