gosc.pl

gosc.pl

-Jack Strong?

-Kontrola drogowa, wysiadajcie prędko z auta! Ale już, ruchy, ruchy. Szybciej, bo zaraz zap……. Rusz się złamasie!

To nieudolna próba połączenia dwóch filmów, które w ostatnim czasie miałem okazję obejrzeć. Jack Strong i Drogówka. Oba filmy stosunkowo nowe na rynku filmowym, ale oba cieszą się ogromną popularnością.

Autorowi tych słów ciężko określić, na ile są prawdziwe, na ile wymyślone. Jack Strong, czyli Ryszard Kukliński to dla wielu narodowy bohater, prawdziwy strongman, heros jakich brakuje nam w tych czasach. Dla innych jest narodowym zdrajcą, który miast bohaterem powinien zawisnąć swego czasu na szubienicy, bo tylko taki los powinien spotkać zdrajców ojczyzny. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że mówią to dokładnie ci, którzy służyli ruskiemu najeźdźcy, którzy bez mrugnięcia okiem potrafili wykonywać rozkazy płynące z Moskwy i w ten sposób działać na szkodę swojego kraju. Dziś mają czelność oceniać tych, którzy byli przeciwni dominacji Kremla na polskich salonach.

Z drugiej strony Drogówka. Film W. Smarzowskiego dla wielu jest jedyną prawdą o policji. Pijaństwo, powiązania ze światkiem przestępczym, wszechobecne wynaturzenia, przekleństwa i wszelkie zło tego świata. Film zaczyna się od sceny, kiedy to ksiądz siedzi na tylnym siedzeniu radiowozu a policjanci z drogówki wyliczają przewinienia księdza na drodze. Nadmierna prędkość, przekroczenie podwójnej ciągłej, czerwone światło, bez zapiętych pasów, rozmowa przez telefon komórkowy. Ksiądz nic sobie z tego nie robi i próbuje wręczyć łapówkę. Od początku filmu przekaz jest jasny. Źli są policjanci, zły jest ksiądz, wszędzie jest zło. Alkohol leje się niewiarygodnym strumieniem, jak gdyby tylko to było do picia w sklepach. Kobiety w filmie służą wyłącznie jako rekwizyty, zabawki w rękach brutalnych mężczyzn, którzy mają tylko dwie potrzeby – nachlać się i pochędożyć. I mniej więcej o tym jest film. Przekleństwa wypełniają pewnie połowę dialogów, więc specjalnie nie musieli się natrudzić twórcy filmu, bo wystarczyło nagrać paru meneli pod budką z piwem, żeby dialogi były gotowe. Postanowiłem być jednak twardy i dotrwać do końca filmu i muszę Państwa przestrzec, bo momentami film jest obrzydliwy. Scena, kiedy to następuje gwałtowne hamowanie samochodu przed wchodzącymi na przejście dla pieszych siostrami zakonnymi, a którym to autem podróżują główni bohaterowie jest bodaj najbardziej obleśną jaką widziałem w polskim kinie. Szczegółów nie podam, bo szkoda moich i Państwa nerwów, ale nasuwa się jedno pytanie – kim jest Smarzowski, że tak sobie pozwala. Oczywiście dla kogoś to, że przy tej scenie na przejście wchodzą akurat siostry zakonne może być obojętne, ale tak nie jest. Reżyser celowo gra na emocjach, celowo umieszcza w newralgicznych momentach konkretne osoby, czy grupy zawodowe. Reżyser wszystkich, absolutnie wszystkich wrzuca do jednego wora. Smarzowski ma prawdopodobnie bardzo smutne życie, skoro tworzy takie filmy. Ale pal sześć Smarzowskiego, bo wariatów nie brakuje, ale skąd u licha on bierze pieniądze na te swoje gnioty? Kto godzi się na sponsorowanie takich filmów? Naprawdę nie szkoda pieniędzy? Po części wiadomo skąd są te pieniądze, m. in. z Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej. Słowo sztuka pasuje tam mniej więcej tak jak pięść do nosa. Wiele filmów Smarzowskiego (oglądałem do tej pory Dom zły i Wesele) jest robionych na tą samą nutę. Alkohol, przekleństwa, intrygi, zabójstwo w tle, seks. Gość jest nudny jak flaki z olejem i pewne jest, że kolejny jego film będzie traktował o tym samym. Jedyne co może go powstrzymać to zablokowanie środków finansowych. Zamknięcie kurka z forsą dla tego jegomościa z pewnością będzie z pożytkiem dla wszystkich odbiorców.

Swego czasu pisałem o Pokłosiu, którego reżyserem był Pasikowski. Dostało się reżyserowi, oj dostało. Przy okazji swojego nowego filmu, Jack Strong, reżyser na pewno trochę się zrehabilitował, bo przynajmniej podjął się przedstawienia postaci, która dla wielu jest nie do przełknięcia. Po Pokłosiu, które było filmem jawnie antypolskim, autor obrał inny kierunek i to należy pochwalić. Oczywiście występują w filmie elementy denerwujące, które przyprawiają o złość (choćby scena, w której Ryszard Kukliński przegląda listę osób przeznaczonych do internowania i szczegółowe pokazanie tego, że na tej liście są Michnik, czy Kuroń). Ta scena i kilka innych powodują, że owszem, zgadzamy się na ten film o Kuklińskim, ale musimy dorzucić swoje trzy grosze, żeby przekaz był jeden – Kukliński de facto uratował Michnika, Kuronia i im podobnych, którzy potem uchronili Polskę przed rozlewem krwi, skutecznie blokując (pusty śmiech, hahaha) komunistów przy Okrągłym Stole. To jest zdecydowany mankament filmu, który absolutnie nie powinien się tam pojawić, ale rozumiem sytuację, w której znalazł się Pasikowski (może nawet zbyt mocno nie protestował, jeśli w ogóle miał coś przeciwko). Dostaniesz kasę na film, ale my swoje elementy musimy wkręcić, wiecie rozumiecie towarzyszu, prawda?

Ale mimo wszystko warto obejrzeć Jacka Stronga, bo przynajmniej pokazuje właściwą postawę wśród tylu kanalii.

Oba te filmy niemal wszystko dzieli, jeden warto obejrzeć, na drugi szkoda czasu. Dokąd zdąża polskie kino? Jeśli dalej będzie zgoda na filmy pokroju Drogówka, to śmiem twierdzić, że kino zmierza ku przepaści, jeśli pójdzie drogą Jacka Stronga, to jest jeszcze nadzieja, że nie będzie aż tak źle. Filmy są jednym z elementów kształtowania postaw w społeczeństwie. Czy pójdziemy drogą bohaterów narodowych, czy tych, dla których najważniejsza jest wódka i chuć? Już wkrótce będziemy mieli okazję wybrać tych, którzy mają większy wpływ na kształtowanie i lansowanie odpowiednich postaw. Obecne kierownictwo zdecydowanie podąża złą ścieżką. Należy obrać inny kurs. Oby!