salon24.pl

salon24.pl

Przez lata pracowałem w administracji państwowej, co ma oczywiście swoje plusy i minusy. Plusy są jeśli ma się ciepłą posadkę i gdy lubi cię szefostwo. Gdy posadka jest taka sobie, a szefostwo też tak sobie reaguje na ciebie, już tak wesoło nie jest. Nie ma co jednak ukrywać, że dla niektórych bycie urzędnikiem to jak trafienie szóstki w totolotka. A im ktoś dłużej siedzi w tym „biznesie” tym trudniej go stamtąd wydobyć. Od lat powtarzam, że z urzędnikami (szczególnie tego wyższego szczebla) należy zrobić porządek raz na zawsze.

Prawo i Sprawiedliwość chce ograniczyć kariery wójtom, prezydentom i burmistrzom do dwóch kadencji. Świetnie. Popieram w 100 procentach, ale dla mnie to za mało. To samo powinno dotyczyć dyrektorów różnych departamentów w urzędach i ministerstwach, dyrektorów generalnych, prezesów, czy nawet naczelników i kierowników. Dla nich wszystkich ustanowiłbym maksymalnie 10-letnie piastowanie swoich stanowisk, a później niech idą w świat. Wielu powie, że to zbyt radykalne rozwiązanie, że potrzebni są ludzie, którzy znają się na swojej robocie. Nie wierzę w to, że gdy dany pracownik pracuje przez 5 lat jako podreferendarz, czy specjalista, nie byłby w stanie poradzić sobie z wyższymi wymaganiami (oczywiście nie piszę o każdym specjaliście, żeby było jasne). Utarło się w polskich urzędach, że jak ktoś zostaje dyrektorem, czy naczelnikiem, to od razu posiadł jakąś tajemną wiedzę. Tak na pewno nie jest i przez lata pracy spotkałem się z wieloma przypadkami, które zaprzeczały temu aż zanadto. Dany naczelnik, czy dyrektor bazował na wiedzy podwładnego i bez tej jednej osoby był jak dziecko we mgle. Nie ma ludzi niezastąpionych, w urzędach również.

Moja koncepcja ma też inny plus. Problemem w urzędach jest to, że bardzo często pracują tam ludzie bardzo zdolni, ale poprzez różne układy nigdy nie wybiją się ponad przeciętność. Gdyby wprowadzić 10-letnią pracę (bo na pewno nie jest to służba) dla dyrektorów, czy kierowników, to taki zdolny urzędnik miałby większe szanse przebić się przez mur układów. Oczywiście i on po tych 10 latach musiałby zejść z urzędniczej sceny.

Jasne, że ten pomysł pewnie ma swoje minusy i braki. Ale oczywiste dla mnie jest, że właśnie w urzędach rodzi się patologia, która ma potem wpływ na nas, zwykłych ludzi. Zasiedziały, tępy urzędnik, jest kulą u nogi. Uwikłany w różne wpływy, wydaje często decyzje, które godzą w interes społeczności lokalnych.

PiS powinien iść o parę kroków dalej, niż jest to teraz planowane. Czy na taki krok się zdecyduje? Wątpię. I tak będzie zmagać się z protestami samorządowców. A mieć przeciwko sobie prawdziwych władców tysięcy urzędów w Polsce, to na taki krok nawet PiS nie pójdzie. A szkoda…