Czasami warto jest pokonać obrzydzenie i włączyć telewizor. Choćby po to by zobaczyć co demiurgowie spod znaku po(d)stępu upichcili dla gawiedzi i czym owa gawiedź dzisiaj się akurat podnieca. Jako, że ostatnio zrobiłem sobie kilkudniowy szlaban na gry komputerowe (które są dla mnie substytutem jakiegoś „porządnego” nałogu), w wolnej chwili włączyłem tv i po kilku minutach bloku reklamowego moim oczom ukazało się coś co wywołało u mnie istny szok poznawczy. Otóż ujrzałem coś co ponoć nazywa się „ogłoszeniem społecznym”, które to zachęcało rodziców do wysyłania swojej dziatwy do … ZAWODÓWEK!!!
Przez wiele lat trwania PRL bis/III RP szkoły zawodowe zwane powszechnie zawodówkami uchodziły za symbol wszystkiego co najgorsze, uczniów gimnazjów straszyło się, że jeżeli nie będą mieli samych piątek ze wszystkich przedmiotów to wylądują właśnie tam, w paskudnych „zawodówach” pełnych agresywnych dresiarzy z nożami i kijami bejsbolowymi, po której zamiast na wymarzone studia idzie się do beznadziejnej mało płatnej, za to ciężkiej roboty.
Wynikało to oczywiście z tego, że w kraju, w którym wszystkie zakłady wyprzedaje się jak leci komukolwiek kto machnął plikiem kasiory, pracownicy fizyczni dostają śmieszne pensje, a właściciele przedsiębiorstw dociskani są do ziemi ogromnymi podatkami, kariera ślusarza, stolarza czy mechanika nie wydaje się czymś szczególnie nęcącym, zwłaszcza że wyroby takiego czy innego rzemieślnika znad Wisły musiałyby konkurować z o wiele tańszymi towarami z zagranicy (nie tylko z Chin).
Tymczasem młodzieży wbijało się do głowy, że droga do sukcesu wiedzie przez elitarne licea, gdzie młódź uczy się 5 języków (choć na całym świecie dogadać się można po angielsku) i ma dwa razy tyle zajęć dodatkowych co lekcji. No ale po intelektualnej męczarni w licealnych murach młody człowiek awansuje na studenta czyli nadczłowieka kochającego intelektualne rozkosze i zdolnego do pojmowania rzeczywistości na poziomie nieosiągalnym dla zwykłego zjadacza chleba. W praktyce oznacza to, że przez trzy lata liceum wyhoduje się zindoktrynowanego, wystraszonego słabeusza łykającego wszystko to co mu medialni hochsztaplerzy rzucą pod nogi, który potem idzie na pięć lat kolejnej indoktrynacji (bo czym innym są te przeróżne socjologie, europeistyki, politologie czy inne gendery), w czasie której może załapać się na przeróżne darmowe staże czy wyjazdy na Erasmusa (zwanego też niekiedy „orgasmusem”). Dzięki temu mamy wyhodowanego idealnego leminga zapatrzonego w demokracje liberalną, marzącego jeśli nie o robocie wysoko postawionego urzędnika państwowego to nie mniej wygodnym biureczku w „korpo”.
Niestety, nawet te kierunki studiów, na które jest kilkudziesięciu chętnych na jedno miejsce nie gwarantują, ani kariery w budżetówce ani w żadnej firmie prywatnej. Dzisiaj magistrzy walczą z inżynierami o miejsce w „callcenterach” (jeżeli kiedyś zadzwoni do was jakiś człowieczek z mega super ofertą, to pamiętajcie że może to jakiś zabiedzony socjolog czy inżynier medycyny roślin), albo kasę w hipermarkecie. Demiurgowie III RP z przerażeniem zauważyli, że ci co mieli stać się ich najwierniejszymi pretorianami, stali się tymi, którzy najpewniej jako pierwsi pozbawiliby ich stołków. Ci sami ludzie, którzy wcześniej pchali młodzież na wyższe studia, dzisiaj mają usta pełne frazesów, o tym jak to owe studia nic nie gwarantują, a ich absolwenci nie potrafili dostosować się do nowoczesnego świata.
Nic więc dziwnego że demoliberalne elity kapitulują (przynajmniej w tej kwestii) i próbują odkręcić to co same nakręciły. Jest już jednak za późno. Polski przemysł dawno został rozwalony, zakłady produkcyjne zwalniają kolejnych pracowników, a fachowcy ledwo wiążą koniec z końcem, licząc na to, że zły czas kiedyś minie a ich warsztaty znów zaczną przynosić dochód. Kolejni mechanicy samochodowi, kucharze czy inni fachowcy mogą zamiast wymarzonej kariery skończyć albo na bezrobociu, albo na emigracji, bo przecież ktoś chyba musi reperować kible w imigranckich dzielnicach Londynu czy Amsterdamu, gdy ich mieszkańcy zajęci są tworzeniem wielokulturowego społeczeństwa. I może właśnie oto chodzi, wszak w UE Polska to rynek zbytu i rezerwuar taniej siły roboczej dla bogatego zachodu. Demiurgowie polskiej rzeczywistości zamiast mamić wizją oszałamiających karier po politologii czy inżynierii środowiska zachęcają młodych by porzucili irracjonalne marzenia i solidnie przygotowali się do wyznaczonej im roli: ROBOLI Europy, którzy będą całe dnie harować po to by wyperfumowani Francuzi mogli delektować się nieznośną lekkością bytu, a Skandynawowie grzali się w socjalnym ciepełku.
I niech mi ktoś powie że Polska nie jest kolonią nażartej zachodniej Europy.
Olmek
Maj 26th, 2013 on 21:12
Oczywiście, żeby ktoś nie pomyślał, że krytykujemy studentów politologii itp. Sam to studiowałem, więc wiem w czym rzecz. Te studia po prostu nic nie dają!!!
Maj 27th, 2013 on 14:38
Prawda jest taka,że żaden kierunek studiów nie gwarantuje ani kariery,ani sukcesu w poszukiwaniu pracy,to co ma się w głowie kończąc kierunek to zupełnie inna sprawa.Namnożyło się prywatnych szkół wyższych nastawionych nie na nauczanie ale skrojenie kasy od sztuki,zaliczenia od oka,dyplom do reki i przychodzi nastepny rocznik marzycieli.Kiedyś ,lata temu zawodówka przygotowywała do zawodu ale mielismy jakiś przemysł a teraz faktycznie tylko wyjazd z kraju daje chleb do ręki ale czym sie za to płaci to wiedza tylko ci co wyjechali i ich Rodziny.
Maj 27th, 2013 on 17:16
Całkiem nie na temat,najlepsza wiadomość dnia,moje Podkarpacie przejęły mohery,rozleciała sie lokalna mafia jedynie słusznej opcji partyjnej /czy karapyta odpowie za wszystkie zarzuty to trzeba skonsultować z tuleja albo kolesiami tego od telefonu/, warszawiacy do roboty,zróbcie to samo z bufetową.
Maj 29th, 2013 on 10:50
Nie zgodzę się, że studia humanistyczne niczego nie dają. Ja po swoim kierunku (filozofia na Uniwerku Wrocławskim) osiągnąłem taki poziom oświecenia, że na długo przed obecnym kryzysem na rynku pracy dla absolwentów w/w kierunków zrozumiałem ideę pracy zarobkowej. Jest to mianowicie zajęcie, które wymaga wysiłku aby osiągnąć wynagrodzenie niezbędne do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie. W związku z powyższym kłania się państwu magister filozofii ze specjalizacją TIG czyli spawania stali kwasoodpornej przy pomocy elektrody wolframowej Wpływy z puszek po piwie – efektu ubocznego dyskusji o tym czy jesteśmy badziej fizyczni czy bardziej duchowi – przeznaczyłem na kurs, który pozwala mi żyć teraz łatwo, lekko i przyjemnie. Owszem, praca jest ciężka – ale za to jak lekko się wstaje do niej rano, kiedy rachunki opłacone, kredytów zero i jeszcze udało się auto zamienić na całkiem przyzwoity rocznik. Zasada jest prosta: jeżeli dziś robisz to, czego innym się nie chce, jutro będziesz umiał to, czego im będzie brakować.
Maj 29th, 2013 on 11:57
no właśnie. Nawet nieprzychylne sondaże pokazują tendencję wzrostową i prowadzenie dla PIS-u. Teraz tylko, żeby się prawica mogła bardziej zjednoczyć i powoli małymi kroczkami przejmować cały ten bajzel po platformie. Mam nadzieje, że Marek Jurek wystartuje na senatora i pokaże, że można dla dobra Ojczyzny razem przeciwstawić się złu całego aparatu platformerskiego. W jedności siła
Maj 29th, 2013 on 12:59
Może ktoś ma jeszcze jakieś pomysły?:)
Maj 30th, 2013 on 00:05
jest jeszcze coś, czy to Pan magister czy hydraulik jeśli nie ma pleców,znajomości to będzie się długo borykał żeby coś dla siebie znależć, dziś nie liczy się fach i fachowość, to tylko koneksje i dlatego często na wysokich stanowiskach siedzą bałwany i cepy vide PO i nasz nieRZĄD.