wikipedia.pl

wikipedia.pl

 Człowiek do wszystkiego się przyzwyczai. Również do kłamstwa i nienormalności, byleby zostały przyobleczone powłoką upływającego czasu. Coś co było od zawsze, od dekad czy pokoleń musi być normalne i naturalne. Tak jak omszałe pomniki Armii Czerwonej i ulice komunistycznych bohaterów, które dla tak licznej rzeczy ludzi powinny zostać, bo były od zawsze i komu to przeszkadza.

Nie oznacza to, że artykuł będzie o dekomunizacji. To temat na osobną dyskusję, co z tym zrobiono i dlaczego tak wyszło nam na pół gwizdka. Dziś chciałbym napisać o fenomenie tzw. Polskiego Stronnictwa Ludowego, bo znów za chwilę wybory samorządowe i znów ta rozgałęziona ameba układów i sieci interesów będzie walczyć o sukces.

Pamiętam, że gdzieś z dwadzieścia lat temu na przystankach mojego miasta jakiś desperat przyklejał małe karteczki z hasłem: „Złodzieju ZSL oddaj nazwę PSL”. Nastolatkiem będąc ledwo domyślałem się o co chodzi. Dziś gdy me skronie przyozdabiają pierwsze ślady siwizny, wiem już troszkę więcej. I zaiste, to co zrobiono z szyldem „PSL” zasługuje na bardziej dosadne określenie niż to desperackie hasło na przystankach. Wyobraźmy bowiem sobie, że jakiś bandzior napada na dom, wypędza szanowaną i uczciwą rodzinę i zamieszkuje w ich domu. Po wielu latach, zaczyna udawać uczciwego obywatela i podawać się za bliskiego krewnego rodziny, który legalnie przejął majątek. A wszyscy wkoło to aprobują, bo mają amnezję i nie pamiętają jak było naprawdę. Tak jest dziś właśnie z tzw. Polskim Stronnictwem Ludowym.

Autentyczny chłopski ruch ludowy posiadał korzenie jeszcze z okresu sprzed I wojny światowej i objawiał się w II Rzeczpospolitej działalnością takich formacji jak PSL „Piast” czy PSL „Wyzwolenie”. Formacje te o różnym zabarwieniu politycznym (bliższe prawicy czy też lewicy) posiadały jednak charakter niepodległościowy. Ikoną ruchu ludowego był Wincenty Witos, trzykrotny premier okresu międzywojennego. W latach 30. XX wieku ruch ludowy zjednoczył się tworząc Stronnictwo Ludowe, które w konspiracji w czasie okupacji działało jako SL „Roch” i wchodziło w skład struktur Polskiego Państwa Podziemnego.

Tymczasem tworzony z nadania Moskwy ruch komunistyczny (Polska Partia Robotnicza) przywdziewał pozory ruchu „polskiego” i „patriotycznego” i był nastawiony wrogo wobec PPP. Tworząc zaczątki nowej komunistycznej władzy werbował znane nazwiska (np. brata Wincentego Witosa – Andrzeja) czy tworzył przybudówki PPR tworzące fikcję wielopartyjności obozu komunistycznego. Jedną z takich fikcyjnych formacji PPR było komunistyczne Stronnictwo Ludowe, stwarzające pozory poparcia wsi dla komunistów. Jak zwykle u bolszewików, dokonano maskirowki – kradzieży szyldu przedwojennej formacji ludowej. Autentyczne Stronnictwo Ludowe z faktycznym jego szefem, byłym premierem rządu na uchodźstwie Stanisławem Mikołajczykiem, by odróżnić się od PPR-owskiej wydmuszki, przybrało nazwę Polskiego Stronnictwa Ludowego, nawiązując tym samym do tradycji przedwojennych. I bardzo szybko urosło w siłę będąc w praktyce jedyną liczącą się legalną formacją, nie związaną z komunistami. Lata 1945-1947 to dla PSL Mikołajczykowskiego czas autentycznej walki i martyrologii. Setki pobitych czy zabitych działaczy, represje i szykany, zakończone ucieczką Mikołajczyka na Zachód. Wszystko to można przeczytać w jego dramatycznych wspomnieniach wydanych w drugim obiegu w tatach 80. „Zniewolenie Polski. Przykład sowieckiej agresji”. Resztki zdruzgotanej partii połączyły się z komunistycznym SL tworząc tzw. Zjednoczone Stronnictwo Ludowe, przybudówkę PZPR wiernie stojącą u jej boku aż do 1989 roku. Takie to były etapy kłamstwa i manipulacji: najpierw kradzież szyldu, potem fikcja zjednoczenia. Ale to nie był koniec. Ciąg dalszy maskirowki miał dopiero nastąpić.

W roku tzw. okrągłego stołu ZSL odrywa się od PZPR by umożliwić powstanie rządu Mazowieckiego, a jednocześnie intensywnie działa by dostosować się do zmian dokonującej się tzw. transformacji ustrojowej. To czas kiedy aktorzy zmieniają kostiumy. Twardzi czerwoni zwolennicy świeckości państwa zaczynają biegać do kościoła, stają się Europejczykami i demokratami. Funkcjonariusze marksistowskiego systemu nie gardzą finansami i bankami. Nomenklatura się uwłaszcza, czyli po prostu kradnie mienie państwowe. Wielu spostrzega, że tu i ówdzie warto dawną czerwień przykryć barwami narodowymi. I tę strategię przyjmują towarzysze z ZSL, dla których nagle atrakcyjna staje się tradycja ruchu ludowego, tego właśnie, który ich starsi bracia krwawo wykończyli po roku 1945. To jest właśnie ta metafora bandziora, który przejmuje dom uczciwej rodziny. ZSL, to tkwiące korzeniami w PPR, w tradycji wierności Moskwie, w tradycji przedwojennej Komunistycznej Partii Polski, to właśnie ZSL przywdziewa nazwę PSL i dla pozoru przybiera grupkę działaczy odwołujących się do tradycji rolniczej „Solidarności” czy PSL Mikołajczykowskiego. Gdy zagrożenie już minie i aktywa zostaną ocalone, ci uczciwi i naiwni nie będą już potrzebni. Betonowy trzon ZSL, pomalowany w nowe barwy, świetnie odnajdzie się w realiach III Rzeczpospolitej, uczestnicząc w sprawowaniu władzy w kraju i w samorządach.

Cóż składało się przez lata na tą siłę ZSL? Powodów było i jest jak zwykle wiele. Tym niemniej wydaje mi się, że ludowcy uosabiają niewolniczą cześć naszej narodowej duszy, poturbowanej i okaleczonej zaborami i XX wiekiem. Cwaniactwo, kult świętego spokoju, by Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek, bo ludowe dożynki u boku proboszcza, kasa z Brukseli i interesy z towarzyszami ze wschodu, łącznie z tymi najbardziej zdradzieckimi – gazowymi, uzależniającymi nas od Rosji. Nijakość i bylejakość, by się za bardzo nie wychylać i by ktoś nie powiedział: po coś się rwał? Kolesiostwo, etaty dla rodziny i znajomych, zazwyczaj bezczelnie i otwarcie, bez pozorów przyzwoitości. Marnotrawstwo publicznych pieniędzy. Pasożyt wysysający instytucje naszego państwa. Zielona (a tak naprawdę czerwona) pajęczyna oplata wieś i małe miasta, a także sejmiki województw. W wielkich miastach ustępuje miejsca siostrzanej mentalnie formacji Platformy Obywatelskiej. Celnie kiedyś napisał Rafał Ziemkiewicz o dwóch pasożytach ZSL-owskich: wiejskim i małomiasteczkowym PSL-u i wielkomiejskiej Platformie.

Ale pozwoliliśmy na to, własną biernością, brakiem zainteresowania sprawami publicznymi. Mogli robić co chcieli, bo nikt się tym nie interesował. Bez niezależnych lokalnych mediów, bez ludzi patrzących im na ręce. Jeśli coś nawet popsioczyliśmy na nich, bo kolejki duże, marna obsługa urzędu, czy niekompetencja, to na tym się kończyło. Mało komu do głowy przyszło, że są wybory i jest możliwość podziękowania tym ludziom za efekty ich pracy.

Czy po raz kolejny pozwolimy by ta banda cwaniaków znowu zagrała nam na nosie? Wszystko zależy od nas. W duszy narodu trwa walka niewolnika z człowiekiem wolnym AD 2018. A wszystko w roku setnej rocznicy odzyskania niepodległości.