zdjęcie sieka.net

Jak głowa w piecu, a nogi w zamrażarce, to statystycznie jest ciepło. To nic, ze łeb upieczony, a kulasy odmrożone. Ważne, że średnia temperatura ciała wynosi 36,6. Jeśli jeden człowiek zarabia miesięcznie 50 tys. zł, dziesięciu zarabia po 2 tys. zł. miesięcznie, to średnia wynosi 6,36 tys. zł.

Wyliczanie średniej nie ma zatem najmniejszego sensu, bowiem człowiek może dosięgnąć rowu mariańskiego. Ci, którzy zarabiają 2 tys. zł, byliby wniebowzięci, gdyby zarabiali średnią.

Skąd biorą się takie różnice w zarobkach? Zaraz odezwą się głosy, że osoba zarabiająca 50 tys. zł ponosi wielką odpowiedzialność, żyje w stresie, musi być odporna psychicznie. A co w takim razie z osobami, które zarabiają znacznie poniżej średniej. Oni może i mają mniejszy stres w pracy, choć często jest wręcz odwrotnie, ale za to jaki stres przeżywają, gdy widzą, że nie starcza na zapłacenie rachunków, że opłaty rosną, że kredyt wzięty na 30 lat.

Jeśli 5 miliardów ludzi nie martwi się o jedzenie, a ponad miliard głoduje, to czy można być z tego powodu zadowolonym? Niektórzy tak do tego podchodzą, twierdząc, że większość jest przecież najedzona. Suche statystyki dowodzą wyłącznie jednego, mianowicie tego, że zniekształcają rzeczywistość. Uśrednianie na siłę wszystkiego daje poczucie, że wszystkim jest dobrze. A prawda jest zgoła odmienna, bo tylko nielicznym jest dobrze, ogromnej masie jest co najwyżej średnio, a wielu jest fatalnie.

Do statystyk trzeba podchodzić z dystansem, a czasem wręcz z przymrużeniem oka. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że nieliczni zawyżają średnią i odnosi się przez to wrażenie, że rzeczywiście nie jest tak źle, jak to widać na ulicach. Większość z trudem wiąże koniec z końcem i żyje od przysłowiowego pierwszego do pierwszego.

Jak w Bangladeszu powódź, a na Saharze susza(jak to na pustyni), to statystycznie wychodzi, że wszędzie jest odpowiednia ilość wody. A robiąc krótka analizę tego schematu widzimy, że Bangladesz chętnie pozbyłby się ogromnej ilości wody, a Sahara przyjęłaby ją z wielką chęcią. Nie ma na to jednak żadnych szans, bo tak się nie da. Natura jest tak ukształtowana, że to co da w danym miejscu, niekoniecznie przekaże w inne. Co zatem stoi na przeszkodzie, żeby dobra pieniężne nie przerzucić z bogatych rejonów w biedne? Opór bogatych, którzy dysponują większymi możliwościami, wpływami, czy po prostu funduszami decyduje o tym, że taki stan rzeczy będzie się utrzymywał. Bogaci nie chcą się podzielić z biedniejszymi i w tym jest cała filozofia tego, że jednym żyje się ponad stan, a innym brakuje wszystkiego. Statystyka wspiera bogaczy, bo to oni się nią, czy w nią bawią. Pogoda dla bogaczy jest sprzyjająca, a czarne chmury nad całą resztą wiszą i nie mają zamiaru odejść. Nadmierna rozpiętość prędzej, czy później doprowadzi do konfliktu, bo nadmuchany balon bogactwa pęka z przesytu. Rośnie masa buntowników, którzy żądają, aby bogaci dzielili się z biedniejszymi. Znam historię z życia wziętą, która pokazuje cały mechanizm. Pewien komornik zarabiał miesięcznie ponad 50 tys. zł. Po opłaceniu biura, pracowników i wszelkich innych opłat, na czysto zostawała mu właśnie wskazana powyżej kwota. Za każdym razem, gdy pojawiał się w biurze, skarżył się pracownikom, jak to mu jest źle, jakie to ma problemy. Jedna z osób pracujących tam zapytała, czy może chce się z nią zamienić. Głowę spuścił niemy, bo wiedział, że zarabiając 1 tys. zł… Tak to właśnie działa. Syty nie zrozumie głodnego… Tego jednak żadna statystyka nie obejmie.