zdjęcie galeriawidgeta.blogspot.com

Mamy Nowy Rok, ale na chwilę wróćmy do tych czasów, gdy żyło się lepiej. Wszystkim.

Pamiętam, że jeszcze w 2011 roku wywozili śmieci raz na miesiąc. W połowie 2012 roku podnieśli cenę wywozu śmieci o 30%. Po czym w trzecim kwartale ogłosili, że plastik będzie wywożony nie tak jak do tej pory co miesiąc, ale co kwartał. Nie dość, że podnieśli cenę, to jeszcze zmniejszyła się ilość świadczonych usług.

Pamiętam również, że w 2011 roku płyn do mycia naczyń w pomieszczeniu socjalnym (rzecz dzieje się w pracy) był w oryginalnej butelce (przeważnie był to Ludwik), a gdy skończyła się butelka, to przynoszono nową, oryginalną, nówka sztuka, nie śmigana. W 2012 roku butelka po Ludwiku owszem, pozostała, ale za każdym razem pani sprzątająca przychodziła z dużą butelką, w której był zielony płyn, ale na pewno nie taki jak w Ludwiku, wlewała do połowy butelki, po czym resztę uzupełniała wodą. Płyn z lekko ciemnozielonego robił się jasnozielony. Opakowanie po Ludwiku pozostało, ale już płyn, który znajdował się w środku niczym nie przypominał starego dobrego Ludwika. Pamiętam to. Tak było jeszcze w 2011 roku.

Pamiętam też dobrze, że jeśli prosiło się administrację biura o sprzęt biurowy potrzebny do pracy, to otrzymywało się długopisy, ołówki, zszywki i co tam tylko się dało wyciągnąć. I był to całkiem solidny sprzęt, a nie jakieś byle co. Pamiętam to dokładnie. Może nie był to 2011 rok, ale na pewno jeszcze w 2009 roku taki ekwiwalent się otrzymywało. Dziś otrzymuje się sprzęt zdezelowany, po szefie, bo komuś z góry już się nie przyda ołówek, a w zasadzie ołóweczek. Historia z życia wzięta, to nie jest żadne science fiction. Istnieją biura, w których nie brakuje ołówków…z IKEI. Kiedyś osoby zajmujące się dostarczeniem sprzętu biurowego zamawiały je w odpowiednich zakładach papierniczych, biurowych itp. Dziś jedzie się do IKEI, bo tam ołówki są za darmo. Ponoć darmowe są również miarki do mierzenia, więc niech się architekci, geodeci i nauczyciele geografii nie martwią. IKEA pomoże.

Ktoś sobie pomyśli, że autor tych słów wymyśla, ale zastanówmy się, czy to nie jest prawda. Oto likwidują kolejne połączenia w rozkładzie jazdy pociągów, jednocześnie z nowym cennikiem. Kiedyś mówiło się o podwyżce, dziś jest to nowy cennik. Brzmi jakoś tak łagodniej, a przecież nowy cennik oznacza zawsze podwyżkę. Ktoś powie, że przecież to nieprawda, bo oto od 1 stycznia 2013 ceny gazu spadną o 10%. Chwała Tuskowi, wdzięczny jestem za to bardzo. Niech jednak zwróci uwagę na to kołek jeden z drugim, że dziś ogrzewanie mieszkania gazem to rarytas. Mieszkańcy wsi przerzucili się na ogrzewanie węglem i drzewem, a z kominów wydobywają się zabójcze dla środowiska dymy, w których czuć plastik, bo przecież przez 3 miesiące uzbiera się pokaźna ilość butelek i tym podobnych rzeczy.

Pamiętam jeszcze, że bilet kwartalny w Warszawie kosztował 196 zł. Było to dokładnie w 2011 roku. Od 1 stycznia 2013 roku ma kosztować 250 zł, ale przecież jeszcze w 2012 roku podnieśli cenę do 220 zł. Pamiętam to tak dokładnie. Zresztą wszystko można sprawdzić.

Szanowni Państwo!

Butelka po płynie pozostała dokładnie taka sama. Nie ma żadnej różnicy, no może poza tym, że jest ciut bardziej zużyta i potargana wiatrami historii zmywania. Opakowanie to samo, ale w środku tandeta, żeby nie napisać lipa.

A przecież kiedyś masło miało 250 g, a dziś ledwo co ma 200, a coraz częściej zauważam 170. I że niby cena się nie zmieniła, albo obniżyli ją nieznacznie. A mleko w butelkach 0,9l? Kiedyś były tylko litrowe, dziś już kombinują jak tu coś uszczknąć dla siebie. A o ilu trikach w ogóle nie mam pojęcia? Przecież piszę tylko o tych, o których wiem, a żadnym specjalistą, ani tropicielem takich przekrętów nie jestem. Kombinatorzy królują, mają się jak ryba w wodzie. Kłamią na potęgę i nie ma na nich mocnych. Tu ukradną kilka groszy, tam kolejne grosiki, i w ten sposób napełniają swoje kieszenie, a my, rasowi frajerzy dajemy się nabijać w butelkę, nie tylko po Ludwiku. Cicho siedzimy, żeby czasem ktoś nie wyszedł na głupka, a przecież prawda jest taka, że milcząc, dajemy zgodę na takie działania. Już w 1717 roku podczas tzw. Sejmu niemego padły złowieszcze słowa, że milczenie jest oznaką zgody. Wtedy to żaden z posłów polskiego sejmu nie postawił się warunkom podyktowanym przez rosyjskiego cara. Dziś znów milczymy i choć sytuacje są nieporównywalne, to jednak zarówno wtedy, jak i teraz ten brak działania aż nadto rzuca się w oczy.

Nie pamiętam strajków z lat 70-tych i 80-tych, bo pamiętać nie mogłem z racji wieku, ale trochę na ten temat czytałem. Władza chciała ukrywać protesty ludności, jednak nawet tamta czerwona władza nazywała protesty protestami, a strajki strajkami. Dzisiejsza władza, z podległymi jej mediami strajki nazywa zamieszkami lub burdami pijanych robotników i kiboli, a protesty określa mianem happeningów lub tym podobnych wynalazków. Pamiętam jak bodaj w 2007 roku strajkowały pielęgniarki pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów. Wtedy był to strajk pełną gębą. Dziś strajk kogokolwiek to hucpa. Bo przecież jak można strajkować, gdy cały świat pogrążony jest w kryzysie. Uliczne pochody, to zlot sekty smoleńskiej i Bóg wie czego jeszcze.

Czy naprawdę aż tak bardzo Polacy się zmienili? Czy naprawdę dopadła nas zbiorowa amnezja? Czy naprawdę wystarcza nam lepszy obraz w telewizorach? Przecież państwo dało nam wspaniałą telewizję cyfrową, więc gęba Żebrowskiego jest jeszcze piękniejsza niż w telewizji analogowej. Cieszymy się z wygładzonej buźki Daniela Olbrychskiego, który w nowej technologii mógłby zagrać nawet i w Młodych wilkach. Cieszymy się z tego, a to, że śmieci zalegają w przydomowym ogródku, to już sprawa trzeciorzędna. Chwała Bogu mamy wodę w kranie, a że jest przeważnie ciepła, traktujemy to jako gratis od rządzących. Ważne, że możemy się nażreć do syta, obejrzeć powtórkę Kevina samego w domu, czy gdzie go tam wyniesie.

Proszę Państwa! Dzisiejsza władza dba o to, aby opakowanie pozostało markowe, żeby podarunek był znakomicie opakowany, w najlepszym papierze. Tego rządowi nie można odmówić, bo otoczka zawsze jest na wysokim poziomie. Ale gdy otwieramy prezent, to co w środku powoduje, że smród roznosi się po całej okolicy. Wali niemiłosiernie po oczach, razi strasznie. Miejsce Ludwika zajął Topek, czy inny wynalazek.

Pamiętam dokładnie te czasy, gdy od opakowania ważniejsze było wnętrze. Wehikuł czasu, to byłby cud!

A tak przy okazji, szczęśliwego Nowego Roku!