zdjęcie tjeden.blox.pl

Ogarniał mnie pusty śmiech, gdy 20 listopada oglądałem informacje w telewizji. Jakiekolwiek. Najpierw konferencja ABW i potem ciągłe tłuczenie tematu np. w TVP INFO – czy to polski Breivik? Na pewno! I ciągłe pokazywanie wybuchów. Czy poszczególne telewizje nagrywały próby Brunona K.? Najdalej poszły „Wydarzenia” Polsatu Zygmunta Kroka, eee, przepraszam Żaka, znaczy Solorza, uff… bardzo dużo tych nazwisk. „Wydarzenia” pokazały Brunona K. i zaraz Jarosława (jeszcze o pełnym nazwisku) Kaczyńskiego że to jego język nienawiści do tego doprowadza. Takie zestawienie informacji jest nie tylko prymitywną zagrywką, ale przede wszystkim prostacką próbą wmanewrowania członków PiS w zabawy dynamitem jakiegoś psychola (bo na pewno nie terrorysty)! A przepraszam kto mówił o dożynaniu watahy, o hienach cmentarnych, o zamachu takim jak prezydent, co mówił i mówi Palikot i ekipa!? Itd. A kto zabił w Łodzi!? B. członek PO Ryszard Cyba! A pytanie na dziś brzmi, nie o co z Tuskiem gra ABW, ale w co w ogóle gra ABW? Jest oczywiste, że ta służba posiada wiele informacji na temat rządzącej PO i B. Komorowskiego zatem urosła w siłę i pręży muskuły jak ostatnio. To bardzo niebezpieczna sytuacja. Brunon K. jest niewątpliwie psychopatą, ale czy byłby zdolny przeprowadzić duży zamach terrorystyczny? Sprawa wydaje się być balonem. Natomiast często w kontekście jego osoby mówi się o polskich terrorystach z przeszłości, zatem pokrótce prześledźmy ich losy.

Rok 1620 i jegomość Michał Piekarski chcący dokonać zamachu na królu Zygmuncie III Wazie. Jeszcze w okresie młodzieńczym uległ wypadkowi, co miało dalsze konsekwencje, bowiem uderzenie w głowę spowodowało chorobę psychiczną. Na wieść o zamordowaniu króla Francji Henryka IV, postanowił zabić Zygmunta III. Dwa ciosy czekanem spowodowały dolegliwości pleców i twarzy króla, który jednak nie odniósł większych obrażeń, bo jego dworzanie wykazali się refleksem i odwagą, narażając swoje życia. Niektórzy uznają konfederatów barskich jako pionierów polskiego terroryzmu, ale chyba możemy zaryzykować stwierdzenie, że w zorganizowanej formie pierwsza polska formacja specjalna (formacja specjalna Polskiego Państwa Podziemnego w okresie Powstania Styczniowego) pojawiła się właśnie w latach 60-tych XIX stulecia. Byli to „Sztyletnicy” i jak nazwa mówi wykonywali wyroki poprzez zasztyletowanie. Działali sprawnie.

Choć byli radykałami i sympatyzując ze stronnictwem Czerwonych w łonie powstańczego Rządu Narodowego więcej czasem przynosili straty niż pożytku sprawie, dla której mieli walczyć. Z biegiem Powstania stawali się w pewnym stopniu terrorystami politycznymi bowiem kierowali swoje ostrza (w przenośni, a i dosłownie) w stronę przeciwników politycznych, tych ze stronnictwa Białych, konserwatywnego.

Zamach na cara dokonany 13 marca 1881 roku był bardziej międzynarodowy niż polski (jego autor Ignacy Hryniewiecki, wysadził się wraz z carem), był bardziej Rusinem, Ukraińcem, czy choćby kresowcem, wreszcie może Rosjaninem, Polakiem zapewne w najmniejszym stopniu, Ale dziś funkcjonuje pojęcie, iż był Polakiem. Car zginął, a nimb terrorystów, groźnych rewolucjonistów zaczął w ówczesnej Europie otaczać Polaków. I to wręcz na wszystkich kontynentach.

Pochodzący z rodziny polskich imigrantów anarchista Leon Czołgosz w roku 1901 zabił prezydenta USA Williama McKinleya. I znów „marka” polskich terrorystów umacnia się. Ale wróćmy na polskie podwórko. Początek XX wieku to działania Organizacji Bojowej Polskiej Partii Socjalistycznej. To był oczywiście terroryzm wobec carskich urzędników i oficerów, ale działania te miały na celu niepodległość Polski, więc określenie „terroryzm” jest mocno przesadzone. Najsłynniejszą akcją OB PPS był skok na pociąg pod Bezdanami, 26 września 1908 roku. Dokonany w celu uzyskania środków na działalność partii, zdobyto 200 tysięcy rubli. Akcja ta odbiła się szerokim echem w całej Europie. Do żartów historii należy fakt, iż brało w nim udział aż czterech przyszłych premierów niepodległej II Rzeczpospolitej!(Józef Piłsudski, Walery Sławek, Aleksander Prystor oraz Tomasz Arciszewski). To dopiero wybuchowe wejście!

Okres międzywojenny to działalność terrorystyczna „polskich” komunistów. Zamachw Cytadeli w roku 1923 (fala wybuchu była tak wielka, że poderwała żołnierzy z okolicznych dziedzińców i rzuciła ich do Wisły), czy zabójstwa prowokatorów i agentów policyjnychczyniły z ulic Warszawy początku lat 20-tych wręcz miasto frontowe.

Lecz najgłośniejszym zamachem tego czasu był czyn, którego dokonał malarz Eligiusz Niewiadomski, śmierć w zamachu poniósł prezydent Gabriel Narutowicz.

Niewiadomski przeszedł do historii jedynie w tym kontekście, a warto mino wszystko pamiętać, oczywiście bez wybielania tej osoby, że był on współtwórcą Szkoły Sztuk Pięknych w Warszawie, sporządził również zbiór map historycznych („Album do dziejów Polski”
z roku 1899).

Do czynów pozytywnych  w historii „polskiego terroryzmu” należy próba zamachu na Hitlera (rok 1939), czy wszelkie zamachy na przedstawicieli władz okupacyjnych (jak choćby zamach, już w miarę dobrze zapamiętany, na Franca Kutscherę, dowódcę SS i Policji na dystrykt warszawski, z 1 lutego 1944 roku – „chciał utopić walczące miasto we krwi i sam
w tej krwi utonął”).

Przełom lat 40 i 50 to kilka prób zamachów na Bolesława Bieruta „prezydenta” z sowieckiego nadania, agenta NKWD o ps. „Tomasz”, kto wie czy choćby jeden z tych zamachów nie był zorganizowany przez polskie podziemie niepodległościowe.

Ale nie zawsze było tylko groźnie. We wrześniu 1982 roku do PRL-owskiej ambasadyw Bernie, stolicy Szwajcarii wdziera się czterech napastników, podających się za bojowników Powstańczej Armii Krajowej. Warszawa chce przysłać własnych komandosów (z ówczesnego Wydziału Zabezpieczenia Komendy Stołecznej MO), końcem końców ambasadę odbija szwajcarska jednostka specjalna STERN.

Choć na początku wydawało się, że cała operacja została przygotowana przez wschodnie służby specjalne (PRL-owską bezpiekę i KGB) w celu skompromitowania przed światową opinią publiczną „ekstremistycznej” Solidarności, to w konsekwencji cała akcja zamieniła się w katastrofę, farsę.

Choć przywódca grupki Florian Kruszyk był w latach 60-tych (potem wyemigrował na Zachód) funkcjonariuszem SB to cała akcja z dużym prawdopodobieństwem została pomyślana jako akcja zarobkowa.

Również współcześnie opisane działania Brunona K. coraz bardziej zaczynają śmieszyć niż porażać. Jeśli historia zatoczy koło, to Brunon K. może być przyszłym premierem. Wszak szlaki zostały już przetarte.