zdjęcie werdyskt.blogspot.com

Cóż robi Donald teraz w Sopocie

Czy może zbija bąki

Pracuje on ciężko w czoła pocie

Robi ciasteczka z mąki

A cóż porabia obywatel pierwszy

Czy może znowu strzela do kaczek

Do „bulu” nienawidzi wierszy

Przerobić literki na drobny maczek

Ten pierwszy wczoraj pograł w piłkę

Grał ponoć w ustawce i o dużą kasę

Z tego wszystkiego poszedł na siłkę

Zwiększył z pewnością mięśniową masę

Ten drugi z kolei, pierwszy się znaczy

Nie wiedzieć czemu zaszył się w klatce

Czy wyjść z tej klatki kiedyś on raczy

Ma zamiar powiedzieć wyłącznie matce

Weekend w Sopocie to niezła sprawa

Trwa on od czwartku aż do poniedziałku

Przez pięć dni naprawdę super zabawa

Nawet gdy musi tyrać przy wałku

Belweder go tłamsi, dusi, przytłacza

Historia miejsca wielka zaiste

Dlatego się Bronek ciągle zatacza

A myśli jego są z deka mgliste

Wałki to jednak jego jest brocha

Cieszy się wielce z każdego z osobna

Najbardziej jednak polityczne kocha

Ot taka mała, różnica drobna

Nie ma co robić w te długie weekendy

Nudy na maksa, nic się nie dzieje

Gdzie pochowały się wszystkie mendy

Zawsze w weekendy połowa mi zwieje


Wtorków nie lubi, a także śród

W Warszawie wtedy obecny jest

Co robić gdy pełno kołków wśród

To dla Donalda prawdziwy test

Mija dość szybko sobota, niedziela

Znów poniedziałek, jakże się cieszę

Znów się dzieje, pracę rozdziela

Pokażę wszystkim wkrótce Trzecią Rzeszę

Mijają szybko nieszczęsne te dni

Znowu jest czwartek, wolnych dni pięć

Do pracy wracać ani się śni

W Sopocie spokój i żadnych spięć

Mija ten tydzień szybko niestety

Znowu rozjadą się ludzie w świat

Czekają ponownie nudne bzdety

Na szczęście powróci młodzieży kwiat

Czuły jest Donald na wszelką satyrę

Gdy trudne sprawy na horyzoncie

Zatrudni przeto Andrzeja Chyrę

Sam przecież nie będzie na froncie


Czuły jest Bronek na wszelkie błędy

Perfekcjonista z niego, że hej

Potrafi dostrzec niecne popędy

Dla niego pedał to zwykły gej

Ucieka premier, chowa się do szafy

Po co narażać swój skromny wizerunek

Nie dla niego różne polityczne rafy

Niepotrzebny mu żaden frasunek

Do szafy nigdy nie wejdzie Bronek

Z przyłbicą zawsze do przodu gna

Nawieźcie mu mięsa i trochę golonek

Wypije kielicha do samego dna

Gdy emocje opadną, opuszcza szafę

W tym samym czasie inny bohater

Strzela tak ogromną gafę

Wypada krzyknąć: na sermater!


Za dawnych czasów plagą była stonka

Teraz tak nie jest, już jest inaczej

Nastały czasy złotego Bronka

Dużo gorszą zarazą jest raczej

Ręka w rękę, obaj szkodnicy

Działają w polskim ogrodzie

Gmerają gdzieś około odbytnicy

Chcą syfa zaszczepić w narodzie

Tematy zastępcze ochoczo rzucają

Nie ma co mówić znowu o biedzie

Winę na PiS ciągle zrzucają

Ważne, że im się nieźle wiedzie

Wychowani na szczawiu i na nasypach

Dziarskie chłopaki walczą zawzięcie

Poznaliśmy jednak się na tych typach

Grube ryby będą mieć wzięcie


Już wkrótce się skończą rządy tandemu

A spadną naprawdę z wysokiego konia

Przekazuję to tobie, przekaż to jemu

To koniec Bronka i koniec Donia

Może to tylko życzenia pobożne

Oby nastało szybko, już wkrótce

Wszystkie persony również i możne

Opowiem o tym kiedyś pokrótce

Tymczasem żyjemy w państwie platformy

Jest w sumie do dupy, nie ma co kryć

Pora najwyższa wracać do formy

I zadać pytanie: premierze, jak żyć?

Gdy następnego razu pójdziesz do urny

Pamiętaj dobrze spisane tu słowa

Bo jeśli znowu będziesz tak durny

Znowu Cię zrobią w konia od nowa