lowicz.gosc.pl

lowicz.gosc.pl

18 czerwca 2005 r. pod Grójcem ma miejsce tragiczny wypadek samochodowy. Na miejscu ginie 19-letnia Maria Adwent, córka europosła Filipa Adwenta, oraz jego 85-letni ojciec Stanisław. Sam polityk oraz jego matka Hanna umierają w wyniku odniesionych obrażeń osiem dni później. Ostatnim zdaniem wypowiedzianym przez Filipa Adwenta na łożu śmierci jest: - To nie był wypadek.

O Filipie Adwencie w polskiej przestrzeni publicznej nie było głośno, choć należał do najbardziej aktywnych społeczników okresu PRL. Z wykształcenia lekarz, w latach 80. zasłynął z organizacji pomocy humanitarnej dla mieszkańców Podkarpacia, gdzie wspomagał głównie chorych, przywożąc zza żelaznej kurtyny niezbędne lekarstwa i sprzęt medyczny. Mógł to robić legalnie, ponieważ urodził się w polonijnej rodzinie we Francji, zatem posiadał także francuskie obywatelstwo. W kraju urodzenia spędził też wiele lat, nie tylko nie tracąc łączności z polskimi tradycjami, ale kultywując je w najgłębszy sposób. W pamiętniku z lat młodości pisał: - Nie mamy powodu do kompleksów w stosunku do Polaków z Polski. Dla nich polskość jest oczywista, naturalna, codzienna. Nawet sobie z niej nie zdają sprawy. Wszędzie dokoła nich mówi się, pisze się po polsku. Radio, gazety, mowa w domu, na ulicy i w pracy, wszystko odbywa się po polsku. Nawet jeśli tego nie chcą, kąpią się w polskości. Dla nas tutaj z Polonii, polskość jest walką. Codzienną. Nieustanną. (…) Jak można ubolewać nad takimi częstymi zjawiskami, jak Polak z Polski przyjeżdża na Zachód, i po kilku (4-5) latach kaleczy już polską mowę i to z zadowoleniem!! Już takich spotkałem dumnych, że się tak prędko stali Niemcami lub Francuzami… Lepiej dla Polski, żeby tacy „jej synowie” wyjeżdżali, bo czego się po nich spodziewać, ale z drugiej strony, jaką oni krzywdę Polsce wyrządzają, bo przecież poprzez nich, Francuzi oceniają Polskę, a co ci ludzie mogą przedstawić szlachetnego, jak wynaradawiają się świadomie, czasami przez niedbalstwo…

Do Polski przyjechał z całą rodziną w poczuciu patriotycznego obowiązku. Jego żona, Alicja, już jako wdowa wspominała, że była to bardzo trudna decyzja, powodująca zmianę jakości ich życia. Jednak dla Filipa Adwenta nie było żadnej dyskusji – dla wolnej Polski chciał służyć i pracować. Jako patriotyczny aktywista trafił do Ligi Polskich Rodzin, a stamtąd (w 2004 r.) dostał się do Parlamentu Europejskiego. Nie spodziewał się zapewne, że jego poglądy staną się tak niewygodne dla establishmentu. A co mówił?

Jako człowiek wychowany w obyczajowości i ustroju zachodnim, o wiele lepiej rozumiał proces włączania Polski do Unii Europejskiej, wiedział jakie jest drugie dno podpisywania – bez właściwych negocjacji – kolejnych porozumień. Wśród powszechnej „gorączki” i euforii z zaliczenia Polski do Europy (jak to absurdalnie brzmi…), próbował przebić się z racjonalnymi argumentami, szczególnie dotyczącymi rolnictwa. Przestrzegał, że polityka UE zmierza do przemienienia polskiej wsi w skansen: Bank Światowy przygotował ekspertyzę, z której wynikało, że aby Polska spełniła unijne normy, powinna ok. 2 mln rolników wraz z rodzinami (posiadających najmniej ziemi, a więc najbiedniejszych), przesiedlić do miast i przekwalifikować w tanią siłę roboczą. Do społeczeństwa polskiego nie docierały stwierdzenia, że UE może zaakceptować maksymalnie 3-4% gospodarstw rolnych w Polsce. W oficjalnym oświadczeniu z 2005 r. Filip Adwent pisał: - A kto wykupi od biednych rolników ich ziemię ? Będzie to olbrzymia powierzchnia, przytłaczającą większość naszych 2 milionów gospodarstw, prawie cały obszar polskiej ziemi rolniczej. Kto ją kupi? Niemcy? Holendrzy? Duńczycy? Banki? Prawdopodobnie wszyscy po trochę… oczywiście z wyjątkiem Polaków. Oto prawdziwe oblicze filozofii „pieniądza bez granic”.

Przerażające jest, że po 10 latach od tego oświadczenia jego słowa okazują się nadal aktualne, by nie powiedzieć prorocze.

Od 19 lutego br. pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów stoi rolnicze miasteczko, którego postulaty ledwo przebijają się do mediów głównego nurtu. Rolnicy domagają się przede wszystkim ustawy zapobiegającej wyprzedaży ziemi obcokrajowcom, umożliwienia rolnikom sprzedaży bezpośredniej produktów przetworzonych, ustawowego zakazu obrotu i upraw GMO, a także kompleksowej i długoletniej polityki rolnej oraz odzyskania kontroli nad przetwórstwem rolno-spożywczym i rynkiem wewnętrznym. Media mainstreamowe tradycyjnie nie zauważają problemu – ani tego, że poza plecami Polski negocjowane jest kontrowersyjne porozumienie handlowe między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi wprowadzające żywność modyfikowaną genetycznie, ani tego, że przez ostatnie 15 lat Polska sprzedała obcokrajowcom grunty o łącznej powierzchni 53 tys. ha (mniej więcej powierzchnia Warszawy, i to tylko oficjalne dane z MSW) w najbardziej atrakcyjnych lokalizacjach, a od następnego roku transakcje będą się odbywać bez żadnych pozwoleń i kontroli.

Kończąc, warto raz jeszcze przywołać słowa Adwenta sprzed 10 lat, przewidującego, że wiele milionów rolników polskich zostanie pozbawionych pracy i zmuszonych do emigracji: - Polska liczy obecnie 20 % bezrobotnych. Ilu będzie ich w końcu musiała liczyć, aby zadowolić środowiska globalistyczne? 40 % ? 50 % ? Więcej? Niestety, tego rozsądnego i mocnego głosu już nie usłyszymy, bo w czerwcu 2005 r. samochód ciężarowy z prawostronną kierownicą, prowadzony jak się potem okazało przez zawodowego wojskowego kierowcę, jadąc pod górkę z szybkością 100 km/godz. w terenie zabudowanym, zjechał niespodziewanie na przeciwny pas i zmiażdżył samochód europosła, który poruszał się z prędkością 24 km/godz.