stefczyk.info

stefczyk.info

To sprawa, która dotyczy nas wszystkich. Od 1 lipca wprowadzono nowy system odbioru odpadów komunalnych. System, który budzi ogromne kontrowersje wśród mieszkańców, ekspertów oraz gmin, na które zrzucono cały ciężar tej trudnej reformy. Jaka jest więc geneza całego problemu i skąd wziął się ten cały bałagan z tym związany?

To prawda. Stary system odbioru odpadów wymagał reformy. Zasada nim rządząca polegająca na podpisywaniu umów na odbiór odpadów z  wybranym przedsiębiorcą w praktyce się nie sprawdzała. Duża część mieszkańców umów nie podpisywała, brak było skutecznej kontroli zjawiska, a w rezultacie duża cześć śmieci lądowała w lasach i dzikich wysypiskach. To trzeba było zmienić. Zdecydowano więc, że priorytetem jest uszczelnienie systemu, by wszystkie śmieci trafiały na przewidziane dla tego celu wysypiska (instalacje przetwarzania odpadów). Znaleziono więc sposób: uiszczanie przez wszystkich mieszkańców na rzecz gminy opłaty śmieciowej (w praktyce nowego podatku). Skoro więc należy tak czy inaczej uiścić opłatę to w interesie mieszkańca nie będzie już wywożenie śmieci do lasu, zakładali autorzy ustawy. I wszystko teoretycznie wydawało się w porządku. Podjęto jednak kolejny krok będący konsekwencją poprzedniego: na gminy nałożono obowiązek przeprowadzenia przetargu na wyłonienie przedsiębiorcy odbierającego odpady. W praktyce więc większość gminnych spółek lub zakładów budżetowych zajmujących się dotychczas śmieciami została wyeliminowana z rynku. Podobnie jak i małe wysypiska śmieci, w które zainwestowało wiele gmin. Czemu więc tak silna presja na przeprowadzenie przetargu? Twórcy ustawy zasłaniają się brukselskimi dyrektywami, które miały to rzekomo wymuszać, choć w praktyce tak nie jest. W takich okolicznościach uzasadnione jest postawienie pytania czy nie mamy tu do czynienia z jakimś mocnym lobbingiem grup interesu, wszak nie od dziś wiadomo: śmieci to ogromny biznes.

Na marginesie pewna uwaga. Pospiech we wdrażaniu nowego systemu był uzasadniony – nad Polską ciążą surowe wymogi w kwestii śmieci jakie przyjęliśmy  na siebie w związku z naszym członkostwem we wspólnocie europejskiej. Ich niezrealizowanie grozi gigantycznymi karami finansowymi.  Pozostaje więc pytanie: kto zdecydował o przyjęciu tak surowych i trudnych do realizacji wymogów? Jak przebiegał proces naszej akcesji i czy tak ktoś w ogóle myślał o naszym narodowym interesie? Wreszcie, czy przyjęcie na państwowy i samorządowy aparat, któremu daleko do sprawności tak ogromnych ciężarów było realistyczne i przemyślane? Jak to zwykle w takich przypadkach zapłacą za to wszystko ci którzy są najniżej w tej hierarchii czyli my, zwykli mieszkańcy. Jak widać nasze członkostwo we wspólnocie słono nas kosztuje i wcale nie jest tak różowo jak podają na do wierzenia prorządowe media.

Powiedzmy to sobie otwarcie: ustawa wdrażająca reformę śmieciową jest klasycznym bublem prawnym. Dla każdego kto choć trochę miał do czynienia z ustawodawstwem widać to na samym początku. Niespójna terminologicznie, niechlujne napisana, niezgodna z podstawowymi zasadami techniki prawodawczej, niezharmonizowana z innymi aktami prawnymi. Wszystko to było widoczne jak na dłoni, gdy na przełomie 2012 i 2013 roku gminy podejmowały wymagane dla reformy uchwały. Mnożyły się pytania i wątpliwości, w szybkim tempie przepychano przez parlament nowelizację ustawy. Ciągle pojawiały się wątpliwości które organy państwa są właściwe w sprawie śmieciowej reformy. Słowem: chaos i bałagan. Niestety nie jedyny to przypadek i na pewno nie ostatni. Sprawy po prostu nie przemyślano. Nie wprowadzono symulacji, pilotaży, żywcem skopiowano pewne rozwiązania zachodnie nie przystosowując ich do polskiej specyfiki. Wreszcie powiedzmy sobie szczerze: część naszych obywateli nastawiona antypaństwowo i antyspołecznie znajdzie sposób by od tych powinności śmieciowych się uchylić. Tym bardziej, że opłaty jakie muszą uiścić są wielokrotnie większe niż uiszczane dotychczas w ramach umów na odbiór śmieci. Jest to kolejny słony podatek rzucony na mieszkańców, ludzi coraz biedniejszych.

Całą śmieciową „reformę” od początku do końca firmuje platforma. I to ona ponosi odpowiedzialność, za istniejący w tej kwestii chaos. Miary absurdu dopełnia przykład Warszawy, gdzie rządząca z ramienia platformy pani prezydent Gronkiewicz-Waltz (zwania również Bufetową) wyłożyła się kompletnie na reformie. Co ciekawe uzyskała półroczną prolongatę na wdrożenie reformy, do której to prolongaty ….. nie ma jakichkolwiek podstaw prawnych! Tylko czekać jak w reakcji na tego typu powtarzające się wyjątki reszta gmin, która przeprowadziła reformę zgodnie z ustawą, w końcu się zbuntuje. Bunt taki byłby w pewnym sensie uzasadniony. Polityka platformy od lat polega na zrzucaniu na samorządy najtrudniejszych powinności bez przyznania dodatkowych środków. Chłoptysie w krótkich spodenkach rządzący dziś Polską zostawiają sobie kompetencje najmniej pracochłonne i najłatwiejsze. Czego nie zrzucą na samorządy oddadzą do Brukseli a sami pławią się w urokach władzy. Miejmy nadzieję, że już nie długo!