Nie da rady nie pisać o zbliżających się Świętach Bożego Narodzenia. Ulice naszych miast, choć na chwilę zamieniają się w trochę bajkowy krajobraz pełen choinek, gwiazdek i Mikołajów. Najwięcej tych ozdób na sklepowych witrynach czy wewnątrz hal targowych. Robiąc zakupy codzienne nie trudno odnaleźć plakaty z hasłem „Udane Święta z…” W radiu i telewizji zalewa nas masa reklam o nowych i bardzo potrzebnych prezentach, wywołujących wg sprzedających uśmiech, pożądanie, radość itp. Okres przedświąteczny to czas polowań na promocje, wynajdywanie podarków, kupowanie. Dzisiaj jest tylko komercja.
A przecież jeszcze kilkadziesiąt lat temu czas poprzedzający święta, zwany Adwentem to okres przygotowań duchowych, religijnych do najcieplejszej, a zimowej nocy. Czas rozważań, braku zabaw i tańców, okresowego postu i zadumy. To tylko 40 dni (wbrew pozorom nie tylko Wielki Post trwał 40 dni, ale i Adwent podobnie) w spokoju i rosnącej niecierpliwości, piękny czas.
My Polacy wyróżniliśmy się od innych narodów specjalnym umiłowaniem dnia poprzedzającego Boże Narodzenie – Wigilię. Nie było w przeszłości osoby, która by w ten dzień nie chciała spotkać się rodziną, podzielić się opłatkiem. Podczas tego aktu, znanego tylko nam katolikom i Polakom, znikały zatargi, zapominano o kłótniach, przebaczano sobie przewinienia. Nie na darmo mówiono, że w ten wieczór dzieją się cuda. Czasem takie zwykłe, pospolite, pełne kolęd i świadomości, że przecież „Bóg się rodzi” i trzeba go odwiedzić na pasterce, będąc pogodzonym z własnym sumieniem.
Postna wieczerza, kończyła się czasem odnajdywaniem podarków pod choinką. No właśnie, zwyczaj ubierania tego drzewka, choć dzisiaj tak rozpowszechniony, w polskich domach osiadał powoli. Był to „import” z Niemiec, ale nawet udany. Nie wszystko co zagraniczne musi być ze swej natury złe, a akurat ten zwyczaj sprawdza się doskonale.
Nasze „polskie” Wigilie niejednokrotnie były bardzo smutne, rodzinność tych nocy burzyły wojny i okupacje, kiedy do domu przychodził list czy karta pocztowa z życzeniami z Kozielska, Stalagu, Oświęcimia czy z dalekiej Kamczatki. Czasem korespondencja docierała do rodziny, już wówczas, gdy piszący właśnie w ten dzień spotykał się z Chrystusem w niebie.
Czasy nawet bardzo zapiekłego PRL-u, nie mogły oderwać ludzi od Wigilii, czy Świąt Bożego Narodzenia. Dojrzeć to można czytając popularne tygodniki czy gazety. Zawsze na święta numer podwójny i o dziwo „wesołych Świąt” nawet w „Trybunie Ludu” J Jakoś nie udało się wyprzeć potrzeby bycia razem w ten dzień, dostojności i cudowności tych dni. Rzucano specjalnie do sklepów pomarańcze, a trochę lepsze zaopatrzenie, otrąbiano zaraz w Dzienniku Telewizyjnym triumfalnie głosząc, że „dostawy towarów w okresie przedświątecznym wyraźnie się poprawiły”. Należy podziwiać nasze mamy i babcie, że w tamtych czasach potrafiły ogarnąć to wszystko i „dostać” wszystko co było potrzebne na wieczerzę i święta.
Nawet w ponury czas Stanu Wojennego, Wigilia choć dla niektórych smutna, stała się symbolem naszej niepodległej polskiej tradycji i zaufania w Nowonarodzonym Bogu, odnajdywanym w kościołach tłumnie odwiedzanych w te dni.
Ze swoich wspomnień mogę powiedzieć, ze czekałem Świąt Bożego Narodzenia z niecierpliwością, nie dlatego że coś może znajdę pod choinką. Nie, czekałem ponieważ bardzo lubiłem czas wypełniony pracą i zabawą, świadomością, że spotkam rodzinę, zjeżdżającą do babci (bo u niej zawsze była Wigilia), bo będzie tak rodzinnie i ciepło.
W domu dziadek ustawiał choinkę, a my ją ubieraliśmy, często w cudeńka wykonane własnoręcznie z wycinanek, waty i wydmuszek z jajek. Czuło się zapach pieczonych ciast, które leżały do świąt z surowym zakazem ich jedzenia wcześniej. Wreszcie ów wspaniały, cudowny wieczór, gdy zasiadaliśmy wszyscy przy stole z siankiem pod obrusem, gdy dziadek rozdawał opłatek, gdy wszyscy ściskaliśmy się w geście ciepła i życzeń. Wspaniały to czas. Nareszcie tata prosił sprawdzić, czy jest pierwsza gwiazdka, a gdy okazało się, że niebo bezchmurne usiane jest całym dywanem błyszczących punkcików, rodzice i dziadkowie prowadzili do drugiego pokoju, gdzie pod choinką leżały prezenty. I popłynęły kolędy, a my rozpakowywaliśmy swe paczki , a tam orzechy włoskie, pomarańcze, słodycze, których na co dzień nie uświadczysz, i zabawki.
Pamiętam jeszcze jedno, szedłem z dziadkiem do obory i tam razem z sianem krowy otrzymywały także opłatek – kolorowy nie biały jak dla ludzi. Nie dostawał go koń, bo wg tradycji wolał jeść, a nie pomóc Świętej Rodzinie. Magia świąt, ta prawdziwa, trwała niezmiernie w noc wigilijną, każdy z dzieciaków bał się co usłyszy od swoich pupilów, ale te pewnie nie miały serca budzić swych małych właścicieli, bo milczały zawzięcie. No chyba, ze wracało się z kościoła, poprzez pola obsypane śniegiem i napotkało sarnę czy zająca, to wówczas nie należało się bać, bo to przecie obcy zwierzak.
Dzisiaj pewne rzeczy odchodzą w cień, ważne są prezenty, komercja tak nachalnie wkraczająca w nasze progi, ale na szczęście nadal chcemy Wigilii, wieczoru spędzanego z rodziną, nadal przygotowujemy postne dania choć to już nie wymóg, nadal dzielimy się opłatkiem. Spędzamy święta rodzinnie, odwiedzamy nasze kościoły by cieszyć się i śpiewać „Gloria, Gloria”, by odwiedzić w stajence maleńkiego Jezusa i Jego Rodzinę.
Robimy to prawie wszyscy, prawie … Niektórzy bowiem wolą Wigilię spędzić w fastfoodzie, jak mówią – uciekając przed tradycyjnością, szukając odmienności. No cóż, ja osobiście o wiele bardziej wolę owa tradycyjność pełną poczucia Opieki Bożej i łączności z pokoleniami naszych rodaków, niż ten sztuczny kiczowaty świat zachęcający do spędzenia z nim Świąt.
Dla wszystkich czytających i dla redakcji „Prawymsierpowym.pl”, najserdeczniejsze życzenia zdrowych, rodzinnych i pełnych poczucia polskości Świąt Bożego Narodzeni składa
Tylko ja
Grudzień 25th, 2012 on 21:25
Widzialam tylko same krasnale (duze, male etc), zadnego sw. Mikolaja. Nigdzie!!!!!!!!!!!!!!!!!