zdjęcie aszdziennik.wordpress.com

Jako kibic reprezentacji Polski zasiadam przed telewizorem z worem chipsów w ręku i kibicuję naszym ze wszystkich sił. Obalam jedną paczkę za drugą, tyję na potęgę i oglądam egzotyczne sporty, o których istnieniu nawet nie wiedziałem. Ale twardo oglądam, bo przecież występują w nich Polacy z ogromnymi szansami na medale. Przynajmniej tak twierdzą komentujący dane zawody. Oglądam i oczom nie wierzę, bo kolejny wielki faworyt z orzełkiem na piersi przegrywa z kretesem. Odpada w eliminacjach, zanim na dobre zawody się jeszcze nie zaczęły. Do tej pory wierzyłem komentatorom, że skoro jest szansa na medal, to jednak w swoim fachu są czołowymi postaciami. Po głębszej analizie okazuje się, że ta ogromna nadzieja na kolejny medal zajmuje w rankingu 50-te miejsce, a rzeczywiści liderzy rankingu o Polce, czy Polaku w życiu nie słyszeli. Współcześnie dziennikarze nie mają za zadanie relacjonować przebieg zawodów. Oni mają za zadanie utrzymać widza przed telewizorem, mają wciskać ciemnotę ciemnemu ludowi, że Polak ma szansę na medal, choć znawcy tematu (oczywiście nie są nimi komentatorzy) wiedzą, że prędzej Kalisz schudnie, a Tusk przestanie kłamać, niż medal zdobędzie ten czy inny murowany faworyt. Zadanie komentatora polega na pompowaniu balonu, a im więcej wdmuchanego powietrza, tym potem większy huk. Jako odbiorca i wierny kibic życzę sobie, aby dziennikarze przekazywali rzetelne informacje, a nie wyssane z palca banialuki i pobożne życzenia.

Poziom komentarza podczas Igrzysk jest równie fatalny, co poziom sportowy. Owszem, nasi sportowcy nie dają zbyt wielu powodów do ekscytacji, ale na miły Bóg, nie oznacza to, że dziennikarz ma kreować rzeczywistość, posługując się kłamstwem. W komentarzu polskich redaktorów brakuje pasji, zacięcia, emocji. Komentarz jest bezpłciowy niczym gra aktorska Izabeli Trojanowskiej, czy konferencje prasowe Waldemara Pawlaka. Przykładów nie ma co podawać, bo kto ogląda i słucha, ten wie o czym mowa. Szpakowski komentujący zawody wioślarskie, czy kajakowe jest nudny jak flaki z olejem. Szaranowicz, który nigdy nie śpi, myli nazwiska, wyniki i wszystko co się da przekręca. Szczęsny (ten co komentuje podnoszenie ciężarów) ma kilka tekstów i powtarza je jak mantrę. Heller komentujący siatkówkę plażową…cóż, aż brakuje słów. A pamiętają Państwo występ żony Figurskiego z sobotniego przedpołudnia 28 lipca? Kobieta nie wiedziała o czym mówi, ciągle zerkała na kartki, więc pojęcie o sporcie miała takie, jak autor niniejszego tekstu o najnowszych trendach w modzie. Ktoś poza mną chyba też to zauważył, bo od tej pory kobieta, która lubi być gwałcona, zniknęła na dobre.

Ktoś powie, że łatwo jest krytykować, będąc z boku, siedząc w miękkim fotelu. Otóż, proszę Państwa nie jest łatwo. Nie jest łatwo znosić kolejną kompromitację polskiego sportu. Nie jest łatwo słuchać komentarza Dębowskiego, który przy stanie 2:0 dla Rosji i piłce meczowej mówi, że Polacy walczą, że…aż ręce opadają. A Szpakowski (mój ulubieniec) w meczu z Czechami w 92 minucie mówiący, że nadzieja umiera ostatnia? Toż to skandal, żeby mieć czelność wypowiadać takie bzdury. Za kogo oni nas uważają? Za beznadziejnych Kiepskich siedzących przed telewizorem z piwskiem w ręku? Za bezmózgich idiotów, którzy potrafią jedynie obsługiwać pilota?

Bando pseudodziennikarzy! Nie macie prawa kreować rzeczywistości, tylko komentujcie zgodnie z nią. Grają słabo siatkarze, to powiedzcie, że grają słabo, ze brakuje im woli walki, że za bardzo uwierzyli w swoją potęgę, że jednak reklamy to dopiero po Igrzyskach powinny być, a nie tuż przed. Bądźcie ostrzy w swoich komentarzach, a nie cackacie się jak z jajkiem, żeby czasem kogoś nie urazić.

Nic się nie stało, Polacy nic się nie stało! Niech jeszcze raz jakiś bęcwał platformiany zaśpiewa tę przyśpiewkę, to osobiście zamknąłbym do ciupy na miesiąc. To ciągłe usprawiedliwianie, rozgrzeszanie jest żenujące. Usprawiedliwiamy sportowców, polityków PO tak samo. Nic to, że podnoszą podatki. Lemingi mówią, że tak trzeba, więc kolejna wymówka jest. Otóż stało się, bardzo dużo złego się stało. W sportach drużynowych nie istniejemy, w sportach topowych (piłka nożna, koszykówka, pływanie, tenis – wyjątkiem jest A. Radwańska, choć na Igrzyskach zawiodła i to bardzo) Polaków nie ma. Pal licho, jeśli bylibyśmy obecni nawet w sportach niszowych, ale i  tam też nas próżno szukać (choć strzelectwo, ciężary, czy kajaki do takich się zaliczają). Gdzie potęga zapaśników z lat 90-tych? Gdzie sukcesy w szermierce? Czy znają Państwo jakiegoś sprintera z Polski? Polscy sprinterzy mają na 100 m taki czas jak Bolt na 200 m. Oczywiście przesadzam, ale w takim kierunku to zmierza. Rekordy w lekkoatletyce mają po kilkadziesiąt lat, a nikt ze współczesnych nawet się do nich nie zbliża. Przykłady? Oto i one:

100 m – rekord Mariana Woronina z 1984 r.

5000 m – rekord Bronisława Malinowskiego z 1976 r.

10 000 m – rekord Jerzego Kowola z 1978 r.

3 000 m z przeszkodami – rekord Bronisława Malinowskiego z 1976 r.

Sztafeta 4×100 m – rekord z 1980 r.

Trójskok – rekord Zdzisława Hoffmanna z 1985 r.

Wśród kobiet wcale nie lepiej:

100 m i 200 m– rekordy Ewy Kasprzyk z 1986 r.

400 m – rekord Ireny Szewińskiej (!) z 1976 r.

800 m – rekord Jolanty Januchty z 1980 r.

Pchnięcie kulą – rekord Ludwiki Chewińskiej z 1976 r.

Owszem, rekordy są bite w innych konkurencjach, bo i Tomasz Majewski i Piotr Małachowski niedawno je ustanowili, ale ile rekordów ma ponad 30 lat? Irena Szewińska dawno powinna zniknąć z tabeli aktualnych rekordzistek Polski, a jej osiągnięcie ma się dobrze. Najgorsze, że świat odjechał, odpłynął, odleciał, wyskoczył, a my trwamy w marazmie, beznadziei i przeciętności. Na koniec jeszcze wzmianka o tej przeciętności, bo ktoś zarzuci autorowi tekstu, że tylko marudzi, że nie podaje recept na uzdrowienie sytuacji. Recepta, bez refundacji jest jedna. Przestańmy hołdować polskiej przeciętności (PO ciągle nam wmawia, że nic nie możemy, że jesteśmy zbyt mali, że są silniejsi). Przestańmy wynosić ją na piedestały. Przestańmy być zakompleksieni i niegodni by rywalizować z najlepszymi. Nie dajmy sobie wmówić, że tego nie zrobimy, czy tamtego, że są lepsi od nas. Ktoś powie, że przecież autor sam napisał, żeby komentatorzy mówili jak jest, a nie pogłębiali tylko tę przeciętność. Owszem, tak napisałem, bo komentatorzy powinni mówić jak jest, opisywać bieżącą sytuację, krytykować, a nie wymyślać, fantazjować i bujać w obłokach.

Posłużę się przykładem, sportowym co prawda, ale już nie związanym z Igrzyskami. Wczoraj Legia wygrała 3:1 z SV Ried. Awansowała dalej i chwała jej za to. Jaki był tytuł wiadomości odnoszącej się do tego meczu? Na onet.pl tytuł brzmiał: porywający mecz, awans Legii w dobrym stylu. Pomijając fakt, że mecz był taki sobie, zwrócić należy uwagę na to, że drużyna austriacka jest w połowie …amatorska. Tytuł powinien brzmieć: Legia awansowała, zrobili swoje. A u nas jest tendencja do cieszenia się z przeciętnych rzeczy, błahych sukcesów. I robią to dziennikarze, którzy na potęgę z czegoś mało istotnego próbują robić coś wielkiego.

Potrzebny jest wiatr zmian w polskim sporcie, w polskim komentatorstwie, ale przede wszystkim w polskiej polityce… Potrzeba zmian tu i teraz, bo przeciętność zapuści korzenie, a wtedy pozostanie tylko zaorać całe to śmieszne poletko.