indeksfOscary rozdane. Nagroda ta, podobnie jak Nobel przyznawana jest nie ze względu na wybitność filmu, a ze względu na takie, a nie inne koneksje polityczne. Dostać Oscara to przypodobać się lewicy, nakręcić film o Żydach, gejach, a sukces niemal gwarantowany. Nagroda jednak powinna cieszyć, bo to podnosi prestiż danego kraju i wzrasta zainteresowanie rodzimym kinem. Dzięki Bogu Holland nie otrzymała Oscara. Ktoś powie, że to typowo polskie, że cieszymy się, gdy sąsiadowi spali się dom.

 Ale nie o to w tym wszytskim chodzi, bowiem Holland nienawiścią do tego co polskie mogłaby obdzielić całe tabuny ludzi. W swoich filmach pokazuje Polaka jako antysemitę (nie chodzi o ostatni film „W ciemności”), nie zwracając w ogóle uwagi na pozytywne cechy narodowe. Jako znana w świecie filmowym jest osobą robiącą najgorszą z możliwych reklam Polsce i Polakom. Źle mówić o swoim kraju za granicą winno skończyć się pozbawieniem obywatelstwa, a wówczas może mówić co chce i gdzie chce.

Wybielać kłamstwo, oczerniać prawdę, do tego stworzona jest idealnie. Jako przykład niech posłuży film „Zabić księdza”, w którym to tak zdeformowała postać błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki i tak upiększyła postać esbeckiego oprawcy, że odbiorca może się zastanawiać, kto stoi po stronie zła, a kto po stronie dobra. Przyrównywanie jej do twórczości Dostojewskiego byłoby stratosferycznym przegięciem, ale czyż nie dopingowaliśmy Raskolnikowa, który zabił dwie kobiety? Tam jednak portret psychologiczny był tak doskonały, że odbiorca mógł współczuć katowi, a niejako cieszyć się z nieszczęścia szczególnie jednej ofiary, tj. lichwiarki.

W przypadku filmu zastosowała Holland najbardziej prymitywną metodę. Kat staje się ofiarą, ofiara staje się nie tyle katem, co prowokatorem. O ile Raskolnikow może budzić pewne współczucie (jego czyn był absolutnie zły), tym bardziej, że zrozumiał swoje błędy i nawrócił się, o tyle postać oprawcy w filmie A. Holland jest tak wybielona, że dziwię się, że po publikacji tegoż filmu, oprawcom nie przyznano nagrody specjalnej, nie mówiąc o zatarciu wcześniejszych win. Dostojewski stworzył fenomenalną postać Raskolnikowa ze swoimi dylematami i aspiracjami.

Ponoć A. Holland była bardzo zmęczona po skończeniu tego filmu, gdyż niosła na sobie brzemię Watykanu, Polski, księży, producentów. Wszystkie oczy były skierowane na nią, a ona czuła się odpowiedzialna za jak najwierniejsze oddanie tego co wydarzyło się w mroczną październikową noc 1984 roku. Cóż, lepiej aby nie brała się za realizację takiego tematu, gdyż jej walory moralne daleko odbiegały (i odbiegają) od ogólnie przyjętych. Chciałoby się rzec, że niedaleko pada jabłko od jabłoni, ale do historii ojca A. Holland, zagorzałego komunisty, stalinisty, odsyłam zainteresowanych, bowiem tu i teraz rozgrywa się walka o prawdę o słynną reżyserkę. Głosi ona, że Polacy to naród niedojrzały, ksenofobiczny i przede wszystkim antysemicki. Powtarza to niczym mantrę.

Osobą, która niejako wypromowała i wyprowadziła na głębokie wody A. Holland, był Andrzej Wajda. Wybitny, największy, w końcu zdobywca Oscara, więc to wszystko zobowiązuje. Ale w jego filmach też widać służalczość, antypolskość. Choćby w filmie „Wyrok na Franciszka Kłosa”, gdzie polski policjant, kolaborując z Niemcami w czasie okupacji, denuncjuje Żydów, a nawet sam ich zabija. Wymowa takiego filmu była niegodziwością wobec historycznego faktu, że Polacy ratowali dziesiątki tysięcy Żydów, często płacąc najwyższą cenę. To świetnie wpisuje się w jego postrzeganie Polaków, które przekazuje nie tylko innym reżyserom, ale i widzom. Skoro uchodzi za autorytet, to z łatwością przychodzi mu krzewienie antypolskości.

Pozwolę sobie na dygresję. Jeśli jest polskim reżyserem, to ma obowiązek robić filmy, które nie tyle są apoteozą polskości, co jednak nie oznacza, że może w niemal każdym filmie tę polskość szkalować. Dlaczego nie zrobi filmu, w którym pokazuje, że Polacy bohatersko bronili Żydów i narażali swoje życie, aby im pomóc? A zawsze znajdzie temat lub wstawkę, żeby pokazać, że Polacy byli jednak kanaliami. Wiadomo, że w każdym narodzie tacy się znajdą, ale po co ich promować i to jeszcze za pieniądze podatników?

Promocja własnego kraju polega na pokazywaniu pięknych kart historii, czasem bolesnej, ale na pewno nie polega na szkalowaniu własnego narodu, co państwo Holland i Wajda czynią notorycznie. Osoba, która przez kilkadziesiąt lat nie poruszała tematu zbrodni katyńskiej, bo bała się, że państwo nie będzie chętnie łożyło pieniędzy na jego filmy, nagle staje się autorytetem zaciekle krzyczącym, że środowisko polityczne, które dziś rządzi Polską(chodzi o PO, przyp. red.),ma przyjaciół w jednej telewizji prywatnej, ma w drugiej i trzeba coś zrobić, żeby miało również poparcie, przyjaciół w mediach publicznych. To są słowa haniebne, gdyż prowadzą do zaniku jakiejkolwiek równowagi w społeczeństwie, w którym to jednym pozwala się mówić wszystko i wszędzie, a innym zamyka się usta wszędzie.

Wajda jest szkodnikiem. Brzmi strasznie, prawda? Wszak to nasz towar eksportowy, nasz znak jakości. Dla mnie będzie on szkodnikiem dopóty będzie robił takie filmy, w których polskość jest tłamszona, mieszana z błotem, czy wręcz wyszydzana. Państwu H. i W. już dziękujemy.