imagesbbbChyba nie ma w Polsce osoby, która powiedziałaby, że edukacja nie wymaga naprawy. Jak nie krytyka związana z gimnazjami, to pomysł sześciolatków w szkołach – powodów do krytyki jest aż nadto. Zmiana rządu daje nadzieję również i w tej kwestii, bo najgorszą minister edukacji mamy już za sobą. Kluzik-Rostkowska była beznadziejna i można napisać, że była ona twarzą całej edukacji w Polsce. Wcześniej była równie mizerna Katarzyna Hall. Teraz stery edukacji otrzymała znowu kobieta. Do trzech razy sztuka? Wydaje się, że możemy mieć pewne podstawy do optymizmu, bo pierwsze posunięcia nowej minister są co najmniej obiecujące, żeby nie napisać, że są one w pełni trafione. Anna Zalewska póki co daje radę.

Na czym jak na czym, ale na edukacji nie możemy oszczędzać. Przez ostatnie lata wydawało się, że rządowi zależy na tym, żeby ze szkoły wychodzili coraz głupsi ludzie. Wiadomo, takimi łatwiej manipulować, łatwiej ich urobić na własne potrzeby. W szkole nie uczono samodzielnego myślenia, ale wymuszano na uczniach aby ci działali jak maszyny, zgodnie ze schematem, zgodnie z kluczem. Za moich czasów pisało się wypracowania, klasówki z historii wymagały dużej wiedzy. Nie wystarczyło znać daty, ale trzeba było to jeszcze opisać jakie to niosło ze sobą skutki. Dziś system testów powoduje, że nawet idiota je zalicza. Wystarczy 30 proc. prawidłowych odpowiedzi, co przy testach jest łatwe do osiągnięcia. Testy nie weryfikują wiedzy. One są co najwyżej dowodem na to, że każdy może je zaliczyć.

Do dziś pamiętam, że moja praca maturalna z historii liczyła 15 stron i wcale nie było tak, że pisałem 2 wyrazy w linijce. Było to potężne wypracowanie, ale nie ograniczono mnie liczbą znaków. Mogłem pisać do woli i choć w wielu wypadkach było to lanie wody, to jednak czy dziś jakikolwiek uczeń byłby w stanie napisać w ciągu 5 godzin (tyle trwała część pisemna) choćby połowę z tego? Śmiem wątpić. Nie jest to oczywiście wina uczniów, ale systemu, który obowiązywał przez lata. Znam nauczycieli liceów i nauczycieli akademickich, którzy od lat robią te same testy i mówią mi, że zauważają jedną prawidłowość – uczniowie i studenci coraz słabiej je zaliczają. Poziom z roku na rok się obniża. Co zrobić, żeby to zmienić?

Zlikwidować gimnazja, jako siedlisko rodzących się patologii. Nowe środowisko, nowe towarzystwo, każdy każdemu próbuje zaimponować. Mało jest czasu na naukę, dużo za to pola dla buntowników, którzy za wszelką cenę chcą zaistnieć w nowym otoczeniu. Nie mają nad tym kontroli ani nauczyciele, ani rodzice, zatem trzeba to przerwać. Powrót do 8-letniej podstawówki to jedyne mądre rozwiązanie. Mówi się o tym od lat, ale jakoś zabrakło odwagi (a być może było to z jakichś powodów opłacalne dla decydentów).

Sześciolatki spokojnie mogą rok poczekać. Wiemy jaki był zamysł rządzących w ubiegłych latach. Chcieli jak najwcześniej zagonić Polaków do roboty i jak najdłużej ich wykorzystywać. Stąd pomysł, żeby z jednej strony zmusić sześciolatki do pójścia do szkoły, a z drugiej zmusić osoby starsze do pracy do 67 roku życia. Blisko 50 lat pracy. Jak najwięcej wydusić z człowieka, taka była koncepcja PO. Na szczęście oni już nie mają nic do powiedzenia, choć słychać jeszcze ich pomruki.

Anna Zalewska to nowa gwiazda. Twarda i zdecydowana, o czym przekonała się niedawno Kluzik-Rostkowska. W debacie na temat nowej ustawy edukacyjnej była minister wiła się niczym w ukropie, ale jej zapędy od razu gasiła Anna Zalewska. Nie tylko w debacie jest konkretna, ale i w pierwszych posunięciach. Zapowiedziała likwidację godzin karcianych, które oznaczają de facto, że nauczyciele zmuszani są do pracy za darmo przez 2 godziny w tygodniu. Jako była nauczycielka doskonale rozumie, że w państwie, które chce być poważane takich sytuacji nie może być w ogóle. Za darmo to się robi, pracując jako wolontariusz. Z tego pomysłu nauczyciele z pewnością będą zadowoleni. Dość tej fikcji w polskich szkołach.

Powrót nauczania historii w szerszym wymiarze jest o tyle dobry, że wielu z uczniów nie zna podstawowych dat, nie mówiąc o ich szerszym osadzeniu w kontekście historycznym. W szkołach musi nastąpić powrót do uczenia historii, ale głównie historii Polski. Nie zajmowanie się Merowingami, starożytną Babilonią, czy wreszcie rewolucją francuską (u mnie temat ten zajął kilka lekcji!), ale historią naszych dziejów, naszych bohaterów. Nie ma co przemilczać ciemnych stron naszej historii, ale mimo wszystko skupić się na wielkich dokonaniach naszych przodków, po to żeby wzbudzić w młodych ludziach poczucie przynależności do tego narodu. Nie tak dawno na Facebook’u pojawił się mem, na którym napisane było, że w szkole są dwa najważniejsze przedmioty: historia, żeby wiedzieć do kogo strzelać i przysposobienie obronne, żeby wiedzieć jak strzelać. Wydaje się, że przez ostatnie lata uczono w szkole zaniedbano te przedmioty. Tak uwierzono w moc UE, że po raz kolejny wepchnięto Polskę w ramiona Niemiec. Właśnie historia uczy nas dobitnie, że takich błędów popełniać nie możemy, ale widać ktoś niedouczony stwierdził inaczej. Pora to zmienić. Natychmiast!