140436_sw_jan_pawel_ii12 lat temu działy się niepojęte rzeczy. To już 12 lat. Nie mamy pojęcia co robiliśmy 27 września 2008 r. (data zupełnie przypadkowa), ale bardzo dobrze wiemy (obstawiam, że więcej niż 90% z nas), co robiliśmy 2 kwietnia 2005 roku. Pamiętam i ja, bo tego dnia (ale i w ogóle dni przed i po 2 kwietnia) nie da się wymazać z pamięci. Cały dzień gapiłem się w ekran telewizora i czekałem w napięciu, co też wydarzy się w Watykanie. I tak do wieczora…

W końcu wyszedłem z akademika i poszedłem do kościoła. Wkrótce po przyjściu zaczęło się nabożeństwo. O godzinie 21 wierni odśpiewali Apel Jasnogórski, po czym część ludzi została a część wyszła. Ale na miejsce tych, którzy wychodzili pojawiali się nowi. Tłumy były niesamowite. Postanowiłem, że zostanę w kościele. Trochę się modliłem, trochę obserwowałem nowo przybyłych wiernych…

W pewnym momencie rozległ się dźwięk dzwonów. Ludzie nie wiedzieli co się stało, ale w pewnym momencie część z nas zaczęła szlochać. Już wtedy wszystko było jasne. A dzwony dalej biły. Były smutne jak nigdy dotąd. Były jednocześnie głośne, bo nie tylko w tym kościele rozległy się tego sobotniego wieczora. Ludzie padli na kolana. Po kilku minutach wyszedł ksiądz proboszcz i łamiącym się głosem powiedział, że o godzinie 21.37 Jan Paweł II odszedł do Domu Ojca. W tym momencie nie było osoby, która byłaby na tyle mocna, żeby nie wybuchnąć płaczem. Płakały kobiety, ale i mężczyźni nie kryli się specjalnie ze swoimi łzami.

Po kilku chwilach wyszli wszyscy księża z tej parafii i rozpoczęła się Msza Święta. Nie wiem o czym było kazanie, ale wiem, że ksiądz mówił wszystko z serca i były to niezwykle optymistyczne słowa. Pamiętam jeden szczególny moment z tej Mszy. Tuż przed Komunią Świętą (modlitwy wstawiennicze – kapłan modli się za papieża, biskupów i duchowieństwo), kapłani odprawiający Mszę Świętą nie za bardzo wiedzieli, co powiedzieć, gdy mieli wypowiedzieć imię Ojca Świętego Jana Pawła II. To był kolejny moment, w którym ludzie zaczęli szlochać. Księża sami nie wiedzieli, czy modlić się za Jana Pawła II, czy jednak już nie mogą tego zrobić. W końcu zdecydowali, że pomodlą się za miejscowego biskupa. To był ten drugi moment, w którym do ludzi doszło to, że Jana Pawła II nie ma już wśród nich, wśród nas.

Wychodząc z kościoła zauważyłem kilku znajomych, w tym tych, którzy omijali kościół szerokim łukiem. Część z nich była lekko podchmielona, wszak to była sobota, pierwsza sobota po Wielkanocy, więc studenci dawno nie mieli imprezy. Ale mimo wszystko przyszli do kościoła. Coś ich tam pchnęło. Pamiętam też dobrze, że współlokatorzy przez cały tydzień nie tknęli nawet alkoholu. Piszę to dlatego, że w niektórych przypadkach wydawało się, że jest to niemożliwe. A jednak. Pomyślałem sobie, że to jeden z pierwszych cudów Jana Pawła II. A było ich o wiele więcej. I myślę, że każdy jest w stanie znaleźć takie cuda w swoim życiu.

Święty Janie Pawle II, módl się za nami.