katalogi.pl

katalogi.pl

Wyobraźmy sobie przez chwilę, że żyjemy w kraju, w którym dziennikarze patrzą władzy na ręce. Wiem, że potrzeba ogromnego wysiłku, żeby zobaczyć obraz, w którym to Monika Olejnik napiera na pocącego się ministra, by ten wytłumaczył się ze swoich niejasnych powiązań. Wiem, że niemal misją niemożliwą jest wyobrazić sobie, aby którykolwiek z dziennikarzy, który dostąpi „zaszczytu” wywiadu z Bronisławem Komorowskim zadał choćby jedno niewygodne dla niego pytanie. Ale wysilmy się odrobinę.

Daremny to był wysiłek, bo choćby nie wiem co, te nasze wyobrażenia kończą się tym samym. Kraśko nie byłby Kraśką, gdyby nagle okazało się, że ma w rękawie jakieś trudne pytanie do rządzących. Gdyby Kraśko jednak zadał takie pytanie, to pewnie szybko zakończyłby swój żywot w telewizji publicznej. To samo z Tadlą i wieloma innymi.

Media i rząd mówią dziś jednym głosem. Pisze o tym W. Reszczyński w najnowszej książce wydawnictwa Biały Kruk, pt. Wygaszanie Polski. Tradycyjny podział na władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą to już zamierzchłe czasy. Dziś do tej trójcy dołączyły media, które pierwotnie miały patrzeć tym władzom na ręce, ale po co to robić, skoro można z tą władzą iść ręka w rękę. Po co tropić liczne przecież przekręty władzy, skoro można z nią ubijać interesy.

Świetnie te mechanizmy zostały opisane w książce pt. House of cards. Kto oglądał serial, niech przeczyta książkę i na odwrót. Tam gość o inicjałach F.U. dochodzi do władzy po trupach (nie tylko tych politycznych). Wykańcza po kolei wszystkich swoich przeciwników, aż w końcu zostaje premierem i rozpoczyna swoje urzędowanie przy Downing Street (tak jest w książce, bo w serialu gra toczy się o prezydenturę USA). Nie zrobiłby tego jednak bez usłużnych dziennikarzy, którzy w pewnym momencie są na każde jego zawołanie. Czytając tę książkę mam przed oczami scenkę, w której FU rozmawia z potężnym właścicielem jednej z gazet. Ów właściciel wprost mówi mu, że stawia na niego i chce by ten przejął władzę. A że ma potężne wpływy, że jest dominatorem na medialnym rynku, to jego słowa stają się wkrótce rzeczywistością. Ktoś powie, że to tylko serial, czy książka…

A u nas? Czy jest inaczej? Kto ma media, ten ma władzę. Piszę nieco inaczej niż W. Reszczyński, który w przytoczonym powyżej dziele napisał, że kto ma władzę, ten ma media. Odwróciłem nieco kolejność, bo według mnie dziś wystarczyłoby, że właściciele mediów nagle zmienili front, żeby władzę przejął PiS. Ale do tego nie dojdzie, bo mediom w ogóle nie zależy na zmianie władzy. W interesie mediów jest zachowanie obecnego stanu rzeczy. Właściciele tych mediów palcem nie kiwną, żeby coś w tej kwestii zmienić, no chyba, że nagle okaże się, że władza nie spełnia „pokładanych w niej nadziei”. I mamy z tym do czynienia od czasu do czasu, kiedy to pojawia się informacja o jakimś „umoczonym” ministrze. Jest to oczywiście ostrzeżenie dla grubszych ryb, które mimo ciepłych posadek wciąż nie mogą spać spokojnie. Płotka wpadła, ale przecież wiadomo, że ktoś za tą płotką stoi.

Media stosują bardzo prosty mechanizm. Mamy na ciebie haki, więc albo będziesz spełniał naszą wolę, albo jesteś załatwiony. W książce House of cards te haki w ręku trzymał FU, który był zaledwie rzecznikiem dyscypliny partyjnej (oczywiście jego ambicje były o wiele bardziej rozległe). W polskiej rzeczywistości te haki trzymają w ręku właściciele wydawnictw prasowych, telewizyjnych. Kogo trzymają w stanie ciągłego napięcia? Ludzi władzy, od PO, przez PSL, po SLD. Tam jest najwięcej „umoczonych” i dlatego tak ciężko zburzyć ten mur. To nie jest domek z kart, który łatwo jest rozwalić. To dom z solidnymi murami obronnymi.

Ludzie mediów to w dużej mierze ludzie dawnych służb. Ich powiązania są aż nadto widoczne, bo czy ktoś ma wątpliwości co do Solorza-Żaka, którego Komorowski nie tak dawno nazwał panem Piotrem (zawiłości związane z nazwiskiem Solorza już świadczą o niejasnych jego powiązaniach, bo który mężczyzna przejmuje nazwisko żony i kilka razy je zmienia?)? A Walter z TVN? O innych nawet nie wspominając. Wszyscy oni są ludźmi uwikłanymi i może też być tak, że i politycy mają na nich haki. Jest to zatem wzajemne podtrzymywanie się przy życiu. Jedni szantażują drugich i dopóki ta gra będzie trwała, dopóty będziemy mieli polityków słabego kalibru i dopóty informacje, które do nas będą docierać, będą nieprawdziwe i sfałszowane.

House of cards po polsku trwa już 26 lat. Media doskonale współpracują z władzą. Jedni mają kasę, inni mają władzę, czyli wszystko się zgadza. Od wieków te dwa popędy są dla ludzi największym afrodyzjakiem. W Polsce po raz kolejny mamy do czynienia z hasłem, że władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy. Tę władzę o tyle łatwiej utrzymać, że media w ogóle nie są zainteresowane patrzeniem jej na ręce. Media i władza w Polsce żyją w czystej symbiozie, czyli współżyją ze sobą i obie mają z tego korzyści. Może to czas, żeby wziąć sprawy w swoje ręce i przerwać te ich igraszki?