spesmedia.pl

spesmedia.pl

Czy słyszał pan o fundacji Pro Civili? To pytanie całkowicie… zaskoczyło Bronisława Komorowskiego. Ówczesny marszałek sejmu na chwilę stracił swój charakterystyczny sposób bycia, by po chwili odzyskać rezon i wyprosić Sumlińskiego z budynku sejmu, grożąc użyciem straży marszałkowskiej.

Już 79% obywateli RP ufa naszemu ukochanemu, jedynemu i wspaniałemu prezydentowi. Podskoczyło mu tak, bo ku uciesze milionów kibiców siatkówki (ups, piłki siatkowej) odkodował Polsat i umożliwił obejrzenie tego wydarzenia w telewizji. Przy tej okazji podziękował Piotrowi Solorzowi, choć to Zygmunt, ale dla Bronka to Piotrek, bo przecież od lat tak się do niego zwracał i w zasadzie nic się nie zmieniło. Po prostu, jako Piotr nabroił małe co nieco, to musiał się przepoczwarzyć w Zygmunta, po drodze kradnąc nazwiska swoich małżonek. I już jest „limpio como una patena” (czyli czysty jak łza). I co prawda dla wielu kibiców pozostanie wrogiem, bo przecież to on zakodował mistrzostwa, ale najważniejsze, że w oczach władz, jest poza wszelkimi podejrzeniami.

Te kontakty prezydenta są nad wyraz tajemnicze, żeby nie napisać szemrane. Szerzej mogą Państwo przeczytać o tym w książce W. Sumlińskiego pt. „Z mocy nadziei”, którą swego czasu polecaliśmy na stronie prawymsierpowym.pl. Dziś pragnę przypomnieć kilka epizodów z życia naszego umiłowanego prezydenta, któremu ufa 4 na 5 Polaków. Pewnie ten tekst niewiele zmieni jeśli chodzi o stopień zaufania, ale róbmy co się da, żeby jednak podważać to zaufanie, które wynika wyłącznie z tego, że prawdziwy obraz tej osoby jest skrzętnie zakrywany przed opinią publiczną. A jak jest naprawdę?

Czy słyszał pan o fundacji Pro Civili? To pytanie całkowicie… zaskoczyło Bronisława Komorowskiego. Ówczesny marszałek sejmu na chwilę stracił swój charakterystyczny sposób bycia, by po chwili odzyskać rezon i wyprosić Sumlińskiego z budynku sejmu, grożąc użyciem straż marszałkowskiej.

Jestem po lekturze tej książki i przyznam bez owijania w bawełnę – książka wbija w fotel. Jeśli choćby 10% przytoczonych w książce wydarzeń jest prawdziwych (a nie mam wątpliwości, że do dziesiątki można dopisać jedno zero z tyłu, co da 100%) to Polska, państwo Donalda T. i Komorowskiego, które mieni się być państwem miłości, jest państwem, któremu bliżej do Rosji, niż do kraju aspirującego do zachodniego świata.

W. Sumliński napisał książkę, która jest wołaniem o prawdę, o sprawiedliwość, czy wreszcie o pomoc. Dziennikarz, który próbował popełnić samobójstwo, opowiada swoją wersję wydarzeń. Przeciwnikiem są tajne służby, politycy najwyższego szczebla. I nie jest to science fiction, choć momentami można odnieść takie wrażenie.

Najpierw napiszę, co denerwuje mnie w tej książce a jest nią jedynie to, że autor niepotrzebnie, moim zdaniem, wplata w tę swoją opowieść informacje o śmierci swojej siostry. Być może jest to potrzebne autorowi, żeby ukoić swój ból, być może chce w ten sposób oddać jej hołd, ale wydaje się, że bez uszczerbku dla samej książki, autor mógł pominąć ten wątek. Pytanie tylko, czy można pominąć śmierć jednej z najbliższych osób, podczas gdy wszystko inne również się wali?

Skupmy się jednak na istocie tej książki. Wyłania się z niej obraz, który jest powtarzany przez prawicowych oszołomów, jak zwykle nazywani są przez oświeconych lewaków ludzie, którym nie podoba się Polska po 1989 roku. Wynika z niej, że wiele rzeczy, które dzieją się dziś wcale nie są dziełem przypadku. Te rzeczy dzieją się, bo sterują nimi służby. I oczywiście wiele osób o zapatrywaniach antyprawicowych powie w tym momencie, że oni w takim razie wiedzą o czym jest książka i że ich nie interesuje ciąg dalszy. A może zwrócą przy tym uwagę na to, że Sumliński nie pisze o iksińskich i igrekowskich, tylko pisze o konkretnych ludziach z imienia i nazwiska i nazywa ich postawy albo szlachetnymi, albo podłymi i perfidnymi. Tych drugich jest niestety dużo więcej. Piszę niestety, bo to świadczy wyłącznie o polskim państwie, gdzie szemranych postaci jest cała masa. I o tych szemranych ludziach pisze autor, narażając się wielu z nim. Książka jest przede wszystkim autentyczna. I to jest jej atut. Jest wielu takich, którzy mogliby zarzucić jej nieprawdę, ale póki co nie słyszałem, żeby ktokolwiek wystąpił na drogę sądową, twierdząc że opisywane w książce fakty w rzeczywistości nie są faktami, ale wymysłami autora. A jest wśród nich postać, której sam zdzierżyć nie mogę. W. Sumliński zadał tej postaci jedno pytanie, które odmieniło jego życie. Gdy je zadawał jeszcze nie był tego świadomy. Dopiero później dotarło do niego, że zadarł nie z tym, z kim trzeba.

Czy słyszał pan o fundacji Pro Civili? To pytanie całkowicie… zaskoczyło Bronisława Komorowskiego. Ówczesny marszałek sejmu na chwilę stracił swój charakterystyczny sposób bycia, by po chwili odzyskać rezon i wyprosić Sumlińskiego z budynku sejmu, grożąc użyciem straż marszałkowskiej.

O zainteresowaniu sprawami WSI przez Komorowskiego krążą legendy, ale fakty są takie, że jako jedyny poseł PO bronił tej służby w 2006 r. Dlaczego? Wszyscy wiedzieli, że służba ta ma niejedno przestępstwo na koncie a przecież była to służba, która po 1989 r. nie przeszła żadnej weryfikacji!

To Bronisław Komorowski odegrał niewyjaśnioną do dzisiaj rolę w sprawie redaktora Wojciecha Sumlińskiego (oskarżonego o płatną protekcję, o próbę sprzedaży aneksu do raportu o WSI, itd., kilka tygodni temu Komorowski miał stawić się w sądzie jako świadek w sprawie W. Sumlińskiego, ale wymigał się, tłumacząc wszystko obowiązkami głowy państwa). Te wydarzenia doprowadziły autora książki do nieudanej próby samobójczej dokonanej w kościele pw. św. Stanisława Kostki. W kościele tym księdzem był ks. Jerzy Popiełuszko, któremu Sumliński poświęca wiele stron swej książki, badając przyczyny tego, dlaczego śledztwo w sprawie morderstwa bł. ks. Popiełuszki utknęły w martwym punkcie. Oczywiście nie będę przytaczał treści całej książki, bo przecież nie na tym polega recenzja, ale choćby z tego powodu warto po nią sięgnąć, żeby dowiedzieć się jak było naprawdę.

Pisząc tę recenzję natknąłem się na jeszcze jeden ciekawy wątek. Otóż swego czasu obrońcą był Sumlińskiego Roman Giertych. Czy nie jest czasem tak, że ten były polityk a teraz wzięty adwokat, zakręcił się koło W. Sumlińskiego, żeby wydobyć od niego potrzebne informacje i przekazać je swojemu obecnemu patronowi politycznemu? Tym patronem politycznym jest B. Komorowski i choćby nie wiem jak i nic nie pomoże zaprzeczanie Giertycha w tej sprawie. Czy zatem Giertych nie wziął sprawy Sumlińskiego po to, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o wiedzy posiadanej przez dziennikarza? Wiedza ta może przecież szkodzić obecnemu prezydentowi. Czym innym wytłumaczyć ten nagły przypływ sympatii faszysty Giertycha do Komorowskiego?

Dziś Komorowski cieszy się ogromnym zaufaniem społecznym. Mam nadzieję, że po przeczytaniu książki W. Sumlińskiego „Z mocy nadziei” ten wskaźnik wyraźnie spadnie…