ipn.gov.pl

ipn.gov.pl

Dzięki setkom zdjęć, mapom i przystępnej narracji, odbędziemy zaskakującą podróż w czasie po dziejach polskich formacji wojskowych, od czarnomorskich stepów po białoruskie kresy i od Puław po Smoleńszczyznę, a wszystko w realiach Wielkiej Wojny i rozpadającej się carskiej Rosji.

Wydany w 2018 roku przez Instytut Pamięci Narodowej album „Białe Legiony 1914-1918. Od Legionu Puławskiego do I Korpusu Polskiego” autorstwa Wojciecha Jerzego Muszyńskiego, przywraca pamięć o niemal zapomnianych formacjach polskich walczących w Wielkiej Wojnie po stronie Rosji. Ta publikacja była bardzo potrzebna, zwłaszcza w roku obchodów stulecia odzyskania niepodległości.

O ile bowiem o tzw. Legionach Piłsudskiego wiadomo dość dużo, o tyle o tych oddziałach, które walczyły po przeciwnej stronie frontu, wiemy bardzo niewiele. Legion Puławski, Brygada Strzelców Polskich, Dywizja Strzelców Polskich, 1 Pułk Ułanów Krechowieckich, wreszcie I Korpus Polski. Podobnie stosunkowo mało znane są związane z tymi formacjami postacie takie jak gen. Józef Dowbor-Muśnicki, gen. Lucjan Żeligowski, gen. Wacław Iwaszkiewicz, płk Bolesław Mościcki, rotmistrz Konstanty Plisowski.

Naprawdę niezwykłe to dzieło. Na kartach tego albumu odżywają kompletnie zapomniane, najdalsze kresowe ziemie I Rzeczpospolitej. Kto dziś pamięta o polskiej społeczności Mohylewa i walkach polskich oddziałów na Mohylewszczyźnie? Kto może sobie wyobrazić, że w roku 1917 w ramach obchodów stulecia śmierci Tadeusza Kościuszki w Starym Bychowie nad Dnieprem powstaje kopiec, wzorowany na kształcie krakowskiego kopca Kościuszki? Z kolei Bobrujsk, który nagle w 1918 roku staje się w praktyce polskim miastem, hucznie obchodzi rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja. A już najbardziej wzruszają zdjęcia polskich formacji wojskowych maszerujących przez Witebsk, czy ceremonia przekazania w Kijowie w 1917 roku Dywizji Strzelców Polskich zachowanych sztandarów z okresu Powstania Listopadowego.

Gdzież wtedy nie było Polaków. Społeczeństwo polskie Odessy fundowało sztandary dla naszego wojska. Z tejże Odessy rotmistrz Plisowski wykonał fenomenalny rajd swoim szwadronem aż do Bobrujska, by połączyć się z I Korpusem. Szczególnie mocnego patriotycznego ducha krzewił pułk ułanów wywodzący się z Legionu Puławskiego, zwany później 1 Pułkiem Ułanów Krechowieckich – określony tak od niezrównanej szarży na wielokrotnie silniejsze oddziały niemieckie pod Krechowcami w dniu 24 lipca 1917 r. Pułk dowodzony przez płk. Bolesława Mościckiego, spacyfikował przed szarżą rosyjskich maruderów grabiących i palących Stanisławów. Legenda polskich ułanów, bijących i Rosjan i Niemców, rozchodziła się szeroko w Polsce i poza nią.

Początkowo polskie formacje zewnętrznie niewiele różnią się od reszty wojska rosyjskiego. Z upływem lat (zwłaszcza od 1917 roku) widać, że mamy do czynienia już praktycznie z polskim wojskiem. Co ciekawe, wyraźnie widać, że w symbolice tych białych legionów jest wiele akcentów religijnych (np. sztandar z Matką Bożą Częstochowską) a orzełki mają koronę, co stoi w kontraście do symboliki legionowego orzełka bez korony z drugiej strony frontu. Formacje te pozwalały też odzyskiwać polską tożsamość wielu zruszczonym oficerom i żołnierzom.

Dzieje I Korpusu Polskiego gen. Dowbora-Muśnickiego to tak naprawdę historia wolnego skrawka Polski ulokowanego na najdalszych kresach dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Początkowo poszczególne formacje Korpusu rozlokowane były na wielkim obszarze od Mińska Litewskiego przez Orszę, aż po znajdujące się na wschód od Smoleńska Jelnię czy Dorohobuż. Te tereny widziały polskiego żołnierza po raz pierwszy od 1812 i 1654 roku. To z tych odległych rubieży Smoleńszczyzny polskie formacje dokonają rzeczy zdawało się niemożliwej: przy trzaskającym mrozie i nieustannym zagrożeniu bolszewickim przebiją się na zachód do miejsca koncentracji sił I Korpusu, naznaczonego przez gen Dowbora. Z kolei szwadron majora Bystrama sformowany pod Moskwą, napotka na stacji kolejowej w Smoleńsku pociąg z samym naczelnym dowódcą sił bolszewickich – Krylenką. Tenże widząc wymierzone w niego karabiny polskich żołnierzy, musi ustąpić i po kilkugodzinnych negocjacjach przepuści Polaków na Zachód. Iście Kmicicowa fantazja będzie towarzyszyć też naszym konspiratorom, którzy dysponując szczupłymi siłami opanują z rąk bolszewików Mińsk, na chwilę przed wkroczeniem tam oddziałów niemieckich. A do tego historia improwizowanego pociągu pancernego pod dowództwem porucznika Stanisława Małagowskiego, pokazująca jak dzielni i zaradni byli nasi żołnierze. I choć również do polskich oddziałów wkradała się demoralizacja oraz agitacja bolszewicka, to jednak nasze formacje z reguły były wzorem karności i porządku na tle rozpadającej się armii rosyjskiej. Gen. Dowbor zadbał bowiem o silne morale swojej formacji, sprowadzając do Korpusu wielu katolickich księży. Sam poglądów mocno konserwatywnych, był konsekwentny w zwalczaniu komunistycznej agitacji.

Zdobycie przez Polaków twierdzy bobrujskiej spowoduje powstanie w trójkącie Słuck-Mohylew-Rohaczew (strategicznie bardzo ważnym z uwagi na siec komunikacyjną) prawdziwego polskiego bastionu ścierającego się na linii Dniepru z formacjami Lenina a od zachodu zagrożonego wojskami niemieckimi. A dla miejscowej polskiej ludności, która przetrwała półtorawiekową niewolę, będzie to chwila radości z oglądania polskiego wojska i namiastki polskiej państwowości. Na marginesie warto dodać, że jak wspominał prof. Andrzej Nowak, Polacy zajmując te obszary, uratowali życie uwięzionym białym oficerom – w tym późniejszemu dowódcy białych – gen. A. Denikinowi.

Po kapitulacji Korpusu przed Niemcami w maju 1918 roku wielu Dowborczyków przedostaje się na teren Królestwa Polskiego rządzonego przez Radę Regencyjną. Tam utworzą aktywną konspirację, która odegra dużą rolę w rozbrajaniu Niemców w listopadzie 1918 roku. Wielu z nich zasili kadry powstającego Wojska Polskiego. Z kolei sam Dowbor stanie na czele powstańczych formacji wielkopolskich, które przekształci w regularną Armię Wielkopolską, liczącą około 100 tys. żołnierzy. Za Dowborem trafi tam wielu oficerów z Korpusu (m. in. późniejszy generał Władysław Anders). Z kolei w czasie wojny z bolszewikami pułki wielkopolskie dotrą do znanego już Dowborczykom Bobrujska.

Przedstawione w albumie historie potrafią zachwycić, ale również skłaniają do zadania pytania o to dlaczego tak nierówno rozdzielono pamięć o polskich formacjach czasu pierwszej wojny. „Białe Legiony” imponują rozmiarem i jakością wydania. Są jednak i mankamenty tego albumu takie jak słaba korekta i niezbyt wyraźne mapy, oraz pisarstwo autora – momentami z pogranicza historycznej publicystyki. To nie koniec tematu polskiego wojska na Wschodzie. Pozostają jeszcze polskie formacje na południowych kresach, na Kubaniu, Kaukazie, Murmaniu i Syberii. Czekamy na kolejną część albumu.