hgwReferendum w Warszawie już pojutrze. Tekst niniejszy będzie dotyczył spraw lokalnych, ale ileż tu będzie analogii ogólnopolskich…

Ostatnio furorę robią słowa ministra z Kancelarii Prezydenta, który wypowiedział się na temat „słoików”. Lato i początek jesieni to rzeczywiście czas słoików, ale minister nie za bardzo wstrzelił się ze swoją wypowiedzią. Ta jedna wypowiedź pokazuje jednak, kto tak naprawdę dzieli Polaków, kto chce ich skłócić, kto chce, żeby była wewnętrzna walka. Walka zaczęła się już w 2005/2006 r., kiedy to zdruzgotany po porażce Donald T. powiedział o moherach. Konsekwencją tego było naśmiewanie się ze starszych, zabierania babciom dowodów co doprowadziło do głupich wyborów rozochoconej gawiedzi. Gdy w społeczeństwie szacunek tracą osoby starsze (a to stało się po tej wypowiedzi premiera), to ono powoli się stacza. W dawnych czasach ludzie starsi darzeni byli ogromnym szacunkiem. Ich wiedza i doświadczenie były bezcenne. Żaden młokos nie próbował nawet przeciwstawić się tzw. starszyźnie i przeważnie wszyscy dobrze na tym wychodzili. Dziś ten brak szacunku wyłazi do nas na każdym kroku. Ktoś zaczął te wszystkie haniebne ekscesy…

Sekta smoleńska to nie jest przypadkowa nazwa. Sekta jednoznacznie źle się kojarzy. Od razu przed oczami stają nawiedzeni i zacietrzewieni ludzie, którzy zatracili kontakt z rzeczywistością. Kluczowe słowo „sekta” ma po pierwsze obrażać, po drugie dzielić społeczeństwo. Jeśli ktoś ma wątpliwości odnoszące się do katastrofy smoleńskiej to od razu jest członkiem sekty. Taki podział tworzy się po to, żeby skłócić poszczególne grupy, rodziny i jednostki. Przecież nawet jeśli spojrzymy na nasze rodziny to od razu widzimy pole do konfliktu. Dyskusje wśród grona znajomych kończą się obrażaniem, przede wszystkim tych, którzy chcą wiedzieć co tak naprawdę stało się w Smoleńsku. Od razu przyszywana jest im latka z napisem: sekciarz, ciemnogród, oszołom. Taki delikwent z miejsca jest naznaczony i choćby nie wiem co robił i tak będzie zaszufladkowany.

Świetnie w te słowa klucze wpisują się słoiki. W Warszawie zwykło się tak nazywać osoby, które z różnych powodów tutaj się znalazły. Jedni zostali tu po studiach, inni po prostu przyjechali za pracą, bo w ich małych miejscowościach nie ma żadnej roboty. Ten podział jest większy każdego dnia i widać go na każdym kroku. Obce rejestracje powodują, że niektórym kierowcom (zwłaszcza taksówkarzom) warszawskim puszczają nerwy i zupełnie bez powodu potrafią strąbić przerażonego wielkością miasta słoika spoza Warszawy. Świeżutki słoik musi szybko się przystosować, bo taryfy ulgowej nie ma. Ale to nie wzięło się z upodobań kierowców, to nie tak, że to kierowcy sami sobie wymyślili, że będą tak źle traktować przybyszów z innych rejonów Polski. To im narzucono z góry. Ktoś rzucił hasło, zasiał ziarenko na żyznym gruncie głupoty a ono wykiełkowało i stało się polem do nowego konfliktu. My rdzenni warszawiacy i oni – najeźdźcy głównie ze wschodnich rubieży dalekiej Ukrainy, bo przecież nie Polski. Oni odbierają pracę warszawskim dzieciom, przez nich korkuje się stolica, a tłok w IKEI w sobotę jest taki, że nawet nie ma jak przejść. I wszystko to przez wieśniaków spoza Warszawy, którzy przyjeżdżają jak do siebie a co gorsze czują się jakby byli u siebie. No rzeczywiście, straszna sprawa. Czuć się w Polsce jak u siebie.

I chyba w tym tkwi problem. To tu jest jego istota. Jakaś tęga głowa wymyśliła, żeby w swoim kraju nikt nie czuł się swojo. Podziały, konfliktowanie społeczeństwa o to chodzi PR-owcom doradzającym rządowi, a ten wspaniałomyślnie przyklepuje ich pomysły.

Obecnie trwa w Warszawie walka ze słoikami po to tylko, żeby ci nie odważyli się pójść glosować za odwołaniem HGW. Miejmy nadzieję, że duża część z nich nie posłucha rządowych hochsztaplerów i pójdzie zagłosować. Pociągnijmy jednakże wątek dalej. Oto wyobraźmy sobie sytuację, że wszystkie słoiki, co do jednego nagle opuszczają Warszawę. Miasto wyludnione to mało powiedziane! Rdzennych mieszkańców Warszawy zostanie tyle co kot napłakał. Hipermarkety świeciłyby pustkami, autobusy spokojnie mogłyby stać w zajezdniach, bo nie miałyby za bardzo kogo wozić, deweloperzy masowo ogłaszaliby upadłość (kto tak naprawdę kupuje mieszkania w Warszawie? Oczywiście, że słoiki!). Tylko korki mniejsze by były i to prawdopodobnie jedyny plus masowego wyjazdu słoików, choć skoro jesteśmy już przy pojazdach to warto dodać, że również warszawskie stacje benzynowe upadłyby bezwarunkowo. Jak widać masowy wyjazd słoików nikomu nie będzie na rękę, a już na pewno nie będzie to opłacalne dla Warszawy. Nie może być tak, że Warszawa i jej mieszkańcy dają coś „słoikom”, a ci dają coś warszawiakom? Przecież to jest czysta symbioza i nie ma potrzeby dzielenia na tych i onych…

Jaki jest sens dzielenia Polaków? Komu to się opłaca? Kto ma z tego korzyści? Grać na emocjach, postawić przeciwne obozy i przyglądać się temu, interweniując tylko wtedy, gdy jest to opłacalne politycznie. To nie mohery, ani słoiki maczali w tym palce. To spece od rządowej propagandy jątrzą społeczeństwo. I tylko zacierają ręce, gdy uda im się rozpalić nowy konflikt. Uprzedzając głosy krytyków tekstu od razu napiszę, że rację miał J. Kaczyński, mówiąc, że my jesteśmy tu gdzie wtedy a oni dalej stoją tam, gdzie stało ZOMO. Te wszystkie podziały to stare esbeckie metody działania. My dalej stoimy po stronie prawdy i ani na krok nie ruszyliśmy się z miejsca a oni wciąż judzą, prowokują i czekają na pretekst by ruszyć przeciwko społeczeństwu. Czy będą to kibole, czy strajkujący, czy wreszcie słoiki, to mało ważne. Ważne, żeby był wróg, który rzekomo chce obalić jedynie słuszną demokrację. Czyż nie tak było w PRL-u? Czyż nie było i wtedy tzw. karłów reakcji? Naprawdę niewiele zmieniło się w Polsce…

„Cyryl jak Cyryl, ale te metody” – to stare warszawskie powiedzenie pasuje jak ulał do dzisiejszej sytuacji, nie tylko w Warszawie, ale i w całej Polsce. Tak żartując, mawiali mieszkańcy warszawskiej Pragi zaraz po II wojnie światowej o doświadczeniach z wizyt w budynku UB, który znajdował się w tej dzielnicy Warszawy przy ulicy św. Cyryla i Metodego. Metody nic a nic się nie zmieniły. Dziś też słyszy się o sprawdzaniu meldunku przez Straż Miejską, dziś też propaganda działa na całego. Dlatego Szanowni Państwo jeśli ktoś myśli, że czerwoni (SLD), różowi (Palikot), zieloni (PSL), czy wreszcie bylejacy (PO) czymś się między sobą różnią niech porzuci to myślenie. Oni niczym się między sobą nie różnią. Oni wszyscy razem wzięci są tęczowi i nie chodzi im o biało-czerwone szczęście, ale o własne dobro, a jak przy okazji czarnym (księżom)się dostanie to już w ogóle będzie cacy.

Niech nazywają nas moherami, słoikami, ciemnogrodem, zaplutymi karłami reakcji i jakkolwiek chcą jeszcze nas nazywać. Naszym obowiązkiem jest stać tu gdzie wtedy, czyli na straży wolności i prawdy! Bądźmy wyprostowani wśród tych co na kolanach! I ci co mogą, na referendum marsz!