zdjęcie wolnapolska.pl

Służby specjalne wrogich Polsce państw wielokrotnie tworzyły ośrodki mające na celu zdyskredytowanie polskich ruchów niepodległościowych. Wywiad III Rzeszy w okresie okupacji utworzył organizację „Nadwywiad Rządu Londyńskiego” mający kontrolować (!) wywiad Armii Krajowej. Szczęśliwie kierownictwo „Nadwywiadu” zostało szybko zlikwidowane.

Niestety znacznie szerszą i skuteczniejszą działalność prowadziło po wojnie (pod egidą sowieckich doradców) stalinowskie Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego.

Utworzenie fikcyjnej Komendy Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” (czyli tzw. ubecka operacja „Cezary”) spowodowała śmierć wielu ludzi oddanych niepodległości Polski. Pozwoliła również rozpoznać metody działania zachodnich służb wywiadowczych. W tym przypadku nie mamy wątpliwości, że działania te miały charakter operacji specjalnych.

A jak było w poniższym przypadku?

Działanie Rządu i Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej na Uchodźstwie to fakt ciągle mało znany w naszej obecnej rzeczywistości. Zapewne korzystniej jest kreować Wojciecha Jaruzelskiego jako tego jedynego, który poprowadził Polskę do demokracji.

PRL w okresie lat 1944-1989 nie monopolizował nazwy „Polska”. Ciągle istniało Państwo Polskie na emigracji (na Obczyźnie) i było ono uznawano oficjalnie chociażby przez takie państwa jak Watykan czy Hiszpania. Posiadało ono także szereg swoich przedstawicielstw nieoficjalnych (Francja, Turcja).

Ale co najciekawsze, władze tej emigracyjnej Polski w pewnym okresie swojego istnienia były dublowane.

Juliusz Nowina – Sokolnicki był działaczem niepodległościowym, politykiem emigracyjnym raczej średniego formatu, obwołał się (ostatni w naszych dziejach samozwaniec?) Prezydentem Wolnej Polski na Wychodźstwie. Stan ten trwał, przez osiemnaście lat, w okresie 1972-1990. Oczywiście nie mogło być mowy o dwuwładzy bowiem Nowina – Sokolnicki nie był uznawany. Lecz niepotrzebne rozbicie istniało, chodziło o skompromitowanie tak znienawidzonej przez PRL-owską władzę oraz Moskwę polskiej emigracji.

Samozwańczy prezydent działał, pisząc potocznie, pełną parą, powołał swój gabinet, nadawał stopnie generalskie i oficerskie oraz tytuły arystokratyczne, wydawał dekrety, tworzył zalążek własnej armii. Można napisać, że sam jeden tworzył „państwo polskie na emigracji”. Czy aby na pewno sam?

Co najbardziej niepokojące, Nowina–Sokolnicki niejako sprowokował (wyszedł przed szereg) fakt przekazania insygniów władzy prezydenckiej osobie wybranej w kraju na ten urząd. Dziś coraz bardziej widać przypadkowy (by nie napisać agenturalny) charakter kariery politycznej Lecha Wałęsy. W odpowiedzi na działania samozwańca, legalny Prezydent RP na Uchodźstwie Ryszard Kaczorowski zadeklarował przekazanie insygniów władzy L. Wałęsie. Juliusz Nowina – Sokolnicki do końca swoich dni pełnił „Urząd Prezydenta”. W 2009 roku następcą na „urzędzie” mianował polskiego biznesmena z Niemiec, niejakiego Jana Z. Potockiego.

Kiedy niezależnym historykom zostaną udostępnione archiwa sowieckiego KGB pod kątem agentury ulokowanej w agendach „Polskiego Państwa na Obczyźnie” w latach 1945-1990, wówczas poznamy prawdę. Ale kiedy i czy w ogóle to nastąpi?

W pewnym sensie analogiczną działalność prowadzi Bronisław Komorowski. Pisaliśmy już na prawymsierpowym.pl jak ludzie PO i Komorowskiego zajmowali biura 10 kwietnia 2010 roku, byle szybciej, byle więcej i oby już na zawsze, jak przejmowano wówczas władzę, na podstawie „paska na dole ekranu telewizora”, jak blokowano powrót do kraju urzędnikom Prezydenta RP, który zginął pod Smoleńskiem. Tamtej sytuacji niewątpliwie powinni przyjrzeć się nie tylko konstytucjonaliści.

Tak przejmował władzę człowiek, który gości obecnie na okładkach reżimowych tygodników („Polityka”) jako ten, którego Polacy uważają za najsympatyczniejszego. Bronek is the best – krzyczą hordy posłusznych dziennikarzy.

Komorowski oraz (a zapewne przede wszystkim) ludzie stojący za nim tworzyli tytułową rzeczywistość równoległą już wtedy 10 kwietnia. I wciąż ta strategia jest kontynuowana. Komorowski od wielu lat kreowany na polityka prawicowego i konserwatywnego (chociażby jako minister obrony w rządzie Buzka) ciągle występuje w tych butach.

Ostatnio uczestniczy w katolickich pielgrzymkach, patronuje rajdom do Sulejówka oczywiście szlakiem Józefa Piłsudskiego, składa życzenia wszystkim mamom oraz kumpluje się z Giertychem. Komorowskiego z jego rzekomym konserwatyzmem można przyrównać do czekoladowego orła, który nagle wzbije się ku słońcu. Jak tylko przygrzeje, od razu robi się paćka. Konserwatyzm Bronka nie jest uformowaną masą, ale właśnie taką papką.

Komorowski i ekipa, tworzą pojęcie tzw. „fajnego patriotyzmu” (kolejna pr-owska operacja układu), na pewno jest to „patriotyzm równoległy”, który z prawdziwym patriotyzmem niewiele ma wspólnego.