zdjęcie filmweb.pl

Wiele lat temu, u dziejów zarania

Zbudził się Adam z głębokiego spania

Przeciągnął się cały, stanął na rozstaju

A rzecz miała miejsce konkretnie w raju

I to co na ziemi i to co w przestworzach

Wszystko to moje i rybki w morzach

Nie był do końca jednak szczęśliwy

A przez to stał się bardziej zgryźliwy

Usiadł wygodnie na twardym głazie

Nie ma co robić, nudy na razie

Pohasał chwilę po swoim parku

Wrócił za moment, spojrzał do barku

Niczego jednak tam nie zobaczył

Natychmiast zatem konia rozkulbaczył

Błąkał się Adam po całej krainie

Myśląc bez przerwy o swojej dziewczynie

Słowo „dziewczyna” w głowie utkwiło

Adama z tropu zupełnie zbiło

Nie mógł biedaczek skupić się wcale

ponownie usiadł zatem na skale

Co to dziewczyna, a idź precz szatanie

Pomóż mi Boże, pomóż mi Panie

Siedzi mi w głowie, odejść nie może

Cóż czynić trzeba, co robić, Boże?

Modlitwy szczere wznoszone ku górze

A Adam dalej siedział na murze

I tak przypadkiem, zupełnie znienacka

Powstał Adam i tam zamiast placka…

Takie to były początki kobiety

Wysiedział Adam, tak było niestety

 Można się kłócić, zachodzić w głowę

Tak Adam stworzył piękną białogłowę

I choć na początku była jak mimoza

Zrodziła się zaraz grzeszna symbioza

Lecz sen trwał krótko, przerwany brutalnie

Znowu się Adam poczuł fatalnie

Co ją tknął Adam, zaraz odskakuje

Spisek knuje, cóż ona szykuje?

I stała się niczym Alcatraz twierdzą

Nogi Adama po prostu śmierdzą

Nie wiedział Adam o co jej chodzi

Wypłynął czem prędzej na swojej łodzi

Popłynął do swojej świątyni dumania

Czy ona ma już dosyć kochania?

Poleciał na łąkę, niesie coś w ręku

Było w tym sporo męskiego wdzięku

Lecz na jej widok, z jej miną nietęgą

Ugiął się chłopak przed jej potęgą

Wzgardziła ona wdziękiem Adama

Już miał jej dosyć, a niby ta sama

Za głosem serca, znów ruszył na łąkę

 By łatwiej było przeżyć rozłąkę

Wpatrzony w niebo, znów prosi o łaskę

I co z tego Boże, że mam tę laskę?

Same problemy, głowa aż boli

Adam samotność chyba już woli

Oj głupcze, głupcze, durny ty taki

Spójrz w prawo, znajdziesz tam maki

Zanieś jej prędko, sukces jak w banku

A spiesz się, biegusiem, szybciej mopanku

Pomyślał Adam, a co mi szkodzi

A nuż coś z tego dobrego się spłodzi

Zerwał pół łąki, całe naręcze

Chyba się z babą zaraz zaręczę

Zdurniał chłopina na stare lata

A Bóg miał już w planach istny koniec świata

Ale niewiasta Boga uprzedziła

Niezbyt dla Adama była miła

Zobaczywszy maki w mężczyzny ręku

Użyła szczodrze całego wdzięku

Z ironią w głosie, rzekła ozięble

Wskakuj Adamie gdziekolwiek ,najlepiej w przeręble

Spieprzaj mi dziadu, niech cię nie widzę

Całkiem się tobą, całkiem się brzydzę

A kysz, wara, nic tu po tobie

Niech każdy rzepkę samemu skrobie

Zwróciła głowę i tym jednym znakiem

 Pokazała mężczyźnie figę z makiem

Wziął Adam z powrotem całe naręcze

Ale ja głupi, po co się męczę

Po tym zdarzeniu nawiedził swój szałas

Gdy nagle z daleka usłyszał hałas

Cóż to mi znowu nie daje spokoju

A mam to w dupie, idę do pokoju

Przeleżał tydzień, całkiem bez ruchu

Szykował zemstę już w swoim duchu

Doznał uszczerbku na zdrowiu psychicznym

Był nasz praojciec w stanie tragicznym

Najgorsze w tym wszystkim było jednakże

Żadnej kobiety, żadnego klina, a jakże

Postaw się w jego sytuacji człowieku

A był on przecież młody, w kwiecie wieku

Przesiedział miesiąc, krew go zalewa

Nazwał ją w duchu imieniem Ewa

Nie mógł też Adam zaprosić gości

Swoją tragedię przeżył w samotności

A oto niektóre z myśli Adama

Te, które niegodne, oceń sama

Nie miał bohater myśli samobójczych

Kilka z nich jednak było zabójczych

Najchętniej zamienię tą durną babę

W bociana, w osła, najlepiej w żabę

Głupie to babsko, w ogóle nie słucha

Niech zejdzie z oczu, czem prędzej ropucha

A zresztą brzydka, podobna do konia

już wolę swojego wielkiego słonia

poza tym nie będzie gdakała do ucha

Jakaś taka brzydka i całkiem sucha

Inne też myśli miał Adam w głowie

O jejku krzyknął i po tym to słowie

Znów przejrzał na oczy, coś nim targnęło

Adam zmartwychwstał, najgorsze minęło

Spojrzał wokoło, tuż obok krzaku

Leżało nietknięte naręcze maku

Rzucił do wody i ugotował

Kompotu z maku sobie przygotował

Nie wiedział biedak czym to wszystko grozi

Czuł jednak na skórze gniew srogi Bozi

Powąchał, poniuchał, wypił szklaneczkę

 A że był nagi poszedł nad rzeczkę

Wskoczył do wody, oj zimna była

I tego małego szybko skurczyła

Pecha miał chłopak niesamowitego

Ewa z zza krzaka była świadkiem tego

Jak nie ryknęła, zaniosła się w śmiechu

Nie mogła naprawdę złapać oddechu

 Usłyszał Adam, zobaczył także

Zaniósł się w śmiechu również, a jakże

I tak oboje śmiali się z siebie

Aż plotka poszła na górnym niebie

Z czego się śmiejesz głupi Adamie

Bo ona ma wzgórza, dokładnie dwa Panie

I dalej począł śmiać się w niebogłosy

 Gdy z góry znowu odezwały się głosy

A ty Ewo, czemu zęby szczerzysz

Chyba już w Boga swego nie wierzysz

Po tych to słowach Ewa zdębiała

Bo do tej pory imienia nie znała

A zatem Ewą zostałam, drodzy panowie

Za karę będą właśnie dwaj synowie

I nie ma zmiłuj, nie ma odwrotu

Nie szalej Adamie z mojego powrotu

Już ja ci piekło zgotuję na ziemi

Oblicze twoje zaraz się zmieni

Adam już w kącie, stoi posłusznie

Przytaknął Ewie, mówiąc: słusznie

I tak się narodził pantoflarz pierwszy

O czym zaświadcza ów właśnie wierszyk

Minęły lata, żyli całkiem w zgodzie

Kochali się wszędzie, nawet w ogrodzie

Każdego ranka Adam zakochany

Przynosił swej lubej, piękne tulipany