Oni za mną chodzą, śledzą mnie nawet tutaj, w szpitalu, ja stąd nie wyjdę żywy, za dużo wiem o wszystkim.

zdjęcie memori.pl

Kim był autor powyższych słów? Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że słowa te padają z ust osoby niespełna rozumu, która ma manię prześladowczą. A jednak nie. Tą osobą był Marek Karp – zapomniana postać (ile ich już było?), o której jednak przypominamy. Był on polskim sowietologiem i historykiem, twórcą i dyrektorem Ośrodka Studiów Wschodnich (dodajmy że Ośrodek zajmował się tzw. białym wywiadem i analizą sytuacji w krajach byłego ZSRS). Karp był rzecznikiem pojednania Polaków z narodami litewskim i białoruskim.

13 sierpnia 2004 roku uległ wypadkowi samochodowemu. Zmarł 12 września w wyniku obrażeń doznanych w wypadku (taka jest wersja oficjalna, choć do dnia wyjścia ze szpitala jego stan zdrowia cały czas poprawiał się, ale ten wątek w dalszej części artykułu). W samochód kierowany przez Marka Karpia uderzył TIR na numerach białoruskich. Czy aby na pewno uderzył? Świadkowie twierdzili, że śledził auto Karpia. Przed uderzeniem TIR praktycznie w ogóle nie hamował! Uderzenie w samochód Karpia było zadane w ten sposób, aby jego samochód „przeleciał” na drugą stronę i tam zderzył się z innymi samochodami. Poraża, że kierowca białoruskiego TIR-a został zwolniony z policyjnej izby zatrzymań, przekroczył granicę i więcej już się w Polsce nie pojawił. A bez niego nie można było wykonać wielu czynności. Kto podjął decyzję o zwolnieniu go z policyjnej izby? Tego do dziś nie wiemy.

Policjanci pracujący przy sprawie twierdzą, że prokuratura „udawała” śledztwo, w zasadzie … wcale go nie prowadziła. Chodziło o zatuszowanie sprawy. Prokuratura nie pochyliła się chociażby nad takim akapitem z ekspertyzy wypadkowej: Przebieg zdarzeń (…)  nosi znamiona działania zaplanowanego w celu pozbawienia życia M. Karpia.

Jednak najgorsze jest to, że podawano … nieprawdziwe informacje o stanie zdrowia Karpia. Od razu mówiło się o złym stanie, o poważnej operacji. Jednak w szpitalu szybko dochodził do zdrowia. Prosił o jak najszybsze wypisanie. Prawdopodobnie obawiał się o swoje życie. Chciał jak najszybciej wyjść ze szpitala i często pytał nas kiedy będzie mógł to zrobić. W końcu zgodziliśmy się go wypuścić, pod warunkiem, że za trzy dni zgłosi się na wizytę kontrolnąrelacjonowali lekarze.

Karp leżał w warszawskim szpitalu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych przy ul. Wołoskiej. Na chwilę przed opuszczeniem szpitala odwiedziło go dwóch ludzi – jak sami podali funkcjonariuszy służb specjalnych (której służby, tego nie ustalono). Marek Karp zmarł 12 września 2004 roku. Zmarł? Taka jest wersja oficjalna. Wyszedł ze szpitala około godziny 15.00, pół godziny później został znaleziony na przyszpitalnym parkingu z poważnymi urazami głowy. Ponownie został przetransportowany do szpitala. Podano, że śmierć nastąpiła w wyniku powikłań po wypadku. Jednak tych ran nie było, gdy pół godziny wcześniej opuszczał szpital.

Jakie były przyczyny śmierci? Czy trzeba zapytać o próbę morderstwa na szosie, a później zabójstwo na parkingu?

Marek Karp bardzo dużo ryzykował. Analizował interesy i wpływy rosyjskie na polskie i europejskie rynki energetyczne i paliwowe. Przed śmiercią, spotykał się oficerami Agencji Wywiadu i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, wyjeżdżał też do Rosji. Podobno był bliski ustalenia kto pomaga Rosjanom wpływać na polski rynek paliw. Badał działania rosyjskiego GRU i byłych funkcjonariuszy Wojskowych Służb Informacyjnych. Namierzał rosyjskiego kreta?

Śmierć Marka Karpia wygląda na działania wschodnich służb specjalnych.  W zacieraniu śladów tego morderstwa służby te musiały mieć jednak pomoc z polskiej strony.

Niedługo minie 10 lat od jego śmierci,  a wiemy wciąż tak mało, czasem ma się wrażenie, że coraz mniej. Ten schemat znamy już jednak dokładnie, jeśli spojrzeć na 10 kwietnia 2010 r.