zdjęcie domnaskale.net.pl

Na filmie znam się mniej więcej tak jak kura na pieprzu, czyli słabo. Nie jestem może odpowiednią osobą do pisania recenzji filmowych, ale spróbujmy. Otóż, postrzegam kino jako producenta ckliwych historyjek, w których absolutnie nic się nie dzieje. Oscary przyznawane nie za genialność filmu, tylko za odpowiednie ukierunkowanie polityczne. Takie kino zdecydowanie nie zachęca.

W natłoku gniotów naprawdę warto obejrzeć film Cristiada. I mało istotnym jest fakt, że rzecz dzieje się w dalekim Meksyku. Ten Meksyk ma wiele wspólnego z Polską, chyba ciut więcej niż Nigeria. Nie ma w tym filmie zwalających z nóg efektów specjalnych (co akurat dla mnie zawsze jest atutem, bo ważniejsza od efektów jest sama historia). Nie ma w tym filmie przepychu tak uderzającego w hollywoodzkich produkcjach (też dobrze). Cristiada jest jednak filmem, który urzeka, porywa i wzrusza. Rzadko zdarza się, że ludzie w kinie zostają do końca napisów, a to już coś znaczy. Tak na marginesie, warto pozostać do końca, bo kilka istotnych informacji pojawia się właśnie na końcu. (continue reading…)