rp.pl

rp.pl

Sprawcą katastrofy samolotu 10 kwietnia 2010 r. była potężna brzoza, która z niewiadomych przyczyn przesuwała się akurat w tym samym kierunku, co stery samolotu. Nie udało się ominąć tej brzozy. Nad Ukrainą również drzewo spowodowało wypadek, ale nie była to brzoza, ale buk, który również wyraźnie szukał kontaktu z samolotem. Jeśli ktoś wierzy, że to brzoza była przyczyną katastrofy smoleńskiej to równie dobrze można uwierzyć w to, że przyczyną śmierci Hanki Mostowiak były kartony. Ktoś zarzuci mi miałkość porównania, ale przecież czym dla samolotu jest brzoza, tym dla samochodu są kartony.

Tekst ten nie będzie jednak rozstrzygał kto odpowiada za obie te tragedie (odpowiedź aż sama się narzuca). Tekst ten ma na celu pokazać w jakim miejscu znajduje się polska polityka zagraniczna w obliczu tego, co dzieje się teraz na Ukrainie. A ta polityka znajduje się na uboczu, na całkowitym marginesie, poza głównym nurtem. Donald T. został wydymany, Sikorski zachowuje się niczym dziecko we mgle, a jego jedyną odpowiedzią są wpisy na tweeterze, które dyskwalifikują go jako wiarygodnego uczestnika ważnych europejskich rozgrywek.

Jaka zatem powinna być polityka zagraniczna rządu? Odpowiedź na to pytanie jest banalnie prosta. Polityka powinna wyglądać w ten sposób, że każdy jest potencjalnym wrogiem. W stosunkach międzynarodowych nie powinno być mowy o żadnym zaufaniu, bo gdzie są 2 państwa tam są dwa oddzielne interesy, których nijak się nie da pogodzić. Zawsze ktoś musi ustąpić, a sztuką dyplomacji jest to, żeby jeden przechytrzył drugiego. Nigdy nie jest tak, że porozumienie przynosi korzyść obydwu stronom. Zawsze, podkreślam ZAWSZE, jest tak, że ktoś jest łosiem, a ktoś zwycięzcą. W stosunkach międzynarodowych nie ma mowy o symbiozie, czyli obustronnych korzyściach. W stosunkach międzynarodowych zawsze ktoś pasożytuje na innym. I ta zasada jest niezmienna od tysięcy lat. To silniejszy narzuca słabszemu swoją wolę.

Powyższy wywód może skłaniać do wniosku, że przecież Polska jest słabsza od Rosji, czy Niemiec, więc o czym tu w ogóle autor dywaguje. Jest jednak coś jeszcze niż siła. Bo można być silniejszym militarnie, czy gospodarczo, ale przecież siła umysłu (a z tym związany jest spryt) może pokonać niemal każdą potęgę tego świata. A polscy politycy w osobach Komorowskiego, Donalda T., Sikorskiego, Sawickiego, Piechocińskiego są słabi intelektualnie. Wielu uznaje ich za mądrych, ale to nie mądrość, lecz cwaniactwo. Wiedzą Państwo czym różni się cwaniactwo od sprytu? Wystarczy zobaczyć jakie synonimy pojawiają się obok słowa cwaniactwo. Są to mianowicie: geszeft, machlojka, szwindel, szachrajstwo, oszustwo. A słowa synonimiczne do sprytu? Oto one: dyplomacja, bystrość, esprit, przytomność, rozum. Nie odmawiam wyżej wymienionym cwaniactwa, bo jest sztuką utrzymywać się na powierzchni przez tyle lat, ale sprytu nie mają w ogóle. Człowiek sprytny zawsze przechytrzy cwaniaka. Z przykrością trzeba stwierdzić, że nasi rządzący są o lata świetlne za spryciarzem z Kremla, za spryciarą z Berlina. Od lat wielu szachują Polskę swoimi posunięciami a ci naiwni cwaniacy myśleli, że to dobry kierunek. Gdzie dziś znajduje się Polska? Znowu jest w kleszczach między Niemcami a Rosją. Znowu czeka na pomoc, ale przecież mądrość płynąca z historii wyraźnie wskazuje, że nikt za Polskę umierać nie będzie. Ale o tym cwaniak przecież nie wie, choć wielu z tych cwaniaków to przecież historycy (Donald T. i hrabia z Budy Ruskiej). Nie dziwmy się zatem, że Polska znowu stoi nad przepaścią.

Łyka premier bajkę o brzozie, bo w oczach cwaniaka jest ona wiarygodna. Człowiek sprytny wie, że to niemożliwe, że za tym wszystkim kryje się coś zdecydowanie więcej. Głosujmy na ludzi sprytnych, mądrych, ale szerokim łukiem omijajmy wszędzie panoszących się cwaniaków.