commons.wikimedia.org

commons.wikimedia.org

Po ataku 22 czerwca 1941 roku Niemiec na Związek Radziecki dla mieszkańców Święcian zaczął się nowy okres okupacji. Większość ludzi była przekonana, że najgorsze lata mają za sobą. Przypomnieć należy o wcześniejszej okupacji przez sowietów, trwającej od września 1939 roku. W tym czasie wiele rodzin zostało wywiezionych do Kazachstanu lub na Syberię, tylko dlatego, że byli narodowości polskiej. Urzędnicy, nauczyciele, leśnicy, właściciele ziemscy oraz „inny podejrzany faszystowski element” jak określała NKWD niektóre grupy społeczne.

Wraz z Niemcami wkroczyli partyzanci litewscy, którzy przejęli sprawy porządkowe a następnie administrację. Zaczęli likwidować polskie szkoły.

Powstawały litewskie, jak pisze Zdzisław Cholewiński w książce pt.” Groza i prześladowanie Polaków i Żydów na Wileńszczyźnie”, sytuacja dochodziła do absurdu. „Z braku szkoły polskiej uczęszczaliśmy –moi rówieśnicy i ja – do nowo utworzonej jedynej w Święcianach szkoły litewskiej. W klasie było tylko dwóch Litwinów (Gembura  i Garło), resztę stanowili Polacy, którzy kompletnie nie rozumieli języka litewskiego, ale mimo to zajęcia odbywały się po litewsku. (…) Oficjalnie nauczyciele przekonywali nas, że tak naprawdę jesteśmy Litwinami, tylko zostaliśmy spolonizowani. Należy nam przywrócić litewską tożsamość. W ten sposób motywowali nas do uczenia się języka litewskiego. Taka była teoria, którą Litwini nadal głoszą…W szkole sugerowano uczniom, aby rozmawiali po litewsku także poza lekcjami. Nikt z nas się na to nie zdobył. Nawet dwóch naszych kolegów Litwinów rozmawiało z nami po polsku, a chyba – tego nie jestem pewien – także między sobą”.

Litwini liczyli na stworzenie niepodległej Litwy, w Kownie powołano rząd litewski, jednak już w lipcu 1941 roku Niemcy przejmują administrację cywilną. Likwidują rząd litewski na czele z Juozasem Ambrazeviciusem. Nie podejmują również rozmów z delegacją litewską, która zamierzała przekonać Hitlera o potrzebie stworzenia niezależnego państwa litewskiego, opartego na sojuszu z Niemcami. Pomimo takich sygnałów dochodzących ze strony okupantów, nadal istniała współpraca Litwinów z Niemcami w wojsku, policji i administracji. Litwini byli odpowiedzialni za egzekwowanie kontyngentów rolnych, tworzenie list robotników do prac przymusowych w Rzeszy. Tylko w maju 1942 roku wysłano 22 tysiące robotników z Wilna i okręgu wileńskiego. Byli to głównie Polacy, młodzi ludzie, na których organizowano łapanki. Do przeprowadzenia akcji zobowiązano Litwinów.

Ze wspomnień Henryka Szylkina pt. „Panowie co robicie?”, opublikowanych w „Nadodrzu” w 1960 roku, możemy odtworzyć ostatnie godziny życia Żydów ze zlikwidowanego święciańskiego getta. „Około godziny 8 przybyła litewska kompania egzekucyjna. Byli już pijani. Przygotowywali broń oraz amunicję. Żydom kazano rozebrać się do bielizny. Wszyscy byli boso. Przed rowem ustawiono po dziesięciu. Rozlegały się strzały, oprawcy ładowali broń, a dwóch z nich dobijało rannych strzałami z pistoletów, Najpierw rozstrzelano mężczyzn a później kobiety”. Szylkin został przypadkowo zatrzymany przez policję litewską na ulicy i doprowadzony do miejsca zagłady. Wraz z innymi został zmuszony do kopania rowu, do którego mieli wrzucić ciała zamordowanych, przysypując je na zmianę warstwą wapna i warstwą ziemi. Dalej wspomina: „Cały czas nad brzegiem rowu stali esesmani z psami. Wszystko odbywało się pod ich kontrolą. Niektóre sceny fotografowali czy nakręcali film. (…) Szaulisi odnosili się do kopiących rowy ordynarnie. Pokrzykiwali na nich żeby pracowali szybciej. (…) W rowie leżała siwa kobieta, skrwawione jej piersi wystawały od odwiniętej koszuli. Jedno oko miała zamknięte. Drugie spoglądało groźnie, obserwując jakby każdy mój ruch. Wzdrygnąłem się mimo woli. Pospiesznie wysypałem kilka łopat wapna na leżące obok ciała. Odwróciłem głowę. Oczy moje ponownie spotkały się z Żydówką. Dłużej nie mogłem patrzeć na trupa. Łopatą wapna sypnąłem na twarz. Nagle staruszka oparła się na rękach i usiadła.

– Panowie co robicie? – zapytała, odgarniając wapno z oczu. Ujrzawszy to policjant podbiegł i krzyknął po litewsku:

– Bij, bij łopatą w mordę!

Ale ja, wlepiwszy w Żydówkę oczy, chwiałem się, oparty na łopacie. Wówczas policjant wyciągnął pistolet i strzelił”.  Wspomnienia te pokazują okrucieństwo z jakim zetknął się wówczas, piętnastoletni Henryk Szylikn.

Samowolę Litwinów względem ludności polskiej przedstawia Zdzisław Cholewiński, opisując zdarzenie jakie miało miejsce, podczas balu zorganizowanego w kasynie dla szaulisów. W czasie zabawy jednemu z nich nie podobało się dwóch muzyków, ponieważ nie pili alkoholu i nie mówili po litewsku. Wyprowadzili ich z kasyna i zastrzelili. Ofiarami byli Zdzisław Walulewicz (lat 19), syn przedwojennego burmistrza Święcian i Alosza Żaniewicz-Podaszewny (lat 31). Zwłok ich nie można było zabrać przez następny dzień.

Inną tragedią jaka dotknęła ludność polską zamieszkałą miasto Święciany, było aresztowanie przez policję litewską z 19 na 20 maja 1942 roku ponad 50 Polaków. Była to zemsta za śmierć trzech oficerów niemieckich. Przed południem wszystkich rozstrzelano na cmentarzu żydowskim. Byli tam: aptekarz Jan Niedźwiecki, Julian Sierociński (były kierownik szkoły), lekarz Władysław Mikłaszewicz, Michał Walulewicz (burmistrz Święcian w okresie międzywojennym), i inni. Relację z egzekucji znamy dzięki cudem ocalałej Hannie Puciatej. „Nazajutrz, 20 maja, rano o godzinie 6, strażnicy obudzili aresztowanych i na podwórzu więziennym ustawili ich w czwórki. (…) Wyprowadzono kolumnę w kierunku centrum. Ulice, którymi szła, były wyłączone z ruchu. Szaulisi kazali wszystkim położyć się głową do ziemi. Rozpalono ognisko, do którego wrzucano dokumenty i nieprzydatną odzież. Po jakimś czasie padły pierwsze strzały. Hanna podniosła głowę i zobaczyła następne 4-5 osób, stojących tyłem, a za nimi strzelców ponarskich z wycelowanymi w tył głowy karabinami. Padły strzały i ludzie padli. (…) Takie salwy i krzyki trwały kilka godzin”.

W jaki sposób i kto zabił Niemców, których śmierć była powodem represjonowania Polaków. Poruszając się samochodem zostali zaatakowani przez  sowiecki oddział partyzancki, którym dowodził komunista Fiodor Fiodorowicz Markow. Urodził się on w rosyjskiej rodzinie we wsi Kaczoniszki, gmina Łyntupy, powiat Święciany. Ojciec jego był gajowym, mieszkał we wsi Mile, odległej o 2 km od Święcian. Przyszły dowódca komunistycznego oddziału uczył się w Seminarium Nauczycielskim w Święcianach. Po maturze rozpoczął pracę jako nauczyciel w szkole powszechnej, propagował idee komunistyczne wśród nauczycieli, za co został osadzony w Berezie Kartuskiej. Po inwazji sowieckiej na Polskę, Markow wrócił do Święcian, obejmując stanowisko przewodniczącego Komitetu Rejonowego. Pierwszą uchwałą zniósł własność prywatną, likwidacji uległy sklepy prywatne. Otwarto  kilka sklepów państwowych, które świeciły pustkami. Odbywający się co środę bazar w środku miasta został zlikwidowany. Pozostającą wolną przestrzeń szybko zagospodarowano, stawiając duża trybunę. Następnym posunięciem Markowa było stworzenie parku. Pierwszego „czynu społecznego” dokonano w ciągu jednego dnia. Wyrwano bruk, usunięto stragany jarmarczne i posadzono drzewa.

Po wkroczeniu wojsk niemieckich, Markow w 1943 roku podjął współpracę z polskim oddziałem partyzanckim pod dowództwem ppor. Antoniego Burzyńskiego ps. „Kmicic”.  Obie bazy partyzanckie znajdowały się w okolicach jeziora Narocz, zaś dowódcy byli kolegami z seminarium nauczycielskiego w Święcianach, dlatego też zaufanie jakim darzył Kmicic Markowa zaowocowało współpracą, która skończyła się tragicznie dla polskiego oddziału partyzanckiego. Podstępnie aresztowani polscy dowódcy, zostali następnie zamordowani. Sam Burzyński zginął w strasznych męczarniach, jednak nie zdradził żadnych informacji.

Markow, po zakończeniu II wojny światowej w randze generała powrócił do Święcian. Oskarżony przez żonę o niemoralność i rozwiązłość został zdegradowany do rangi pułkownika i skierowany do pracy w Mołodecznie, gdzie zmarł w 1957 roku.

 Obecnie Święciany to nieduże miasteczko liczące około 6 tys. osób. Aktualnie Polacy stanowią ok. 30% mieszkańców rejonu święciańskiego. Jest to bardzo duży procent, zważywszy na to, co musieli przejść nasi rodacy. Teraz też nie mają łatwo, ponawiane są ciągłe ataki ze strony litewskich nacjonalistów (w październiku 2011 roku na cmentarzu w Święcianach zniszczono 50 grobów polskich legionistów. Nacjonaliści zamazali farbą krzyże i tablice pamiątkowe na grobach, namalowali swastyki) oraz litewskiego rządu. Problemy z polskimi szkołami, wymuszanie zmieniania nazwisk na litewskie, zakaz używania polskich nazw, również w miejscowościach, w których ludność polska stanowi większość mieszkańców. Wreszcie cięcia dotacji przyznawanych „Kurierowi Wileńskiemu”. Zacytuję słowa ks. Isakowicza-Zalewskiego: „Nawiasem mówiąc, zaistniała sytuacja ucieszyła nacjonalistów litewskich, dla których wszelka prasa w innym języku niż litewski jest solą w oku. Jeden z nich napisał nawet z satysfakcją: „Co nie udało się nam, to uczynili za nas ministrowie z Warszawy”.

Głoszone hasła (przez większą część obecnych elit politycznych) o jedności narodów europejskich, budowaniu wspólnej historii, to tylko „puste” słowa. Tak samo „puste” jak te, głoszone w okresie PRL-u o budowaniu wspólnej historii „bratnich narodów słowiańskich”.

Benedykt Rutkowski