zdjęcie info-horyzont.pl

Mam to nieszczęście, że w pracy tu i ówdzie słychać Radio Zet, które nadaje wszystko, tylko nie prawdziwe informacje. Gdy ukazywały się informacje dotyczące trotylu, katastrofy smoleńskiej, to ilość słów, w których padało stwierdzenie „śladowe” przechodziło ludzkie pojęcie. Słowo „śladowe” miało oznaczać, że nawet jeśli było coś na rzeczy, to na pewno nie to było przyczyną katastrofy.

Dziś otrzymujemy od Radia Zet informacje, że znaleziono cztery tony materiałów wybuchowych, (hasło reklamowe tego radia, które swego czasu było bardzo znane, czyli „ton nadaje Radio Zet” nabiera nowego znaczenia) setki sztuk broni, naboi pewnie tysiące, i jeszcze miliony myśli nieuczesanych niedoszłego terrorysty z Krakowa. Jak to wygląda w zestawieniu ze śladową ilością materiałów, które chyba nawet nie były wybuchowe? Tu zaledwie ślad, a tu cztery tony. Komorowski zawstydził Kaczyńskiego. Komorowski przygniata tymi czterema tonami Kaczyńskiego.

Niech teraz ktoś spróbuje podważyć to, że to media nie maczają w tym palców. Niech ktoś spróbuje powiedzieć, że to nie one nakręcają spiralę agresji i nienawiści. Przecież to media pokroju Radia Zet wywołują w ludziach takie odruchy. Nazywanie tego człowieka terrorystą jest nie tyle nadużyciem, co przegięciem ogromnego kalibru. Żeby zostać terrorystą, trzeba sobie na to miano zasłużyć. Zatem Ryszard Cyba, który zamordował działacza PiS-u jest terrorystą i to nie niedoszłym, bo Brunon K. był jednak terrorystą niedoszłym, choć słowo terrorysta jest tu głęboko nie na miejscu. W przypadku dzisiejszych informacji cały czas mamy do czynienia z domniemaniem, a nie faktami. W przypadku katastrofy smoleńskiej fakty już nastąpiły, ale służby (w tym ABW) nie kwapią się, by rzetelnie wyjaśnić co się stało. Dlaczego takich działań nie podjęto w 2010 roku? Wszak na dzień przed katastrofą była informacja o groźbie zamachu terrorystycznego…

Jako autor pracy magisterskiej na temat terroryzmu pozwolę sobie nie zgodzić ze znawcami, fachowcami, ekspertami, którzy ochoczo występują dziś w telewizji i mamią nas informacją, że Brunon K. to terrorysta. Otóż,  terroryzm jest jak pornografia – nie sposób go dokładnie zdefiniować, ale jeśli się zobaczy akt terroryzmu, wiadomo czym jest. Dopiero widok porozrywanych ciał, upadających budynków, szoku tysięcy ludzi, pozwala jednoznacznie stwierdzić, że przed chwilą doszło do zamachu terrorystycznego, czy też miało dojść. A póki co wygląda na to, że jednak szoku nie ma, tylko zrobiła się komedia. Zatem w tym wypadku król jest owszem nagi, ale jest jednocześnie impotentem. W ręku trzyma kapiszony (cytując klasyka), a jego domniemane myśli terrorystyczne są funta kłaków warte. Przyrównuje się do niejakiego Breivika? A czy ktoś jest to w stanie zweryfikować? Czy ktoś słyszał te słowa? Tu nie ma faktów, tu są domysły. Okazuje się, że ABW mogła nawet zachęcać do sprawstwa. Czyż media nie krzyczały, nie biły na alarm, kiedy to agent Tomek zachęcał biedną Beatę Sawicką do czynu przestępczego? Przecież wówczas każdy krzyczał, że funkcjonariusz państwowy zachęcał do postępowania niezgodnego z kodeksem karnym. Dziś nikt się nawet o tym nie zająknął, choć tajemnicą poliszynela jest, że Brunon K. zwerbował agentów ABW. Panowie, to się kupy nie trzyma. Naciągacie fakty, bo chcecie ratować biednego Tuska, który poniesie klęskę przy negocjowaniu budżetu europejskiego. Do czego się jeszcze posuniecie? Breivika wam się zachciało wykreować? Zejdźcie na ziemię i przestańcie ściemniać.

Załóżmy na chwilę, że Brunon K. to groźny terrorysta. Czy wówczas prezydent i premier nie powinni być jeszcze lepiej chronieni? Czy jednak informacje te nie powinny pozostać na zawsze tajne? Przecież w sprawie katastrofy smoleńskiej wszystko ma najwyższą klauzulę tajności, a tu nagle służby ujawniają kulisy swojej działalności? Sprawa śmierdzi, ot co!

Wychodzimy zatem z błędnego założenia. Opary absurdu co prawda jeszcze się unoszą, ale spróbujmy rozwikłać sprawę w sposób bardziej naukowy. A posłużą temu cytaty z pracy magisterskiej, której byłem autorem. Tytuł pracy: Terroryzm. Świat na ścieżce zła. Kwestię terroryzmu rozłożyłem na czynniki pierwsze i choć praca może wydawać się kontrowersyjna, to jednak niektóre jej aspekty obnażają prawdziwe oblicze terroryzmu.

Terroryzm jest bardzo często odpowiedzią na terror ze strony państwa. Odpowiada, bo taka jest potrzeba chwili i czeka na reakcję. Zaskoczenie, poświęcenie, oddanie, fanatyzm, zemsta, bieda – te czynniki leżą u jego podstaw i to jest jego największa broń. Terroryzm nie jest ślepy, on co najwyżej bywa ślepy, ale nie można mu odmówić racjonalności, a terrorystom zarzucić chorobę psychiczną. Terroryzm ma ludzką twarz, za nim stoją ludzie źli, którzy za wszelką cenę chcą zniszczyć cenne wartości dla zaatakowanych. Uderzają w najczulszy z instynktów człowieka – instynkt życia, co ma jeszcze spotęgować strach przed nimi. Czy zatem Brunon K. to terrorysta? Nie, choć pewne znamiona terroru państwo stosuje i niektórzy ludzie mogą odczuwać, że tak się dzieje.

Tezą mojej pracy było to, że terror rodzi terroryzm. Terror nie jest tu równoznaczny tylko i wyłącznie z użyciem przemocy fizycznej. Bardzo szeroko traktuję to pojęcie, chcąc popatrzeć nieco z perspektywy terrorystów. Aby być w zgodzie z faktami należy jasno dać do zrozumienia, że terroryzm nie bierze się z niczego. Musi mieć swoją przyczynę. A korzeni upatruję w terrorze rzeczywistym, bądź domniemanym stosowanym przez państwo. Terroryści występują przeciwko państwu/państwom, bo dotknął ich jakiś rodzaj zła ze strony rządzących. To może być im wmówione, to może być ich własna decyzja, ale ona jest przeważnie świadoma. Terroryzm nie jest ślepy. On jest aż do bólu racjonalny. Ten pogląd nie jest powszechny. W tym miejscu też nieco wyłamuję się z ogólnego pojęcia, ale na szczęście nie pozostaję osamotniony w tym elemencie. W Polsce Tuska terror zaczyna się rozwijać, bo prawo do wolności słowa jest ograniczane, nagminnie łamane są prawa pracowników, liczba podsłuchów wzrosła dwukrotnie, media w ogóle nie wypełniają swojej kontrolnej funkcji względem rządzących, a bezpardonowo atakują opozycję. Jednak to wciąż za mało. Terroryzm potrzebuje o wiele gorszych warunków, by mógł zaistnieć. Zatem głoszone w mediach tezy, że Brunon K. to terrorysta są po prostu śmieszne, a eksperci zanim powiedzą coś, niech przemyślą sprawę, bo jednak narażają swój wątpliwy autorytet na szwank.

Popatrzmy jednak na oficjalnego, już ochrzczonego mianem terrorysty człowieka z Krakowa. Ma on tyle wspólnego z dokonaniem aktu terrorystycznego, co kibice, którzy wtargnęli na murawę Stadionu Narodowego, podczas blamażu z odkrytym dachem, z chuligaństwem. Żeby dostać zakaz stadionowy, trzeba się postarać bardziej. Żeby stać się terrorystą, trzeba zrobić o wiele więcej. Oczywiście, można na siłę tworzyć rzeczywistość, w której pojawia się wróg publiczny, rzucający wyzwanie władzom. Można, ale po co?

Proponuję oddać tę sprawę Rosjanom, wszak takie śledztwa to dla nich chleb powszedni. Teraz na dobre rozgorzeje walka, a media będą miały temat na najbliższe tygodnie. Przy okazji Tusk poniesie klęskę, jeśli chodzi o budżet, ale kogo obchodzą pieniądze, kiedy to bezpieczeństwo jest zagrożone. Już wp.pl podaje dziesięć nieudanych zamachów na prezydentów, na pierwszym miejscu umieszczając Komorowskiego. Oczywiście wzmianki o próbie zamachu na prezydenta Kaczyńskiego nie ma, bo przecież tamten prezydent był mało ważny i nikt się z nim nie liczył. Szkoda, że za zamach nie uznano, jak swego czasu na Uniwersytecie Warszawskim prezydent Kwaśniewski został obrzucany jajkami. Szczerze dziwię się takiej postawie mediów mętnego nurtu. Zapomnieli, czy co?

Pierwszy obrońca żyrandoli swego czasu powiedział kompromitujące słowa, które wtedy powinny zdyskwalifikować go całkowicie. Po tych słowach ten człowiek nie powinien mieć w ogóle racji bytu w polityce, a jednak pozostał, ma się nieźle, i został nawet prezydentem. Od jakiegoś czasu Brunon K. czatował na jego życie. Chciał dokonać spektakularnego zamachu, ale w obliczu całej tej komedii, tylko jedne słowa cisną się na usta. Jest to złota myśl osoby mającej identyczne inicjały jak niedoszły zamachowiec. Jaki prezydent, taki zamach. No właśnie, jaki prezydent, gdzie on jest, co on robi, jakie inicjatywy, poza kotylionami? No i gdzie zamach? Nie ma prezydenta, nie ma zamachu. Śmiechu warte całe to zamieszanie, ale nie wzięło się ono z niczego. Powodów jest mnóstwo, ale najważniejsze z nich to zasłona dymna przed nieudanymi negocjacjami w sprawie nowego budżetu Unii Europejskiej na lata 2014-2020. Z pewnością jest presja, by zająć się Młodzieżą Wszechpolską oraz ONR. Przecież od razu Brunon K. został nieformalnym przywódcą nowego ruchu, o którym cicho było aż do 11 listopada. Jeśli taka jest nagonka, to proszę bardzo przy okazji załatwcie wszelkiego rodzaju bojówki lewicowe, aborcyjne, wspierające eutanazję, i inne dziwolągi coraz to lepiej czujące się na polskiej ziemi. Walczycie z ekstremą? Zróbcie coś z lewakami, a wtedy będzie równowaga.

Jakże inaczej wyglądałaby dziś reakcja, nawet tych najbardziej prawicowych dziennikarzy, czy polityków, gdyby swego czasu obecny prezydent, czy premier, czy politycy PO w ogóle, nie traktowaliby z taką pogardą Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nie dziwcie się takim reakcjom, bo wtedy wyśmiewaliście prawdziwe i realne zagrożenie, które w konsekwencji doprowadziło do Smoleńska. Śmialiście się na potęgę, drwiliście z własnego prezydenta. A dziś? A dziś zbieracie tego owoce. Mam dziś to samo pytanie, co wy wtedy. Po co ktoś miałby zabijać prezydenta, którego de facto i tak nie ma? Po co ktoś miałby dokonać zamachu na premiera „nic nie mogę” Tuska? Wraca ten kapiszon jak bumerang, a historia ma to do siebie, że lubi się powtarzać. Pamiętajcie również towarzysze z PO, że kto dołki pod kim kopie, ten sam w nie wpada.

Można już napisać, że tworzy się sekta prezydencka skupiona wokół Bronisaława K. Sekta ta wmówi ludziom, że Brunon K. to terrorysta, a obrońcy żyrandola poparcie skoczy do 95%. Nie życzę śmierci nikomu, ani prezydentowi, ani premierowi, ani żadnemu posłowi, czy posłance PO, Ruchu Palikota, SLD, ani nikomu innemu. Ostro krytykuję ich politykę, która spycha Polskę na margines. Ostro potępiam ich działania, które wykluczają PiS i ich zwolenników. Jednak w ostatecznym rozrachunku życzę, żeby cieszyli się zdrowiem, długim życiem (niekoniecznie 67 lat, tylko dłuższym), ale z dala od polityki, bo zauważcie Państwo, że za czasów PiS-u takich rzeczy jednak nie było. Było o wiele spokojniej, ludzie nie popełniali masowo samobójstw, a i atmosfera w pracy, w szkole, czy w ogóle na ulicach była milsza. Pora wrócić do dawnego stylu, bo jednak to za waszych rządów, drogie platfusy źle się dzieje w państwie polskim.