uyPrzełęcz ocalonych Mela Gibsona to film, który należy obejrzeć. Koniecznie. Powodów jest kilka, a główny jest taki, że to niezwykle wartościowe dzieło. Gibson znany jest z tego, że jeśli już wypuszcza jakiś film to nie przechodzi się obok niego obojętnie. Złośliwi mówią, że tworzy filmy kontrowersyjne, znawcy na ogół doceniają jego warsztat. Jako laik polecam go Państwu i daję gwarancję, że nie zawiodą się wyjściem do kina. 4 listopada pojawi się na ekranach polskich kin prawdziwa perełka. Film jest piękny i wzruszający, romantyczny i brutalny. Znam Gibsona jedynie z mediów, ale wydaje się, że ten film jest taki jak sam reżyser. Jest poczucie humoru (kilka razy na sali kinowej wybuchały salwy śmiechu), są momenty wzruszające (coś romantycznego dla kobiet), są też pełne krwi sceny walk II wojny światowej (coś dla żądnych krwi mężczyzn). Ale nie to jest najważniejsze w tym filmie. Gibson pokazuje, że człowiek potrafi być mocny, choć jest nieuzbrojony. Potrafi być też słaby, choć wyposażony jest w cały arsenał broni.

Główny bohater (Desmond Doss) wstępuje do wojska, choć brzydzi się karabinu. Dla wojskowych jest to sytuacja nie do pogodzenia. Przełożeni tłamszą Desmonda, nie reagują na brutalne traktowanie go przez kolegów. Chcą go zniechęcić do armii, ale im bardziej naciskają, żeby zrezygnował ze służby, tym bardziej hartuje się postawa Dossa. Poniżenia, pobicia, szkalowania – wszystko to musi znosić Doss, ale w końcu osiąga swój cel – jedzie na wojnę. A tam, mimo świszczących naokoło kul, dalej nie decyduje się na użycie broni. Jest sanitariuszem i pomaga ciężko rannym. Przenosi ich w bezpieczne miejsce i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że robi to bez niczyjej pomocy. Przerażeni Amerykanie uciekają z pola walki, w bezpieczne miejsce. Doss zostaje na posterunku i bez broni, bez pomocy, ratuje kilkadziesiąt osób od niechybnej śmierci.

Przepiękny film, choć niekiedy trzeba zakrywać oczy, tyle w nim krwi. A czy w Pasji Gibsona nie mieliśmy do czynienia z podobnym odbiorem? Tylko nieliczni mówili, że film jest brutalny. Zdecydowana większość mówiła, że wbija w fotel, daje do myślenia. I tak samo jest z Przełęczą ocalonych.

Podczas projekcji filmu nachodziła mnie myśl o tym, że Mel Gibson mógłby reżyserować film o rotmistrzu Pileckim. I gorąco zachęcam wszystkich, żeby podchwycili ten pomysł, bo wiem, że hołd temu wielkiemu Polakowi może oddać ktoś kto zna się na rzeczy. A Gibson jest po prostu stworzony do tworzenia wielkich filmów poświęconych wielkim ludziom. Nie widzę go jako aktora, ale reżyser to znakomity. Dać mu odpowiednią gażę, zachęcić, pokazać postać rotmistrza Pileckiego. Może w końcu powstałby film o II wojnie światowej, w której to Polak byłby bohaterem na skalę światową. I nie byłaby to historia wymyślona, byłaby to historia jak najbardziej prawdziwa. I pokazać, że dramat wielu Polaków wcale nie skończył się z dniem zakończenia II wojny, ale trwał nadal, a Pilecki poczuł to na własnej skórze i wcale nie stał się bohaterem narodowym, ale… Tę historię znamy, ale czy zna ją świat? A może warto, żeby świat poznał dzieje Polski, poprzez dzieje rotmistrza Pileckiego. Jestem przekonany, że nikt lepiej tego nie zrobi. Już dziś rozpocząłbym kampanię na rzecz takiej inicjatywy. Pilecki-Gibson to duet, który może rozsławić Polskę. Amerykanie mają Dossa, którego do momentu powstania filmu mało kto kojarzył. Polacy mają Pileckiego, ale czy świat go kojarzy? Jeszcze nie tak dawno temu w Polsce był anonimowy. A przecież to bohater na miarę filmu, który musi zrobić Mel Gibson. Apeluję do środowiska filmowców, by podjęli ten wątek. Również minister kultury powinien poczynić kroki, żeby naświetlić otoczeniu Gibsona, że jest w Polsce bohater, który czeka na godne upamiętnienie. Niech zajmie się tym Mel Gibson, a jestem przekonany, że sukces jest gwarantowany!