facebook.com

facebook.com

Kilka dni wolnego od Internetu, telewizji, prasy, radia i wszelakich instrumentów dostarczających informacji. Wspaniała sprawa tak się oderwać. Wróciłem jednak do tego świata, a w nim krew, wojny, łzy. Najpierw Francja, potem Turcja. Nie wspominam o pomniejszych incydentach, których przecież nie brakowało. W tle dramat wielu niewinnych ludzi. Francji w ogóle mi nie jest żal. Wiem, napisze ktoś, że jestem bez serca, że nie mam sumienia. Zgoda. Żal mi tych zabitych (najbardziej oczywiście dwóch Polek), ale trzeba sobie zadać pytanie, ile osób spośród zabitych popierało politykę francuskiego rządu? Czy było tak jak w przypadku pewnej włoskiej dziennikarki, która mówiła, że Europa jest antyislamska, po czym właśnie islamiści zdjęli ją z tego świata? Francja (piszę to po raz wtóry) jest krajem, którego najbardziej ze wszystkich nie rozumiem. Gdybym był obywatelem tego kraju zastanawiałbym się, czy warto jeszcze wierzyć w instytucje demokratyczne, czy jednak podjąć inne, mniej demokratyczne, działania (gdyby takie stwierdzenie padło w debacie publicznej we Francji zapewne zaraz osoba, która użyła tych stwierdzeń miałaby wizytę grupy antyterrorystycznej, choć zapewne wyrażałaby wolę przynajmniej kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu procent obywateli).

Zadaję sobie pytanie, ile jeszcze można znosić tych mordów? Ile osób musi zginąć, żeby ktokolwiek ruszył palcem? Państwo powinno stać na straży bezpieczeństwa, wolności, tożsamości, kultury, języka, religii. Gdy widzę to co dzieje się we Francji, odnoszę wrażenie, że to państwo istnieje co najwyżej teoretycznie. Przecież ono samo robi wszystko, żeby jej obywatele bali się i robili z siebie durniów, wychodząc na ulice w marszach milczenia. Francja to najbardziej „odjechany” kraj spośród tych, które znam. Pewnie małą mam wiedzę, ale widzę i oczom, i uszom nie wierzę, że można być tak naiwnym i głupim. Tak, głupi jak Francuz. To porównanie jest jak najbardziej na miejscu.

W Turcji doszło do nieudanej próby przewrotu. Może się mylę (obym się mylił), ale intuicja podpowiada mi, że w niedalekiej przyszłości ktoś powie, że tak zaczęła się kolejna wojna światowa. Turcja graniczy z Syrią, Irakiem, Iranem, Armenią, Gruzją, Azerbejdżanem (tak podaje wikipedia, ale gdy patrzę na mapę to raczej te państwa ze sobą nie graniczą), Grecją i Bułgarią. Tak naprawdę tylko w Bułgarii jest w miarę spokojnie. A w pozostałych wymienionych krajach wrze.

Temperatura rośnie niczym w kotle, a drwa ciągle są dokładane. Grecja to ogromny kryzys finansowy, w Syrii wojna na całego, Iran i Irak to od lat tereny zaciętych walk i dramatycznych sporów o władzę, wpływy i Bóg wie co jeszcze. Armenia też ostatnio nie jest ani stabilna, ani spokojna. Gruzja to oczywiście ciągle łakomy kąsek dla Rosji. Dzieje się i nie ulega wątpliwości, że wszystko zmierza w bardzo złym kierunku.

Dzięki Bogu Polska jest oddalona od tych zapalnych miejsc, choć są i tacy, którzy twierdzą, że u nas jest gorzej niż w Turcji. Proponuję tym personom, żeby wybrały się na wycieczkę, do któregoś z wymienionych krajów. Może to pozwoli na mądrzejsze wypowiedzi. Tymczasem, życzę przede wszystkim spokoju. I oderwania się na chwilę od Internetów, telewizji i wszystkich innych pożeraczy czasu. Ruszmy w Polskę, póki jeszcze w miarę bezpiecznie.

* Tytuł tekstu nawiązuje oczywiście do wyścigu kolarskiego Tour de France (mam nadzieję, że przekaz jest dość czytelny).