unnamedW poprzednich artykułach przedstawiłem w pewnej logicznej ciągłości trzy ważne dzieła: Melchiora Wańkowicza (Na tropach Smętka), Józefa Kisielewskiego (Ziemia gromadzi prochy) i Stanisława Wasylewskiego (Na Śląsku Opolskim). Książki te łączy bardzo wiele, choć pisarsko są bardzo różne, a lektura tej swoistej trylogii ukazuje bardzo ważny obraz współczesnych stosunków oraz, co równie ważne, przedstawia dziejową wizję ważnego fragmentu losów Polski. Wszystkie te książki powstały w końcu lat 30. ubiegłego wieku, z wyraźnej inspiracji polskich instytucji badających stosunki z naszym zachodnim sąsiadem. Wszystkie one obrazują losy polskiej ludności pod panowaniem III Rzeszy w regionach położnych przy ówczesnej granicy z Polską i wszystkie przedstawiają polską przeszłość tych utraconych kiedyś na rzecz Niemiec ziem.

Co znamienne, każda z tych książek odwołuje się do Stefana Żeromskiego i jego dzieła Wiatr od morza, które wyrąbało dla polskiej świadomości ogólnonarodowej tematykę północną i zachodnią. Z lektury tej zakordonowej trylogii wyłania się obraz dramatyczny: totalitarne zapędy germanizacyjne nabierają tempa, ludność polska niknie w oczach a język polski zamiera. Germanizacja w wydaniu nazistowskich Niemiec, prawda, że nadzwyczaj skuteczna bo totalna, jest jednak kontynuacją takich represji, sięgających połowy XIX wieku. Jednak każda z tych książek obrazuje inny fragment dziejów polskich, różne regiony i różne wymiary polskości. Warmia i Mazury w Prusach Wschodnich ze znaczną liczbą polskiej ludności, dogorywają a polskiej inteligencji niemal brak. Więzi tych stron z Polską były od wieków, jednak nigdy Polska tymi ziemiami nie władała bezpośrednio. Pomorze Zachodnie połączone dawniej z Polską, zamieszkuje z końcem lat 30. nieznaczna liczba naszych rodaków, głównie emigrantów zarobkowych. Jedynie wschodnie obszary tego regionu rozbrzmiewają naszą ojczystą mową w wydaniu kaszubskim. Wreszcie Śląsk Opolski, chyba najmocniej z Polską związany przez wieki, gdzie wciąż mieszka silna polska społeczność, najlepiej zorganizowana w ramach Związku Polaków w Niemczech, i który to region dał wyraz swych aspiracji w powstaniach śląskich. Tak, najróżniejsze to tereny, ale mające jednak coś wspólnego, coś co bardzo jest ważne dla naszej historii, a coś co bywa zapominane. Lektura zakordonowej trylogii jest jednocześnie opowieścią o zupełnie innym wymiarze polskości. Jest opowieścią o losach polskości prostej, ludowej, chłopskiej, rybackiej, robotniczej, mazurskiej, warmińskiej, kaszubskiej, śląskiej. To obraz będący jakby odwróceniem stosunków na Kresach wschodnich, gdzie warstwy inteligencko-szlacheckie były polskie, a ludność wiejska litewska, białoruska, ukraińska. Na Kresach zachodnich to Niemcy dominują w miastach i w ziemiaństwie i pogardliwie patrzą na prostą plebejską ludność mówiącą po polsku. Polskość kresów zachodnich jest prosta i ciemiężona, ale jest też po chłopsku bardzo zdroworozsądkowa, racjonalna i konkretna, daleko jej do tradycji szlacheckiej i romantycznej. Są jednak i różnice. Przy wszystkich naszych przewinieniach wobec kresowej ludności, nikt nie zaprzeczy ogromnej roli elit szlacheckich w pielęgnowaniu miejscowej ludowej kultury Kresów, jak i wielkich zasług Polaków w budowaniu tożsamości młodych kresowych narodów. Wreszcie pamiętajmy o jednym. Niemiecki marsz na wschód był krwawym podbojem, po którym ginęły całe plemiona i ludy (Słowianie Zachodni, Prusowie). Tymczasem polskie otwarcie na wschód miało charakter zazwyczaj pokojowy i wiązało się z ekspansją kultury, języka polskiego i atrakcyjnych swobód i wolności. Warto pamiętać, ze pomimo zdobycia Rusi Czerwonej przez Kazimierza Wielkiego, jej ruski (następnie ukraiński) charakter pozostał aż do połowy XX wieku. Jak to się ma to metod niemieckiego podboju? Wszyscy autorzy tej zakordonowej trylogii podkreślają, że język polski w jego pogranicznym i ludowym wymiarze mazurskim, kaszubskim czy śląskim zachował w sobie piękno mowy polskiej sprzed stuleci, że słuchając jej można było sobie wyobrazić jak mówiono w Polsce średniowiecznej. Ten przepiękny obraz staropolskiej mowy był swoistym obrazem przeszłości lub jak wspaniale określił to Kisielewski był motylem utrwalonym w jantarze.

Z lektury zakordonowej trylogii można wyciągnąć jeszcze wniosek, że musimy skończyć z przeświadczeniem, że ziemie które uzyskaliśmy w roku 1945 to ziemie czysto niemieckie. Ten fałszywy osąd, utwierdzany przez współczesną niemiecką historiografię i niemieckie media, osiadł głęboko w głowach wielu naszych rodaków. Tymczasem prawda historyczna jest taka, że na znacznym obszarze tych ziem polski język rozbrzmiewał jeszcze w połowie XIX wieku a na niektórych terenach ostateczna germanizacja dokonała się na chwilę przed powrotem tych ziem do Polski. Ziemie te miały też skomplikowaną historię i nie od razu dostały się pod panowanie takiego czy innego niemieckiego państwa. Pomorze Zachodnie mimo, że podlegające kulturowej i językowej germanizacji przez wieki było rządzone przez lokalną dynastię Gryfitów, mającą słowiańskie (a według niektórych nawet piastowskie) pochodzenie, a po jej wymarciu przeszło w większości pod panowanie szwedzkie. Dopiero od pierwszej połowy XVIII wieku wpada w łapy pruskie. Podobnie Śląsk, rozdzielony na tyleż państewek rządzonych, głownie przez książąt piastowskich, choć zniemczonych, którzy wymarli dopiero w połowie XVII wieku. Były tam wpływy czeskie, habsburskie a dopiero od XVIII wieku pruskie. W każdym też czasie Polska przyciągała politycznie te tereny i odciskała swój ślad. Z końcem XIV wieku dzięki pomorskiemu lennu uchwyciliśmy znów ujście Odry, Gryfici ciążyli ku Jagiellonom, późniejszy król Zygmunt Stary administrował Śląskiem, Wazowie władali na Śląsku Opolskim. Nie wspominając epopei napoleońskiej gdy wojska polskie walczyły na Śląsku i maszerowały w kierunku Pomorza Zachodniego…

Gdy dziś czytamy zakordonową trylogię to czuć w tych dziełach jakąś tęsknotę za tymi ziemiami: Warmią i Mazurami, Pomorzem Zachodnim, Śląskiem Opolskim, tak wtedy od Polski odległymi, leżącymi za żelazną granicą Niemiec. Gdy dziś te same ziemie są znów polskie, jakoś jest to dla nas jest oczywiste i obojętne. Doceńmy to, że je mamy i zatroszczmy się o nie bo zasługują na to. I nie dopuśćmy byśmy je kiedykolwiek znowu stracili.

gloomy