Dokładnie za 2 tygodnie upłynie pięć lat od największej katastrofy w powojennej Polsce. 5 lat to szmat czasu, żeby poznać, jeśli nie całą, to przynajmniej dużą część prawdy o wydarzeniach z sobotniego poranka 10 kwietnia 2010 r. Okazuje się jednak, że można te 5 lat całkowicie stracić. Polak potrafi. Jakże aktualne są to słowa.
Nie chcę wypowiadać się na temat katastrofy, bo ani nie znam się na fizyce, ani tym bardziej nie mam żadnych materiałów, na których mógłbym pracować. Warto jednak zastanowić się nad całą otoczką, która jest wokół tego śledztwa. Odnoszę wrażenie, że każdy kto wypowiada się ze strony rządu i prokuratury jest od razu ekspertem. Każdy inny jest tylko laikiem. Jedynie po stronie rządowej są osoby godne zaufania i znające się na rzeczy. Nie ma znaczenia fakt, że wśród tych laików są wybitni specjaliści z matematyki, fizyki, chemii i paru pokrewnych dziedzin nauki.
Media, co zresztą poruszyłem w przedwczorajszym artykule, są na usługach władzy, więc na nich nie ma co liczyć w kwestii rzetelnego wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. Co prawda należałoby od nich wymagać chociaż odrobiny obiektywizmu, ale nie ma się co łudzić, że to nastąpi.
Trzeba liczyć na to, że świat nauki obudzi się z trwającego już 5 lat snu. Bo trzeba zdać sobie sprawę z tego, że ów świat dzieli się na tych, którzy nie wypowiadają się na temat katastrofy i na tych (niestety jest ich mniej), którzy mają całą masę wątpliwości na jej temat. I to jest problem Polski i jej złej sytuacji, bo przecież największą partią wcale nie jest PO, czy PiS, ale partia tych milczących, partia wycofanych i nieuczestniczących w jakimkolwiek życiu politycznym kraju.
Od ludzi nauki należy wymagać pewnego obiektywizmu. Oczywiście, nikt nie odbiera im prawa do swoich poglądów, ale czy nie jest powinnością profesora wypowiedzieć się, gdy prawda jest tak naginana?
Eksperci wypowiadali się na temat wielkiego kryzysu ekonomicznego i jakoś nie potrafili mu zaradzić. Tam, gdzie pojawia się ekspert, tam istnieje duże ryzyko matactwa. Ekspert samym swoim pojawieniem się sprawia, że człowiek nabiera podejrzeń, co do jego kompetencji. A nie może być po prostu tak, że ktoś podeprze się tytułem naukowym? Z tego co mi wiadomo ekspert nie jest żadnym tytułem naukowym, co oznacza, że nie jest też żadnym autorytetem.
Tam, gdzie potrzebny jest zamęt, tam pojawiają się eksperci. I nie jest to zjawisko dotyczące wyłącznie katastrofy smoleńskiej, ale dotyczy ona kwestii ekonomicznych. Zresztą ci eksperci pojawili się również przy okazji ostatniej katastrofy Airbusa, który leciał z Barcelony do Düsseldorfu. I ci eksperci potrafili opowiadać godzinami, że nastąpiło to i to, a co się pomału okazuje, ich teorie biorą po prostu w łeb. Prym oczywiście wiodą eksperci pokroju Macieja Laska, czy niejakiego Hypkiego. To, że ktoś pisze w piśmie lotniczym nie oznacza od razu, że pozjadał wszystkie rozumy. Czy myślą Państwo, że ja, skromny bloger, znam wszystkie tajniki poprawnej polszczyzny? Otóż nie znam, chociaż piszę stosunkowo dużo, ale gdyby tym moim wypocinom przyjrzał się profesor od polszczyzny, pewnie załamałby ręce. I tak samo jest z ekspertami.
Musimy oddzielać ziarno od plew. Nie każdy, kto pojawia się w telewizji jest od razu specjalistą z danej dziedziny. Czasem pojawia się po prostu ktoś, kto ma tzw. gadane i potrafi pieprzyć godzinami bez sensu, ale wrażenie jest takie, że mówi do rzeczy, choć niektórzy wyłapują, że opowiada on farmazony, a z jego/jej gadania kompletnie nic nie wynika.
W niektórych dziedzinach sami możemy być ekspertami, ale żeby nimi być najpierw trzeba wyłączyć telewizję, a włączyć myślenie. Tylko wówczas jest szansa na wydobycie się z odmętów zbiorowej głupoty trwającej już przeszło 8 lat.
Marzec 28th, 2015 on 06:13
„…nie znam się na fizyce…”. Żeby zrozumieć co tam się stało wystarczy fizyka z gimnazjum – tak trudno sobie wyobrazić skutek uderzenia ponad 80 ton wytrzymałego metalu(Tupoliew) w kilkaset kilogramów drewna(brzoza)? Wystarczy to odnieść do ścięcia betonowej latarni przez lądujący awaryjnie szybowiec na warszawskim lotnisku. Po prostu odrobina zdrowego rozsądku. Pozdrawiam.
Marzec 28th, 2015 on 07:45
Jurek, i właśnie o tego typu ludziach napisałem. Ty też jesteś ekspertem. Na chłopski rozum jest tak jak piszesz, ale dobrze wiesz, że to trzeba jakoś udowodnić, a nie pisać ogólnikami. Też nie wierzę w brzozę, ale co z tego, że nie wierzę? Nic. Trzeba to udowodnić, a nauka ma ku temu potrzebne narzędzia. My możemy sobie pisać…
Marzec 28th, 2015 on 07:51
NAJNOWSZE INFORMACJE….! Wiemy już, że 10 kwietnia nie było awarii samolotu, nie wybuchła bomba termobaryczna, nie było meaconingu, nie było sztucznej mgły ani rozpylanego helu, feralna brzoza nie była specjalnie zasadzona, pilot znał prawidłowe ciśnienie na Siewiernym, nie było ruskiego magnesu, nie było dobijania rannych /przy przeciążeniu 100g w momencie katastrofy nie było żywych do dobijania/. Nie stwierdzono też przestrzelenia sterów samolotu przez Ruskich ani wywrócenia przez wojsko wraku Tupolewa do góry nogami. Wszystkie te tezy lansowane przez pisowskie media i polityków w celu ukrycia prawdziwych przyczyn katastrofy i tumanienia ludzi, nie znalazły potwierdzenia w faktach. Był za to durnoning. A wobec tej przypadłości medycyna jest bezradna. Na życzenie Lecha Kaczynskiego, który miał kłopoty z doświadczonymi pilotami i ścigał ich karnie i dyscyplinarnie za niewykonywanie jego poleceń podczas lotu /vide lot do Gruzji w 2008r/, samolotem dowodził młody, świeżo awansowany kapitan. Gwarantowało to prezydentowi ze będzie bez przeszkód komenderował samolotem. Na pokładzie nie było rosyjskiego lidera-nawigatora bo zrezygnowała z jego usług strona polska wystosowując formalne pismo do Rosjan że załoga zna rosyjski język i procedury. Nieoficjalnie wiadomo ze minister Szczygło komentował ze Rusek nie będzie mu się pętał po samolocie. Start zaplanowano na 06:00, jednak kancelaria prezydenta, aby się lepiej wyspać, przesunęła go na 07:00. Kapitan Protasiuk początkowo odmówił startu, gdyż nie otrzymał prognozy pogody ze stacji meteo. Start wymusił jednak dowódca Sił Powietrznych RP, protegowany Lecha Kaczyńskiego, gen. Błasik i to on, a nie dowódca samolotu zameldował prezydentowi o gotowości samolotu do startu. Ostatecznie samolot wystartował o 07:27. W trakcie lotu, kontroler z lotniska polowego Siewiernyj dwukrotnie, zupełnie jednoznacznie poinformował załogę, że nie ma warunków do lądowania i zasugerował jej udanie się na lotnisko zapasowe. Pilot powinien niezwłocznie to uczynić. Jednak czekał na decyzje prezydenta – głównego fachowca lotniczego na pokładzie samolotu – poinformowanego o sytuacji (pośredniczył dyr. Kazana). W tym czasie prezydent kontaktował się z bratem Jarosławem, również wielkim ekspertem lotniczym. Sprawa była poważna, bo początek uroczystości i transmisje TV zaplanowano na 09:30 i miał to jednocześnie być triumfalny początek kampanii wyborczej Lecha. Z pewnością nie mogła się ona rozpocząć od lądowania na lotnisku zapasowym w Witebsku u Łukaszenki. Jaka była decyzja prezydenta możemy wywnioskować po obecności gen. Błasika w kokpicie i po tym, że pilot podjął próbę podejścia na wysokośc decyzji (100 m) aby sprawdzić, czy Ruscy nie kłamią z tą mgłą by utrudnić reelekcję Lecha Kaczyńskiego, ośmieszajac jego wyprawę. Kapitan Protasiuk był jedynym członkiem załogi znającym język rosyjski i w końcowej fazie lotu był nadmiernie obciążony lądując przy niemal zerowej widzialności, prowadząc jednocześnie komunikację słowna z kontrolerem lotu na lotnisku Siewiernyj i zabawiając rozmową gen. Błasika. W rezultacie kpt. Protasiuk schodził ze zbyt dużą prędkością opadania – 8 m/s zamiast 4 m/s, a następnie, nie widząc ziemi, chcial odejść na drugi krąg na automacie, wciskając przycisk „odejście”. Jednak ten przycisk nie działał na lotnisku bez systemu ILS, o czym pilot nie wiedział lub zapomniał. Pierwszy raz w życiu odchodził na drugi krąg. W tym momencie samolot znajdował się na wysokości 39 m nad poziomem lotniska, a nie 100 m, jak informował kapitana nawigator mający nalot na TU-154 zaledwie kilkanaście godzin (!). Przyczyną tego błędu było posługiwanie się przez załogę wysokościomierzem radiowym, a nie barycznym. Zemściło się zaniechanie, z powodów politycznych (nalegali na to nasi sojusznicy z USA), szkolenia pilotów na symulatorze w Moskwie przez stronę polską. Kłamliwie tłumaczono to oszczędnościami. Załoga z niezrozumiałych powodów ignorowała też ostrzeżenia Terrain ahead (ziemia z przodu), i instrukcje Pull up! (ciągnij w górę!), nadawane automatycznie kilkanaście razy przez system TAWS. Zapewne tych ostrzeżeń nikt nigdy nie słuchał, tak było i tym razem. Nie robiły też na załodze wrażenia kolejne wysokości samolotu nad powierzchnią ziemi, podawane przez nawigatora – ostatnia 20 metrów. Być może wydawało im się, że bezpiecznie lądują? Dopiero zobaczywszy drzewo na kursie, kpt. Protasiuk zorientował się, że coś tu nie gra i podjął próbę ręcznego poderwania samolotu. Było już jednak za późno. Kontrolerzy z Siewiernego (było ich trzech) zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństwa, lecz nie mieli uprawnień aby zamknąć lotnisko przed zagranicznym samolotem, kontaktowali się ze swoimi przełożonymi, ale nie dostali jasnych instrukcji. Mieli na ten temat rozbieżne zdania. Wiedzieli, że odsyłając samolot prezydencki znanego z rusofobii L. Kaczynskiego na zapasowe lotnisko, wywołają skandal międzynarodowy – BOHATERSKI POLSKI PREZYDENT, KTÓREMU NIESTRASZNA MGŁA I PRYMITYWNE LOTNISKO, NIEDOPUSZCZONY NA UROCZYSTOŚCI KATYŃSKIE PRZEZ ROSJAN! Był to zapewne scenariusz zapasowy Lecha i Jarosława Kaczyńskich, zgodnie z którym decyzja o nielądowaniu na lotnisku Siewiernyj nie mogła wyjść ze strony samolotu. Jednak Rosjanie intuicyjnie nie wpisali się w niego. Pozwolili Kaczyńskim go zrealizować. Pozostały przy życiu Lech Kaczyński i jego dwór z pewnością wykorzystaliby zamknięcie lotniska przez Rosjan do antyrosyjskiej kampanii oszczerstw, a ich zbawcy staliby się kozłami ofiarnymi i być może ponieśliby konsekwencje służbowe. Wszak kilkadziesiąt minut wcześniej znacznie mniejszy – co trzeba dodać – Jak-40 wylądował, co prawda w lepszych warunkach, choć poniżej wymaganego minimum i bez formalnej zgody z wieży kontrolnej(!). Nie rozumieli poleceń kontrolera. Generalnie zarówno załoga samolotu jak i kontrolerzy mieli do wyboru albo postępować racjonalnie i ponieść konsekwencje służbowe, albo poddać się presji zadufanych w sobie ignorantów na najwyższych stanowiskach. Rezultat znamy. Po katastrofie prezes i dożywotni właściciel PiS, Don Jarosław, używa wszelkich wpływów, by narzucić opinii publicznej kłamliwą wersję o spisku Tuska z Putinem i męczeńskiej śmierci prezydenta. Spisek, zwłaszcza ruski, dodaje powagi i sensu tym śmierciom, a zwykłe zaniedbania, niekompetencja i bezprawne naciski polskiego prezydenta ujmują tej powagi i podkreślają, że śmierć tych ludzi była bezsensowna. Gra PiSu toczy sie o odwrócenie uwagi od kompromitujących braci rzeczywistych przyczyn katastrofy i nadanie rysu heroizmu śmierci Lecha Kaczyńskiego, co wraz z Wawelem ma położyć podwaliny jego przyszłej legendy. Jeżeli fakty na to nie pozwalają, to tym gorzej dla faktów. Dobrym przykładem jest tu raport A. Macierewicza, który nie ma nic wspólnego z prawdą, a jest bezwstydnie propagowany przez PiS. Ci ludzie nie maja nawet krzty elementarnej przyzwoitości. Dodajmy, że razem z prezydentem zginęło 95 innych osób, których nikt o zdanie nie pytał: byli nieświadomymi ofiarami śmiertelnej rozgrywki braci Kaczynskich z Tuskiem i z Rosją.
Błędem rządu premiera Tuska było i jest delikatne traktowanie sprawy, co można tłumaczyć tylko tym, że wobec ogromu tej tragedii i banalnych jej przyczyn przyjęta zasada to „ciszej nad tymi trumnami”, co miałoby oszczędzić rodziny ofiar i uchronić Polskę przed kompromitacją (to, co wyprawiała Kancelaria Prezydenta z tym wyjazdem to cyrk i dowód najwyższego stopnia niekompetencji).
Niestety, rząd nie przewidział, że bezwzględność pis-u z Kaczyńskim i Macierewiczem w walce o władzę przekroczy wszelkie granice, o jakich może pomyśleć normalny człowiek.
Ale – nie jest jeszcze za późno, czas najwyższy ujawnić czarno na białym, kto jest prawdziwym winowajcą katastrofy, kto jest odpowiedzialny za listę pasażerów…………………………………………………………………………………….
Marzec 28th, 2015 on 12:45
Odezwał się naczelny ekspert tej strony. Przepisane z netu, podparte wątpliwym autorytetem i Jacuś ma gotową odpowiedź…Ekspert od siedmiu boleści. Kolejny