portalwiedzy.onet.pl

portalwiedzy.onet.pl

Chciałabym na zjeździe powiedzieć o problemach kobiet łódzkich i młodzieży, o zaopatrzeniu w podręczniki, o kolejkach” – mówiła Polskiemu Radiu Jadwiga, włókniarka z Zakładów Przemysłu Dziewiarskiego, wybrana na delegatkę na X Zjazd PZPR. Był czerwiec 1986 r. …

I dalej: „Podstawa podstaw, synteza tego, co wynosimy z X Zjazdu to wymóg skuteczności. Właśnie poprzez nią przebiegać będzie weryfikacja jakości naszej pracy” – mówił na zakończenie ww. Zjazdu Wojciech Jaruzelski ponownie wybrany I sekretarzem PZPR.

A już 4 lat później w Sali Kongresowej Pałacu im. Stalina, dnia 27 stycznia 1990 r. odbył się ostatni zjazd „polskiej” kompartii. Powstawała „nowa” Socjaldemokracja RP na czele z Kwaśniewskim i Millerem.  Niebawem od tej daty minie 25 lat. Historia lubi się powtarzać, ale podobno tylko jako farsa…

W jednym z ostatnich sondaży SLD „osiąga” poziom poparcia 6%!!! Słownie sześć procent! Tak, towarzysze. To już koniec. Przyjemnie jest patrzeć jak znika ta postkomunistyczna formacja. Nie ma w obecnej Polsce zapotrzebowania na socjaldemokrację. Oczywiście jest to wrażenie pozorne. Bowiem z jednej strony jest socjalny PiS. Brak jest natomiast na lewej stronie partii w duchu starej i dobrej Polskiej Partii Socjalistycznej. Także neoliberalnej platformie nie zależy na promowaniu zasad solidarności i sprawiedliwości społecznej, no bo jakby rządzili? A dawni liderzy niekomunistycznej lewicy pogubili się, aktywni jeszcze w latach 90-tych. Romanse z Palikotem i jego zgrają na pewno im nie pomogły, wręcz przeciwnie, bardzo im zaszkodziły. Był to klasyczny strzał w stopę.

W obliczu zrastania się spółdzielni pracy pod nazwą PSL z matką platformą, nasz system staje się faktycznie dwupartyjny. Tym samym po 25 latach od obrzydliwego stołu gdzie generalicja PZPR „dogadała” się ze swoimi agentami z KOR, Solidarności, dogoniliśmy najjaśniejsze demokracje zachodu – Wielką Brytanię i USA. Wszak partyjki – fikcyjki jak KaNaPa Korwina, ziołojary Palikota czy RN („ruch narodowy” tworzony za kasę wojskowych służb) nie nadają się nawet na w miarę poważnych koalicjantów.

Dla nas młodej prawicy to miłe, że w niebyt polityczny stacza się jeden z naszych starych wrogów. Parę dni temu zmarł Józef Oleksy – marszałek, premier, minister w rządach SLD. To oczywiście smutne wydarzenie daje dodatkowy powód do pewnych podsumowań rządów tzw. „lewicy”. A były to czasy nadzwyczaj barwne.

SdRP utworzyli karierowicze z łona PZPR (bowiem ostatnia konserwa skupiła się w mikroskopijnym Związku Komunistów Polskich „Proletariat”). Na czele stali Kwaśniewski i Miller („żyrardowski wdzięk”). Premierem w latach 1995-96 był właśnie Józef Oleksy (wg okładki „Wprost” ze stycznia 1996 roku, która przełamała karierę Oleksego – szpieg rosyjski o pseudonimie „Olin”). A że w latach 70-tych Oleksy współpracował z PRL-owskim wywiadem wojskowym (aczkolwiek z wywiadu nigdy się nie odchodzi) takie podejrzenie łatwo było zbudować.

Bodaj Marian Zacharski (szpieg wywiadu PRL w USA) w jednej ze swoich książek pisze, że Oleksy jako niewinny człowiek był wrobiony w tę kabałę przez wywiad rosyjski. A chodziło o jedno, o pokazanie, że państwo którego szef rządu jest agentem Moskwy nie nadaje się do NATO. Ot, świat służb…

Brak solidarności SLD z b. premierem spowodował później jego frustrację i nazwanie Wojciecha Olejniczaka (młodej gwiazdy Sojuszu) – narcyzem (podobno uwaga bardzo trafna), a Jerzego Szmajdzińskiego („nadętym bucem”) – facet na boskim sądzie, to nie ma co tematu wiercić. Następcą Oleksego był żubr Cimoszewicz, chłop nie nabył się długo, wszystkich SLD-owców pogodził Jerzy Buzek (premier koalicji AWS-UW) od roku 1997.

Cimoszewicz zaś poniósł śmierć polityczną w roku 2005 w wyniku zakulisowych gier PO (ludzie służb Miodowicz i Brochwicz). W owym czasie marszałkiem Senatu był Adam Struzik dziś wszechwładny marszałek województwa mazowieckiego (ciągle PSL – koalicjanta każdego, także SLD).

Również w tamtym czasie prezydentem Polski został Aleksander Kwaśniewski – minister sportu z rządu Rakowskiego. Podobno brat łata lubiący wypić z ochroną czy robotnikami, a ciągle sztorcowany przez sztywną i kawiorową Jolkę. A podobno to Kaczyński był prezydentem z obcasem na czole. Jednak wyprzedził go w tym Alek K., tylko miał lepszy PR. SLD i Kwaśniewskiego wspierają różne organizacje i gazety, jak Związek Nauczycielstwa Polskiego (żywa komuna) czy Urbanowe „Nie” (jeszcze gorzej).

W latach 2000–2001 poparcie dla SLD razem z Unią Pracy kształtowało się na poziomie 40–50%. Po 2001 roku trwa walka małego i dużego pałacu, słynna szorstka przyjaźń, biorą w tym udział służby i gazety – Trybuna, upadła jakiś czas temu, reaktywowana w biedniejszej formie stosunkowo niedawno. Miller nawet sugerował, że jego wypadek z początku grudnia 2003 nie był przypadkowy.

2 maja roku następnego Leszka Millera na stanowisku premiera zastąpił M. Belka.

W tych latach SLD toczą afera starachowicka i afera Lwa Rywina, w tym miejscu warto wspomnieć jak o aferze Rywina, w przypływie szczerości wypowiedział się kiedyś Aleksander Kwaśniewski: „z tą sprawą było zupełnie inaczej niż powszechnie się sądzi”… W roku 2005 po wyjeździe byłego premiera Millera na stypendium badawcze do Waszyngtonu (czegoś się obawiał?) rozpoczyna się dla tej partia równia pochyła…

SLD jeszcze przez chwilę, pomimo kręcenia się wokół takich tworów politycznych jak Partia Demokratyczna, Krajowa Partia Emerytów i Rencistów, Unia Pracy, Socjaldemokracja Polska, Unia Lewicy, Zieloni 2004, Polska Lewica, Partia Regionów, wreszcie Palikociarnia czy  Rysiek Kalisz, trwa…

Już nie pod rządami kanclerza Millera, a młodych działaczy, jak Grzegorz Napieralski. Ten polityk po śmierci J. Szmajdzińskiego (w katastrofie smoleńskiej) kandydował na urząd prezydencki i zdobył (o dziwo) dobry wynik, na poziomie 13,68%.

Ale erozja SLD następowała dalej. I następuje, pomimo pokazywania paprotek w stylu Ogórkowej, Jońskiego czy Gawkowskiego partia ta przypomina komitet gminny PZRP z lat 60-tych ubiegłego wieku. Ta sama wierność Polsce, ta sama etyka…Od 2007 roku SLD staje się wyłącznie satelitą PO. Plotki z Sejmu mówią, że Miller chciałby ukoronować karierę stanowiskiem vice premiera u boku Kopacz.

Jednym słowem ciągnie swój do swego.