niezalezna.pl

niezalezna.pl

Dla mojego „ulubionego” ministra Powstanie Warszawskie było narodową katastrofą”. Dla jego środowiska jest to charakterystyczne, choć jak przychodzi kolejna rocznica to całą zgrają zbierają się by uczcić (?) tę narodową katastrofę. Wielu z nich głośno wypowiada swoje zdenerwowanie tym, że Polacy to lubią świętować powstania, które były nieudane. Ochoczo jednak zajmują miejsce w pierwszym szeregu podczas takich uroczystości. Pewne jest to, że gdyby Powstańcy wiedzieli, że takie kanalie będą rządzić ich krajem z pewnością kilka razy zastanowiliby się, czy przystępować do walki. A jednak. Stanęli do walki z wrogiem, tfu, co ja piszę, stanęli do walki z wrogami. Z jednej strony niemiecki wróg, a z drugiej bezczynnie przyglądający się barbarzyńca ze wschodu. Tak było proszę Państwa.

Dopiero w ostatnich latach coś ruszyło w kwestii Powstania Warszawskiego. Przez blisko 15 lat żaden rząd, żaden prezydent nie poruszali kwestii 44 roku, żeby tylko się nie narazić, żeby tylko przetrwać. Najlepiej to zapomnieć i myśleć o świetlanej przyszłości. Aż przyszedł czas rządów Lecha Kaczyńskiego w Warszawie. Muzeum Powstania Warszawskiego to jego dzieło i choćby zaciekli przeciwnicy chcieli go jeszcze bardziej zmieszać z błotem, to i tak nikt nie odbierze mu tej zasługi. To Lech Kaczyński, najpierw jako prezydent Warszawy,  potem już jako Prezydent Rzeczypospolitej, przypomniał o bohaterskich powstańcach. To dzięki niemu nastała moda na świętowanie tamtych dramatycznych chwil. To dzięki niemu współczesna młodzież interesuje się wydarzeniami z tamtego okresu.

Piszę to, będąc świeżo po obejrzeniu filmu Ireneusza Dobrowolskiego (ojciec reżysera był powstańcem) „Sierpniowe niebo. 63 dni chwały”. Od razu napomknę, że nie jest to film wybitny, nie zasługuje na nagrody (zresztą taki temat dla możnych tego świata i tak nie miałby szans w starciu z ckliwą historią o księdzu-geju, czy zakochanej zakonnicy, która to tematyka porywa współczesną tłuszczę) i prawdopodobnie nie przebije się przez mur niechęci do afirmowania kolejnych klęsk. Dlaczego nie napiszę lepszej recenzji? Bo film nie jest wybitny, bo muzyka hip-hop nie każdemu odpowiada, bo takie moje zdanie, ALE…

Film ten jest dobry i naprawdę warto go obejrzeć. Choćby dlatego, że pokazuje nas samych. Pokazuje nasze różne postawy, że obok nas są ludzie, którzy z pozoru są na marginesie, są po złej stronie mocy, a okazuje się, że jednak jest zgoła inaczej. A ci z pozoru grzeczni, ułożeni, bogaci są w rzeczywistości arcyłotrami. Są też i tacy, którzy wahają się, którzy mają wewnętrzne dylematy, którzy kuszeni przez mamonę i łatwy zysk stoją w rozkroku, nie wiedząc co robić.

Akcja filmu rozgrywa się w dwóch czasoprzestrzeniach: w roku 1944 oraz współcześnie. Na placu budowy inżynier odnajduje pamiętnik, w którym opisane są kolejne dni powstania (a już na pewno jego początek). Co ważne, obok pamiętnika leżą ludzkie szczątki. I tu zaczyna się dylemat inżyniera, któremu sumienie podpowiada, że należy powiadomić odpowiednie służby, ale już naokoło pojawiają się źli, którzy szantażują go zwolnieniem z pracy, co wiązałoby się z porzuceniem marzeń o własnym mieszkaniu. Wiem. Historia prosta jak drut, nic tu wielkiego nie ma. Jednak w tym prostym filmie pokazane są różne typy postaw. I wręcz można robić aluzje do czasów wojny. Przecież w okresie Powstania Warszawskiego byli i tacy, którzy namawiali walczących, żeby zeszli z pola walki, żeby odrzucili ten wiecznie nie opłacający się Polsce romantyzm (bardzo podobne słowa wypowiada dziadek głównej bohaterki filmu). Byli i tacy co tylko biernie przyglądali się z boku, ale byli i tacy, którzy chwycili za broń i walczyli, bo chcieli być wolni. Tak się złożyło, że Bóg dał wszystkim ludziom wolną wolę. Jedni się nie wychylają, inni włączają się gdy widzą w tym zysk.

W filmie tym złe role przypisane są inwestorom budowlanym, deweloperom, którzy za wszelką cenę chcą zbudować apartament a wszelkie sprawy historyczne mają być załatwione w ten sposób, że wydobyte szczątki mają być z powrotem zakopane. Czy takie zamiatanie pod dywan nie jest typową postawą niektórych środowisk w Polsce? Nie mówcie o tym, nie grzebcie w historii, zajmijcie się przyszłością – to najczęściej powtarzane hasła ludzi z tego kręgu. A ci, którzy jednak milczeć nie mają zamiaru są szykanowani, wyśmiewani i piętnowani. To ci wielcy i bogaci mają władzę, a przez posiadane pieniądze łamią ludzkie sumienia. Ale nie każde. Są sumienia nie do zdarcia. I to jest pocieszające, bo póki tacy ludzie jeszcze są, świat będzie trwał jako tako.

Recenzje filmu nie są jakieś porywające, ale gdybyśmy mieli sugerować się opinią innych, to tak naprawdę oglądalibyśmy jedynie szmirowate programy w TVN, ewentualnie ogłupiającą papkę na Polsacie. Nie słuchajmy celebrytów, bożków współczesnego świata, bo oni są tak oderwani od rzeczywistości, że szkoda czasu na wysłuchiwanie ich opinii.

Atutem filmu są na pewno aktorzy. Poza Anną Nehrebecką, Anną Romantowską i Krzysztofem Kolbergerem (po raz ostatni na ekranach kin) nie znałem żadnego aktora. To zdecydowanie atut filmu, bo ma się wrażenie, że Adamczyk, Chyra, Kot, Szyc, czy wreszcie Więckiewicz potrafią grać w 10 filmach rocznie i tylko oni potrafią zagrać papieża, Wałęsę, mordercę, geja. Brakuje tylko, żeby Boga samego jeszcze któryś z nich zagrał. Nie ma tam tych gąb, na które ja osobiście już patrzeć nie mogę.

Czytając jedną z recenzji filmu natknąłem się i na taki opis: Myślałem, że idę na film o Powstaniu. Zobaczyłem żenująco słabą agitkę w duchu polityki historycznej. Przyznam, że było mi przykro. Przykro, że dałem się nabrać.

Po co przytoczyłem taką wypowiedź? Ano tylko i wyłącznie po to, żeby pokazać, że tak naprawdę w Polsce są dwa wrogie obozy. Jeden obóz dostrzega we wszystkim politykę, tak jakby historia zależała od polityki właśnie. Drugi obóz (który reprezentuję choćby ja) chce, żeby historia była podawana taką jaką była, żeby o niej nie zapominać, od niej się nie odrywać a już zdecydowanie jej nie zaprzeczać i nie zapominać. Walka zła z dobrem trwa i trwać będzie, ale taka nasunęła mi się myśl, czy autor powyższej recenzji miał na myśli film Sierpniowe niebo. 63 dni chwały, czy może film o Wałęsie. Zdecydowanie bardziej te słowa pasują do filmu, w którym główną rolę gra, jakżeby inaczej, Robert Więckiewicz.

Prawymsierpowym.pl poleca obejrzenie tego filmu. Dobry – to z pewnością adekwatne jego określenie. Warty obejrzenia – lepiej przeznaczyć pieniądze na to, niż na film o księdzu-geju, czy o Bolku zdrajcy. Unikatowy – bo znalazły się autentyczne i mało znane zdjęcia z Powstania Warszawskiego. Ważny – bo traktuje o dniach chwały, kiedy to młodzi ludzie walczyli do ostatniej kropli krwi o nasze lepsze życie. Chwała im za to, chwała Bohaterom!

I jeszcze na koniec jedna uwaga. Wiele teraz powstaje filmów, które niby traktują o wydarzeniach, o których nie mówiło się wiele z różnych względów. Wiele z tych filmów nie pokazuje prawdy i należy się ich wystrzegać. Film Sierpniowe niebo. 63 dni chwały jest pod tym względem bez zarzutu. Można i trzeba iść do kina obejrzeć ten film. Nie jest tak, jak niektórzy twierdzą, że nie pójdą na ten film, bo być może jego reżyser jest zarażony sowieckim wirusem. Nie jest i mogą Państwo spokojnie iść na film. Szczególnie spodoba się Państwu scena na tle Pałacu Kultury i Nauki, kiedy to padają bardzo znamienne słowa o tym relikcie komunizmu…