zdjęcie halus.blox.pl

Nam strzelać nie kazano. Te słowa idealnie oddają sytuację w polskiej piłce. Ktoś powie: no jak to, przecież gole to jednak padają w naszej lidze, więc zarzut jest całkowicie chybiony (jak większość strzałów). Owszem, gole padają, zdarzają się hokejowe wyniki, od czasu do czasu padnie bramka określana mianem „stadiony świata”. I co z tego?

W europejskiej piłce jesteśmy co najwyżej kundelkiem (piszę to z ogromnym bólem), dla którego największym sukcesem jest złapanie za nogawkę rowerzysty. Ujada taki kundelek na rowerzystę, szczeka, grozi mu, a gdy tylko podejdzie bliżej, dostaje solidnego kopniaka, po czym ze spuszczoną głową wraca do właściciela a rowerzysta dawno już znika za horyzontem.

Te niby gwiazdy polskiej ligi w konfrontacji z przeciętną drużyną innej ligi dostają baty, że hej. Przedstawiciele innych krajów grają w pucharach, a polskie już w sierpniu kończą tam swój udział. Najlepsi w sierpniu nawet nie myślą o nowym sezonie, a polskie drużyny już kończą swój bieg w rudzie eliminacyjnej. Gdzie obecnie można znaleźć polską drużynę? Ponoć grają jeszcze w Pucharze Polski. To bardzo ponury żart.

Pamiętają Państwo słynną (jedną z miliona) wpadkę Szpakowskiego? 0:0, do przerwy 0:0. Cóż, doskonale obrazuje ona sytuację polskiej piłki. Od dziesięcioleci nic się nie zmienia. System szkolenia leży i kwiczy, w niektórych klubach co najwyżej kuleje. Jeżdżą trenerzy na zagraniczne stypendia, przypatrują się metodom szkoleniowym innych drużyn, przyjeżdżają do Polski i nic się nie zmienia. W czym tkwi problem? Nie wiem tego na pewno, ale podejrzenie pada na starych działaczy, którzy dzielą i rządzą w tych małych klubikach i w tych ciut większych.

Ma się wrażenie, że ten system szkolenia młodych piłkarzy polega na starej zasadzie nauczycieli WF-u, którzy rzucali piłkę i na 45 minut mieli spokój, bo dzieciarnia bezładnie ganiała za nią, a kto z kim i na którą bramkę grał miało jak najmniejsze znaczenie. CHAOS – to kwintesencja stanu polskiej piłki. Od najniższego szczebla ma on dziury chyba nawet większe od tych, które są w drogach. Jeśli podstawa jest zgniła, to cała reszta zdrowa nie będzie.

Łowcy talentów z różnych drużyn jeżdżą po świecie, by złowić jakąś perełkę na miarę Messiego. Od czasu do czasu trafi się nieoszlifowany diament, który trafia na europejski rynek i tam poddawany jest obróbce. Polacy też mają takich ludzi, też sprowadzają na nasz grunt piłkarzy z Ameryki Pd., czy Afryki. Powiedzmy sobie szczerze, jakość sprowadzanych zawodników jest fatalna. Kilku dobrych zawodników sprowadzonych z zagranicy (Roger, Edson, Melikson, Ljuboja) wiosny nie czyni. Ten ostatni z wymienionych zawodników jest obecnie gwiazdą ligi. Ma strzelonych bodaj 12 bramek i jest liderem klasyfikacji strzelców. Z całym szacunkiem dla jego dorobku, ale grając we francuskiej Ligue 1 nie był wybitnym grajkiem, a teraz w wieku 35 (!) lat jest najlepszym piłkarzem polskiej ligi. Chwała mu za to, ale gdzie są młodzi i zdolni polscy piłkarze?

Ci młodzi piłkarze zaczynają grać w klubach, strzelą kilka bramek, zaliczą kilka udanych wślizgów, po czym chytry menedżer za wszelką cenę, chcąc zarobić szybko pieniądze na siłę wypycha go do zagranicznego klubu. Schemat jest ciągle ten sam, od lat. Maciej Terlecki, Marek Saganowski (ten jeszcze potrafił wrócić do Polski i gra na jako takim poziomie), Maciej Rybus, czy ostatni przypadek Rafała Wolskiego. Gdzie oni są? Przeważnie na ławkach rezerwowych (jak dobrze pójdzie), ale jeszcze częściej na trybunach lub w drugiej drużynie. Pazerność działaczy nie zna granic. Zamiast poczekać 2-3 lata, żeby forma i pozycja zawodnika ustabilizowała się, to wysyłają go w świat na jego podbój. 95% takich przypadków ląduje na śmietniku piłkarskiej historii. I z dobrze rokującego piłkarza, mamy kolejny zmarnowany talent.

Co robić? Czerpać od innych garściami. Korzystać z doświadczeń Fc Barcelony, która od lat ma najlepszych piłkarzy świata, a wychowani są w słynnej szkółce La Masía. Ta szkółka jest już w Warszawie, co koniecznie należy wykorzystać, bowiem niewielu jest szczęśliwców mogących czerpać z doświadczeń najlepszych (szkółka ta funkcjonuje też m. in. W Chinach, Japonii, Brazylii, Egipcie). Niemal cała drużyna Fc Barcelony złożona jest z wychowanków, a to oznacza, że jest niemal samowystarczalna. Owszem, kupuje za duże pieniądze zawodników, ale tak naprawdę podstawą są wychowankowie. Podczas 4 lat pracy w Barcelonie trenera Guardioli zadebiutowało w pierwszej drużynie 22 zawodników (co daje razem dwie pełne drużyny!). Nie wszyscy mają talent na miarę Messiego czy Iniesty, ale wszyscy ci zawodnicy byliby gwiazdami w polskiej lidze. Jeden z chłopców z warszawskiego oddziału o imieniu Oliwier wyjeżdża właśnie do Barcelony. Ma 8 lat i uwielbia grać w piłkę. Będzie miał okazję poznać swoich idoli.

Nie wiadomo, czy kiedykolwiek usłyszymy o tym chłopcu, ale nie pozwólmy, żeby on i inne dzieci, mające mniejszy lub większy talent, zakopały te talenty, grając w FIFA 2013 przed komputerem. Nie pozwólmy pazernym działaczom na dyktowanie warunków. Nie dopuszczajmy do głosu pieniędzy, bo prędzej czy później stracimy kolejny talent. Korzystajmy z dobrych wzorców, bądźmy cierpliwi, a i nam kiedyś obrodzi.

Polska piłka kuleje. Nie pomagają orliki, które zresztą w większości świecą pustkami, bo trzeba płacić za nie ogromne pieniądze, a samorządy nie są w stanie ich utrzymać. Może warto, żeby zamiast na ilość postawić czasem na jakość. Wybudować ich mniej, ale te, które są, żeby tętniły życiem, były otwarte dla młodzieży, a po 20 również dla tej starszej już nieco młodzieży. Może warto, ażeby boiska, hale i inne obiekty sportowe były budowane z głową. Będzie to z pożytkiem doczesnym, zobaczycie Państwo!

Europejska piłka jest hen, hen daleko z przodu, a my tułamy się na 63 pozycji (najnowszy ranking FIFA). Jak widać wysokie zwycięstwo nad San Marino nie przekonało nawet twardych statystyków. Prawda jest jednak taka, że nie tylko statystyki o tym świadczą, ale przede wszystkim jakość widowisk oferowanych nam przez rodzimych grajków. Najważniejsze, że nic się nie stało…