Cóż robi Donald teraz w Sopocie
Czy może zbija bąki
Pracuje on ciężko w czoła pocie
Robi ciasteczka z mąki
A cóż porabia obywatel pierwszy
Czy może znowu strzela do kaczek
Do „bulu” nienawidzi wierszy
Przerobić literki na drobny maczek
Ten pierwszy wczoraj pograł w piłkę
Grał ponoć w ustawce i o dużą kasę
Z tego wszystkiego poszedł na siłkę
Zwiększył z pewnością mięśniową masę
Ten drugi z kolei, pierwszy się znaczy
Nie wiedzieć czemu zaszył się w klatce
Czy wyjść z tej klatki kiedyś on raczy
Ma zamiar powiedzieć wyłącznie matce
Weekend w Sopocie to niezła sprawa
Trwa on od czwartku aż do poniedziałku
Przez pięć dni naprawdę super zabawa
Nawet gdy musi tyrać przy wałku
Belweder go tłamsi, dusi, przytłacza
Historia miejsca wielka zaiste
Dlatego się Bronek ciągle zatacza
A myśli jego są z deka mgliste
Wałki to jednak jego jest brocha
Cieszy się wielce z każdego z osobna
Najbardziej jednak polityczne kocha
Ot taka mała, różnica drobna
Nie ma co robić w te długie weekendy
Nudy na maksa, nic się nie dzieje
Gdzie pochowały się wszystkie mendy
Zawsze w weekendy połowa mi zwieje
Wtorków nie lubi, a także śród
W Warszawie wtedy obecny jest
Co robić gdy pełno kołków wśród
To dla Donalda prawdziwy test
Mija dość szybko sobota, niedziela
Znów poniedziałek, jakże się cieszę
Znów się dzieje, pracę rozdziela
Pokażę wszystkim wkrótce Trzecią Rzeszę
Mijają szybko nieszczęsne te dni
Znowu jest czwartek, wolnych dni pięć
Do pracy wracać ani się śni
W Sopocie spokój i żadnych spięć
Mija ten tydzień szybko niestety
Znowu rozjadą się ludzie w świat
Czekają ponownie nudne bzdety
Na szczęście powróci młodzieży kwiat
Czuły jest Donald na wszelką satyrę
Gdy trudne sprawy na horyzoncie
Zatrudni przeto Andrzeja Chyrę
Sam przecież nie będzie na froncie
Czuły jest Bronek na wszelkie błędy
Perfekcjonista z niego, że hej
Potrafi dostrzec niecne popędy
Dla niego pedał to zwykły gej
Ucieka premier, chowa się do szafy
Po co narażać swój skromny wizerunek
Nie dla niego różne polityczne rafy
Niepotrzebny mu żaden frasunek
Do szafy nigdy nie wejdzie Bronek
Z przyłbicą zawsze do przodu gna
Nawieźcie mu mięsa i trochę golonek
Wypije kielicha do samego dna
Gdy emocje opadną, opuszcza szafę
W tym samym czasie inny bohater
Strzela tak ogromną gafę
Wypada krzyknąć: na sermater!
Za dawnych czasów plagą była stonka
Teraz tak nie jest, już jest inaczej
Nastały czasy złotego Bronka
Dużo gorszą zarazą jest raczej
Ręka w rękę, obaj szkodnicy
Działają w polskim ogrodzie
Gmerają gdzieś około odbytnicy
Chcą syfa zaszczepić w narodzie
Tematy zastępcze ochoczo rzucają
Nie ma co mówić znowu o biedzie
Winę na PiS ciągle zrzucają
Ważne, że im się nieźle wiedzie
Wychowani na szczawiu i na nasypach
Dziarskie chłopaki walczą zawzięcie
Poznaliśmy jednak się na tych typach
Grube ryby będą mieć wzięcie
Już wkrótce się skończą rządy tandemu
A spadną naprawdę z wysokiego konia
Przekazuję to tobie, przekaż to jemu
To koniec Bronka i koniec Donia
Może to tylko życzenia pobożne
Oby nastało szybko, już wkrótce
Wszystkie persony również i możne
Opowiem o tym kiedyś pokrótce
Tymczasem żyjemy w państwie platformy
Jest w sumie do dupy, nie ma co kryć
Pora najwyższa wracać do formy
I zadać pytanie: premierze, jak żyć?
Gdy następnego razu pójdziesz do urny
Pamiętaj dobrze spisane tu słowa
Bo jeśli znowu będziesz tak durny
Znowu Cię zrobią w konia od nowa