zdjęcie mmbialystok.pl

Rzeczą nad wyraz oczywistą jest to, że dzisiejsza kultura masowa przesiąknięta jest seksem jak kebab tłustym sosem. Z bilboardów i z telewizorów łypią na nas wypindrzone lalunie reklamujące bieliznę i prężący sztucznie wyhodowaną muskulaturę mutanty z reklam old spice’a. Prawie nie ma filmów, w których nie byłoby scen łóżkowych, czy choćby epatowania nagością. Zaś główną zaletą współczesnych wyjców, zwanych powszechnie piosenkarzami nie są ich umiejętności wokalne lecz ich ciała napompowane silikonem, botoksem tudzież innymi substancjami rodem z laboratorium dr Frankensteina. O operacjach plastycznych kolejnych gwiazdeczek słyszymy co i rusz. Ostatnio gruchnęła wiadomość o Angelinie Jolie…

Współczesna kultura sięgnęła poziomu dowcipów rodem z koszar. Zawartość bielizny zarówno tej damskiej jak i męskiej stała się centrum dyskursu. Dzisiaj gdy demoliberalny system pęka w szwach, jego demiurgom nie pozostaje nic innego jak mydlić ludzkiej tłuszczy oczy poprzez granie na najniższych instynktach. Wszak gdy ani chleba, ani igrzysk na poziomie nie da rady ludziom rzucić trzeba ich uwagę zwrócić na mniej kosztowne kwestię. Wszak każdy z nas organy płciowe ma, no nie?

Można więc z czystym sumieniem powiedzieć, że skończył się już postmodernizm, a jego miejsce zajął – Uwaga! Uwaga! – Dupizm!!! Tak dupizm! Trend kulturowy, w którym cały dyskurs toczy się wokół pośladków i okolic! Miejsce dawnych mędrców, filozofów i innych opowiadaczy bajek zajęli zmutowani celebryci płci obojga prężący swoje ciała na ekranach telewizorów przed oczyma spragnionej wrażeń gawiedzi, która niczym wyznawcy kultów Cargo ślepo małpuje medialnych mutantów, przez co na ulicach miast i wiosek w porze wiosenno-letniej pętają się chmary półgołych facetów prężących muskulaturę i opaleniznę oraz ich partnerek odzianych w obcisłe spodnie i bluzki z dekoltem. Sam byłem kiedyś świadkiem jak w centrum niewielkiego miasteczka paradowała na oko czterdziestokilkuletnia kobieta w stringach i miniówce, która jej z czterech liter się zsuwała prezentując całemu światu niezbyt przyjemny widok. Nie mówiąc już o lateksowych gatkach noszonych ze szczególną lubością przez dziewczyny o brzydkich twarzach (a jak twarz brzydka to i cała kobieta brzydka – patrz Jola Rutowicz).

Jednak największym kuriozum jest zaobserwowane ostatnimi czasy przeze mnie zjawisko z gatunku paranienormalnych, a mianowicie noszenie seksownych ciuszków przez kobiety o powiedzmy delikatnie rubensowskich kształtach. Do niedawna puszyste kobiety wstydziły się swoich ciał, dzisiaj zaś normą jest tłuściutka „foczka” w opiętych na potężnych pośladkach leginsach i obowiązkowej bluzce z dekoltem, choć biusty takich dziewczyn wydają się przecież nikłe w porównaniu z ogromem ich ciał (których ogrom nie jest efektem jakiś straszliwych chorób, lecz mutagennych wyrobów firm Nestle, Coca – Cola czy Mc, Donald’s). Być może wzorują się one na niejakiej Beth Dillo – gargantuicznej liderce szmirowatego zespołu „Gossip”, która oprócz lewicowej szajby ma jeszcze dziwną skłonność do prężenia swojego rozrośniętego cielska (Ostrzegam! Widok owej mutantki może spowodować koszmary senne). Ach, cóż mistrz Lovecraft powiedziałby gdyby ujrzał te koszmarności? Najpewniej napisałby jakieś genialne opowiadanie, być może gdy spotkam się z nim w czyśćcu to obgadamy sprawę.

Tak więc moda na seksowność stała się swoją własną parodią. Bo zamieniła piękno na brzydotę wbitą w obcisły kostium.

Olmek