kresy24.pl

kresy24.pl

Przez ostatnie 25 lat niemal wszyscy zapewniali Polaków, że są bezpieczni, że swoje już przeszli, że teraz nastąpi czas pokoju. Oczywiście prym wiedli ci, którzy wcześniej byli w głębokiej komitywie z ruskim bratem a potem nagle przepoczwarzyli się w brukselską marionetkę. A że w międzyczasie udało się wejść do NATO, od razu obwieszczono, że nie ma takiej możliwości, żeby ktokolwiek zagroził Polsce. A jeśli nawet jakieś zagrożenie by było, to od razu nasi sojusznicy z NATO wyślą swoje dziarskie eskadry by bronić niepodległości Polski. Wszak jeśli jeden z sojuszników zostałby zaatakowany oznacza to atak na pozostałych sojuszników. Logiczne, ale gdyby tak się stało, czy aby na pewno można liczyć na ich natychmiastową reakcję?

Deklaracje solidarności oczywiście są ważne, ale ileż to już razy nasi sojusznicy je składali a potem wypinali się na nas. Pewnie, nie było wtedy NATO, ale przecież w 1939 roku deklarowane poparcie ze strony Wielkiej Brytanii i Francji było tak wielkie, że mało kto przypuszczał, że Polacy zostaną sami na polu walki. Teraz tych sojuszników jest więcej, ale czy to oznacza, że pomogą Polsce?

Pytanie to wcale nie jest oderwane od rzeczywistości, ponieważ Rosja w ostatnim czasie żywo interesuje się obywatelami swojego kraju. Jeśli tylko uzna, że jej obywatele są źle traktowani przez daną władzę uzurpuje sobie prawo do interwencji. Obecnie trwa interwencja na Ukrainie, ale już wiadomo, że zauważyli Rosjanie, że źle traktowani są obywatele rosyjscy mieszkający w Estonii. A jest ich tam ponad 25%, co daje około 330 tys. mieszkańców. Właśnie dziś gruchnęła wiadomość, że Rosja zaniepokojona jest traktowaniem ich obywateli przez władze w Estonii. W związku z tym Rosja postanowiła przeprowadzić ćwiczenia tuż przy granicą z Estonią. Oczywiście nie jest to nic innego, jak tylko pokaz siły. Który to już pokaz siły?

Pisałem nie tak dawno, że Rosja za wszelką cenę chce na nowo zasiedlić swoje ogromne obszary. I pewnie nie chodzi im o nowe ziemie, bo tych mają powyżej uszu. Chodzi jej o zasoby ludzkie, których ewidentnie brakuje. Każdy człowiek jest na wagę złota a 330 tys. obywateli Estonii może okazać się dość okazałym łupem. Jeśli uda się też wyrwać mieszkańców wschodniej Ukrainy to zwiększy się ta ludność. Być może nie o to chodzi Putinowi, ale wydaje się, że nikt nie zauważa ewidentnego problemu Rosji dotyczącego ludzi. Putin na gwałt potrzebuje ludzi, którzy identyfikowaliby się z nim i z samą Rosją.

I co zrobi NATO, gdy władze w Moskwie zdecydują się na interwencję w sprawie swoich obywateli w Estonii? To już nie będzie Ukraina, która nie jest członkiem NATO, ale Estonia, która jest nim niemal dokładnie od 10 lat (przyjęta 29 marca 2004 roku). Rosja ewidentnie ingeruje w sprawy innych krajów i robi to nie tylko dopuszczalnymi środkami dyplomatycznymi (uruchomienie odpowiednich kanałów dyplomatycznych jest nie tylko wskazane, ale i konieczne), ale przede wszystkim poprzez groźby i zastraszanie (manewry wojskowe tuż przy granicami Ukrainy, Estonii, czy Polski).

Jakiekolwiek sojusze mają sens tylko wtedy, gdy jest wspólny interes. Jeśli tego interesu zabraknie, nawet najbardziej piękne słowa deklaracji nie wystarczą w konfrontacji z rzeczywistością. Kto jak kto, ale Polska najlepiej powinna o tym wiedzieć. Wszelkiego rodzaju deklaracje przyjmować z umiarkowanym optymizmem, a nie tak jak to jest w Polsce. Wejście do UE traktowano niemal jak wejście do raju. Na NATO nie zwracano aż tak wielkiej uwagi, ale teraz stale przypomina się o jej wspaniałej i doniosłej roli, która zapobiec ma wszelkim zakusom rosyjskim.

Pisałem niegdyś, że w stosunkach międzynarodowych trzeba być wytrawnym graczem. Nie można wierzyć zbytnio swoim sojusznikom i raczej przyjmować, że odwrócą się w potrzebie, niż liczyć na ich pomoc. Pierwsza i najważniejsza zasada w stosunkach międzynarodowych jest taka, że każdy jest wrogiem i szuka własnego interesu. U nas przyjmuje się zasadę pełnego zaufania, czy wręcz zawierzenia swoich spraw obcym krajom, co już teraz ma brzemienne skutki, bo tak naprawdę jesteśmy uzależnieni od obcych a sami niewiele możemy.

Przykłady? Brak porządnej armii (rezygnacja z powszechnego poboru do wojska to strzał w kolano), brak sprzętu i kupowanie go za granicą (chlubienie się tym, że sojusznicy podrzucają nam swój zużyty sprzęt jest hańbą dla Polski), brak odpowiednich kadr wojskowych (działania Tuska i Komorowskiego sprawiają, że najlepsi nie chcą być w armii, a oparcie się na ludziach głęboko powiązanych z dawnym systemem powoduje, że nie można mieć zaufania do nich), brak ochrony polskiego żołnierza (sprawa generała Błasika jest aż nadto widocznym przykładem, kiedy to Rosja zupełnie swobodnie głosiła, że 10 kwietnia 2010 roku generał Błasik był pijany, a dziś okazało się, że była zwykła kalumnia – polskie władze nawet nie podjęły działań mających na celu obronę honoru polskiego żołnierza), wreszcie brak nacisku na kształcenia patriotyczne w polskich szkołach (patriotyzm to obciach dla obecnych władz, lekcje historii notorycznie obcinane przez Ministerstwo Edukacji Narodowej).

Nie chcę siać paniki, bo nie o to chodzi, ale rękę trzeba trzymać na pulsie 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, 365 dni w roku, cały czas. Polskie władze w ogóle tego nie pojmowały. Może dopiero teraz uświadamiają sobie, że tak naprawdę przez wiele lat bagatelizowały kwestię bezpieczeństwa i niepodległości. Obecne władze dopiero to sobie uświadamiają, a przecież w momencie kiedy zostały wybrane (niestety!) miały stać na straży niepodległości. Tę sprawę odpuściły sobie ewidentnie, stąd też pilna potrzeba pozbycia się ich. Rosja doskonale wykorzystuje zagapienie się przeciwnika…