indekseJaki ojciec, taki syn, tudzież niedaleko pada jabłko od jabłoni. Te dwa przysłowia doskonale obrazują ostatnie wydarzenia w polskiej piłce. Nawet tam dotarło coś co potocznie nazywa się kolesiostwem. Oto w reprezentacji Polski gra Jakub Kosecki. Wielu kojarzy go wyłącznie z tego, że w meczu z Ukrainą był jedynym piłkarzem reprezentacji, który coś pokazał, a że były to pośladki to już mniejsza z tym. Wczoraj też zagrał i broń Boże nie chcę go winić za remis, który de facto jest porażką, bo zawsze jest tak, że wygrywa i przegrywa drużyna. Pytanie jednak brzmi: co w reprezentacji robi J. Kosecki? Ktoś słusznie zauważył, że gra, inny z kolei, że biega, jeszcze inny, że sieje zamieszanie. Wszyscy mają rację. Gra, biega, sieje zamieszanie, a gdy komentujący mecz Marcin Żewłakow zauważył, że po raz kolejny odskoczyła mu piłka to pierwsza myśl była taka: won z reprezentacji. Biegać i grać, czy siać zamieszanie może każdy inny, ale jednak od reprezentanta wymagać powinno się ciut więcej.

Czepiam się Koseckiego, ktoś powie. Czepiam się, bo pytanie nasuwa się jedno. Czy za jego karierą nie stoi ojciec (Roman Kosecki), który nagle stał się prominentną postacią w PZPN-ie, a jednocześnie jest posłem (czy to jest zgodne z prawem, mam spore wątpliwości)? Kosecki niejako dzieli i rządzi w związku. Ostatnio głośna była afera z udziałem R. Koseckiego, który poirytowany postawą sędziego podczas meczu Kosa Konstancin – UMKS Piaseczno, najpierw wyzywał sędziego po czym kazał mu wyp…….. z boiska i sam przejął gwizdek. Część piłkarzy twierdziła, że zionęło od niego alkoholem, co akurat nie dziwi wcale sympatyków piłki. Pochwalam inicjatywę Koseckiego, który utworzył od zera drużynę, która wychowuje nowych piłkarzy. Super inicjatywa godna pochwały, ale na miły Bóg, kim jest ten pan, że pozwala sobie na takie rzeczy? W tej sytuacji pasowałoby wejść na boisko i zdzielić tego pana po twarzy i wyprosić z boiska. Jaki on daje przykład młodzieży (grający byli z rocznika 1998). Wstyd! Oczywiście sprawa jest zamieciona pod dywan, bo przecież są osoby nietykalne. Pamiętam jak w meczu ze Słowacją otrzymał czerwoną kartkę, gdy schodząc z boiska demonstracyjnie zdjął koszulkę (bodaj poirytowany, że trener zmienia akurat jego). Uważałem go za najlepszego polskiego piłkarza, któremu zależało najbardziej, który dla reprezentacji oddałby wszystko. I nawet nie chcę go potępiać za tamto zachowanie, bo pewnie sam mógłbym zachować się podobnie, ale jednak reprezentant poziom powinien trzymać  na boisku, ale i poza nim.

Koseccy są irytujący. Szybcy jak strzała, dynamiczni, ambitni i zadziorni (to na plus), ale bardziej przypominający jeźdźca bez głowy, niż inteligentnie grających piłkarzy. Ojciec chełpi się, że w pojedynkę wygrał mecz z Fc Barceloną w 1993 roku, kiedy to strzelił im 2 bramki. Chwała mu za to, ale zapomina o tym, że wygrywa i przegrywa drużyna, a pokora to bardzo cenna cecha. Tej pokory brak ojcu i synowi. Obrazuje to sytuację, która jest charakterystyczna dla Polski. Oto dobry i wzięty adwokat ma dzieci. I na siłę próbuje wypchnąć to dziecko (jedno lub więcej), żeby poszło jego śladem. I tak tworzy się kolesiostwo i klany. Inni, być może lepsi nie mają szans, bo przecież geny po tatusiu są takie, że mucha nie siada. Lekarze, adwokaci – to od dawna wiadomo, ale w piłce? Stanisław Terlecki był reprezentantem Polski i uchodziła za solidnego zawodnika. Ma syna Macieja, który kilkanaście lat temu uchodził za wielki talent. Ten talent jednak nie eksplodował. Ale tatuś go nie popchał (przynajmniej nie mam takich informacji) i nie twierdził, że należy mu się kariera, bo tatuś był dobry. W przypadku Koseckich widać, że ojciec kieruje wszystkim. Jakub nie jest i nie będzie dobrym piłkarzem. To jest kopacz (wszelkie podobieństwa z obecną marszałek sejmu nie są przypadkowe), który nadaje się na ekstraklasę, ale nic poza tym. Mówi się, że chcą go hiszpańskie kluby. Jako kibic Primera Division wydaje mi się, że szans nie ma żadnych i choć ojciec ma tam dobrą renomę (grał w Atletico Madryt) to jednak nie na tyle mocną, żeby wepchnąć tam syna.

Pytanie jest jedno. Czy Waldemar Fornalik ma nakazane powoływać Koseckiego juniora do reprezentacji? Czy ktoś mu każe? Przecież to nie do pomyślenia, żeby zawodnik o takich umiejętnościach (a raczej ich braku) grał z orzełkiem na piersi. Nie róbcie kibiców w konia. Nie zaklinajcie rzeczywistości. Ona jest taka, że Kosecki junior gra na poziomie juniora właśnie, a że ma już 23 lata to można śmiało stwierdzić, że pewnego poziomu już nie przeskoczy. I tu jest pies pogrzebany, bo w Polsce uważa się, że jak ktoś ma 23 lata, to można go jeszcze czegoś nauczyć. Otóż nie. Lepszy nie będzie. Można nauczyć 15-latka, można uczyć ustawienia 20-latka, ale jeśli ktoś ma 23 lata i jedyne co posiada to szybkość, to można założyć, że z tej mąki dobrego piłkarza po prostu nie będzie i niech tatuś przestanie nam wciskać kit, a trener reprezentacji zacznie powoływać rzeczywiście najlepszych. Trafiła kosa na kamień i z deka straciła swą ostrość. Szybko nie oznacza skutecznie. Co nagle to po diable!