wykop.pl

wykop.pl

To co spotkało prof. Kamila Zaradkiewicza jako żywo przypominało mój przypadek. Różnica jest taka, że mój nie był medialny, no i stanowisko nie było takiego kalibru. Ale metoda podziękowania za współpracę była niemal identyczna. Złamano moje prawa konstytucyjne (wolność słowa, wolność wyrażania swoich poglądów, tym bardziej jeśli robiło się to anonimowo), a zarzucono mi że złamałem zasady etyki służby cywilnej. No i jak jest z tą konstytucją? Jest najważniejsza, czy nie? To ja za złamanie zasady lojalności wobec pracodawcy zostałem wywalony z roboty, a gdy moje wolności i prawa konstytucyjne zostały zdruzgotane, nikt nawet palcem nie kiwnął.

Mówienie o tym, że Trybunał Konstytucyjny stoi na straży praw i wolności obywateli jest fikcją totalną. Najlepszy przykład to oczywiście Kamil Zaradkiewicz, gdzie tuż pod nosem instytucji strzegących praw obywatelskich, złamano ją bez mrugnięcia powieką. Cóż, najciemniej pod latarnią, chciałoby się rzec.

Trybunał Konstytucyjny nie przejmuje się losem obywatela. Te frazesy, które teraz są gremialnie powtarzane są śmiechu warte. Gdybym chciał swoją sprawę wygrać przed sądem musiałbym liczyć na to, że sąd który nią by się zajmował musiałby mieć prawicowe poglądy. Gdybym trafił na lewaka, nie miałbym nawet czego szukać. Ktoś powie, że przecież to prawo decyduje o wszystkim. Guzik prawda. Prawo to tylko przykrywka. O wszystkim decyduje wszechwładza sądu orzekającego, który ma swoje poglądy. Dlaczego jeden sąd za gwałt wymierza karę bezwzględnego pozbawienia wolności, a inny za taką samą sprawę owszem wydaje wyrok skazujący, ale jedynie w zawieszeniu. Niedawno słyszałem kuriozalne tłumaczenie sędziów, które sprowadzało się do tego, że mają oni różne wrażliwości. A gdzie w tym wszystkim prawo? Oczywiście wszystko jest w ramach prawa, bo za ten sam czyn można wsadzić człowieka na 12 lat więzienia, ale można go też wypuścić na wolność.

Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Czy nie tak pasowałoby zrobić w wielu przypadkach? Czy gdybym ja oddał swoją sprawę do sądu mógłbym liczyć na zrozumienie? Czy gdyby pracodawca, mający za sobą całą machinę aparatu urzędniczego, przyszedł do sądu i powiedział, że złamałem zasady etyki służby cywilnej (kto nie zna, niech wie, że tam jest zwykłe pitu pitu), a ja powiedziałbym, że pracodawca złamał moje prawa zapisane w najwyższym akcie, czy myślą Państwo, że wygrałbym? Czy w mojej obronie stanąłby Trybunał Konstytucyjny? Czy zająłby się moim przypadkiem? Odpowiedź jest jasna. Pracodawca wygrałby sprawę. Zasady etyki służby cywilnej stoją wyżej w hierarchii niż prawa konstytucyjne… A to Polska właśnie.