niezalezna.pl

niezalezna.pl

Może nie jestem stałym bywalcem teatrów, ale od czasu do czasu zdarza mi się bywać w takich miejscach. Byłem raz na sztuce Merylin Mongoł i jedno co utkwiło mi w pamięci to obleśne sceny z udziałem Marcina Dorocińskiego i jakiejś aktorki, której nazwiska nie przypomnę sobie teraz. Wydawało mi się, że tamta sztuka była lekko przesadzona jeśli chodzi o przekaz. Dziś też tak uważam, ale widzę, że współczesny teatr przesuwa się coraz bardziej w stronę wulgaryzmu, prymitywizmu i lekceważenia widza.

Pewnie nie wybiorę się na sztukę „Klątwa” do teatru powszechnego (rzadko celowo popełniam błąd ortograficzny, ale w tym wypadku nie mogę postąpić inaczej), choć do żadnego innego nie mam tak blisko. Tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Wiele już słów padło na temat tej sztuki. I niech ktoś nie wmawia mi, że skoro nie widziałem sztuki to nie powinienem jej komentować. A czy te same osoby, które dziś bronią twórców „Klątwy” nie krytykują np. ojca Tadeusza Rydzyka, choć nigdy w życiu nie słyszały choćby przez chwilę Radia Maryja? Na tej samej zasadzie pozwolę sobie napisać kilka zdań na temat tej „sztuki”.

Kiedyś kobietę lekkich obyczajów nazywano dziwką albo k…ą. Dziś taka osoba może uzyskać nawet miano aktorki, albo i artystki. Pomijając już samą treść, ale kim trzeba być, żeby zagrać w czymś takim? Tak się sprzedać? Za ile? Aktorzy występujący w tej sztuce albo są zaciekłymi wrogami Kościoła, albo za pieniądze zrobią wszystko. A może i to, i to?

Teatr to miejsce, w którym każdą scenę można zagrać w taki sposób, żeby widz domyślał się o co chodzi. Nie trzeba pokazać gołą babę, czy gołego faceta, żeby widz nie domyślił się, że para ma ochotę na coś więcej niż pocałunek. Czy w teatrze musi być golizna? Wydaje się, że ktoś kto chodzi do teatru to widz mający wysublimowany gust, to ktoś z wyższą kulturą. Taki widz nie potrzebuje wulgarności, bo po to przychodzi do teatru, żeby choć na chwilę uciec od tego. Nie bez przyczyny jeszcze nie tak dawno mówiło się, że do kina i teatru chodzi się po to, żeby troszkę się „odchamić”. A dziś? Idziesz do teatru i dostajesz onanizującego się babsztyla, gołego chłoptasia, który lata po scenie z dyndającym siusiakiem (albo i nie dyndającym). Przepraszam Państwa za te słowa (trochę się nawet ich wstydzę), ale czasem trzeba użyć mocnych słów, żeby opisać pewne zjawiska.

Gdzie dziś jest Stuhr i Olbrychski? Przecież to wybitni artyści. Czy właśnie od nich nie powinniśmy wymagać zabrania głosu w takich sprawach? Skoro wypowiadają się na tematy polityczne, niech zabiorą głos w sprawach, które dotyczą ich środowiska. Czy będą bronić tej patologii? Czy w ogóle da się to bronić?

Krzyż jest tak profanowany, że bardziej już nie może. A może mi się tylko zdaje, że nie może. Na sztuce Merylin Mongoł byłem pewnie 3-4 lata temu i już wtedy po wyjściu mówiłem do swojej narzeczonej, że przeginają. Co dziś bym powiedział? Apelować o opamiętanie pewnie nigdy nie jest za późno. Zatem opamiętajcie się, bo nie wiecie co czynicie. Ale sam nie wierzę w te apele. Apeluję zatem do odpowiednich władz, żeby zajęły się obrażaniem uczuć religijnych, estetycznych. Apeluję, żeby teatr nadal pozostawał areną pięknych spektakli, w których widz nie czuje się jak osobnik pokroju pantofelka, ale wychodząc stamtąd zadaje pytania, co autor miał na myśli. Teatr ma uczyć myślenia, ma zadawać trudne pytania, ma zmuszać do refleksji,. Teatr to nie miejsce, w którym jest golizna, obrażanie czyichś uczuć.

Władze państwowe niech zbadają sprawę pod kątem złamania przepisów prawa, władze samorządowe niech zaczną wydawać moje pieniądze na głodne dzieci, czy na drogi, a władze kościelne niech rzucą klątwę na uczestników tej tragedii.