wykop.pl

wykop.pl

Zachwyty nad polskimi olimpijczykami nie ustają. I słusznie, bo każdy z medalistów zasługuje na najwyższe słowa uznania. Justyna Kowalczyk ze złamaną kością śródstopia pokazała, że nie są jej straszne żadne przeciwności losu. Stado nafaszerowanych Norweżek to za mało na Justynę. Kiedyś słychać było zasapane Norweżki z odległości kilkunastu metrów, co jest całkowicie zrozumiałe, bo jednak wysiłek powoduje ogromne zmęczenie i nawet największy tytan złapie zadyszkę, a tu się okazuje, że one nagle nie łapią zadyszki. Pod górę śmigają niczym auta terenowe po wertepach. Zero zadyszki. Prawdopodobnie tylko gorzej posmarowane narty decydują, że nie udaje im się osiągnąć pełnych sukcesów. A może zmniejszono im „dawkę soku z gumijagód”?

Kontuzjowana Kowalczyk pokazała gest Kozakiewicza tym, którzy tak mocno ją krytykowali (Korzeniowskiemu, Tajnerowi). Jak można krytykować kogokolwiek za szóste miejsce na Igrzyskach Olimpijskich? I to jeszcze w konkurencji, w której szans nie upatrywała nawet sama zainteresowana. Wstyd, panie Korzeniowski! Tajner sam sobie wystawia świadectwo, wdając się w romans z o wiele młodszą panienką (w tej materii Korzeniowski nie jest lepszy). Krytykować można, ale najpierw trzeba być samemu w porządku.

Zbigniew Bródka ze swoimi problemami z torem wzbudza podziw nie tylko Polaków, ale wszystkich tych, którzy cokolwiek wiedzą o sporcie. To tak jakby ktoś został pisarzem wśród samych analfabetów, albo pływakiem, który nie ma ani basenu, ani jeziora, ani morza, ani rzeki, tylko zwykłą kałużę. Bródka to fenomen na skalę światową i jeśli można go jakoś określić to jedynie tym, że potrafi zrobić coś z niczego. Jako jedyny potrafił wygrać z całą rzeszą holenderskich panczenistów i zrobił to dosłownie o centymetry (dokładnie o cztery). W Holandii jest 19 torów łyżwiarskich, w Polsce nie ma żadnego. W Holandii jeżdżą na łyżwach do pracy i gdy tylko zamarzną kanały kto może zakłada łyżwy i ślizgiem do roboty. W Polsce poślizgać się można tylko wtedy, gdy wystąpi gołoledź, lub gdy dozorcy zapomną posypać chodniki piaskiem. A jednak, spontanicznie polany tor przez strażaków z Łowicza wystarczył, żeby talent Bródki mógł się rozwijać jako tako. Ale to wystarczyło na początku. Potem trzeba było wyjeżdżać za granicę, szukać sponsorów. Nie pomagał w tym ani żaden związek łyżwiarski, ani rząd, ani samorząd. Bródka jest jedynym ojcem swojego sukcesu i każdy kto próbuje podłączać się do niego jest zwykłym nikczemnikiem.

Wielkie słowa uznania przy tej okazji należą się komentującemu zawody łyżwiarskie Piotrowi Dębowskiemu. Gdy z jego ust padły słowa: „panie prezydencie” już myślałem, że powie coś w rodzaju – „proszę pogratulować Bródce”. Jednak Dębowski powiedział coś w stylu: panie prezydencie, panie premierze, panie posłanki i panowie posłowie – w Polsce nie ma toru łyżwiarskiego. Czy wy w ogóle wiecie, że nie ma toru, podczas gdy w Holandii jest ich 19? A kraj jest pewnie kilka razy mniejszy od Polski. Zróbcie coś z tym. Dębowski z pewnością ryzykował, mówiąc te słowa, bo przecież powiedzenie prawdy w tym kraju wymaga dużej, bardzo dużej odwagi. Gdyby można było przyznawać medale za dziennikarską odwagę pierwszym byłby właśnie Piotr Dębowski. I to jego Jezus Maria, Matko Boska – może i jest to złamanie II przykazania Dekalogu, ale jednak odwołanie się do niebios w mediach też nie jest zbyt częste. Z pewnością ten komentarz na trwałe wpisze się w złote zgłoski polskiego dziennikarstwa.

Skoro mowa o niebiosach, warto podkreślić postawę największego polskiego bohatera tych igrzysk. Kamil Stoch nie wstydzi się Boga i w wywiadach bez ogródek odpowiada, że najwięcej zawdzięcza Panu Bogu. Nie Adamowi Małyszowi, nie Apoloniuszowi Tajnerowi, nie Łukaszowi Kruczkowi, ale właśnie Panu Bogu. Dziennikarze chcieliby zapewne usłyszeć imię i nazwisko, po to, żeby i z nim przeprowadzić wywiad, ale nie doczekali się. Stoch zachęca ich, żeby porozmawiali z … Panem Bogiem. Czy to nie jest przykład godny naśladowania? Oczywiście, Stoch wie, że na jego sukces pracuje sztab ludzi, ale wie, kto ma największe w tym zasługi a kto ciut mniejsze.

Na pytanie Włodzimierza Szaranowicza, czy czuje się spadkobiercą Adama Małysza odpowiada, że każdy pracuje na swój sukces, że każda kariera to oddzielna karta w tej wielkiej księdze. I ktoś może pomyśleć, że to z jego strony bufonada, ale przecież nikt za niego nie przezwycięży strachu towarzyszącego każdemu lotowi, nikt za niego nie wykona tysiąca ćwiczeń, by móc się wybić tak jak to robi Kamil Stoch z Zębu. Widać, że robi to z pasją, z zębem, polotem. A potrafi przy tym być skromny i być sobą. W dzisiejszych czasach to jest sztuka, kto wie, czy nie równa zdobytemu medalowi olimpijskiemu.

Wszyscy oni są przykładami godnymi naśladowania. W swojej dziedzinie są po prostu mistrzami i nie zmieni tego już nic. Trzeba trzymać kciuki, żeby ich kariery dalej się rozwijały. Należy przestrzec jednocześnie, że będzie wiele osób, które za wszelką cenę zechcą wykorzystać ich sukcesy i tak jak kierowcy podpinający się pod pędzącą karetkę, straż pożarną, czy policję, będą korzystać z otwartej przed nimi przestrzeni. Już widać, jak to niektórzy próbują ogrzać się w cieple olimpijskiego złota i obiecują złote góry. Justyno, Zbyszku i Kamilu – od takich trzymajcie się z daleka. Róbcie dalej swoje, bądźcie przykładem dla dzieci i młodzieży, a wasz sukces przyniesie ogromne owoce w przyszłości. Jesteście przykładem profesjonalizmu, hartu ducha, wojowniczości. Takimi pozostańcie. Prawymsierpowym.pl przyłącza się do gratulacji zewsząd płynących. Brawo!