onion13.salon24.pl

onion13.salon24.pl

…ani żaden tytuł, czy też urząd. Jednak to kim jesteśmy często decyduje o tym, jak o nas mówią, czy też piszą. Ileż to razy w mediach słyszymy o wybitnym ekspercie, powszechnie uznawanym autorytecie, wielkim znawcy tematu w danej dziedzinie (Panie wybaczą, że używam określeń męskich, ale parytety to jednak wymysł, którego nie popieram, ale Was Drogie Panie, jak najbardziej). Weźmy choćby jako przykład doktora Garlickiego i jego niecne czyny z okresu rządów Prawa i Sprawiedliwości.

Media podniosły larum, że ów wybitny chirurg został wplątany w machinę pisowskiej zemsty i szukania układu. Słowa” wybitny chirurg” były odmieniane przez wszystkie przypadki. A czy wybitne jednostki są wolne od pokus tego świata? Czy jeden i drugi obrońca tego lekarza nie walczyłby o swoje, gdyby komuś z jego rodziny zostawił (nawet najwybitniejszy lekarz na świecie) gazik, czy nożyczki w brzuchu i zaszył, jak gdyby nic się nie stało? Czy wówczas też bronilibyście tego wybitnego lekarza, czy po prostu zawiadomilibyście odpowiednie organa, ażeby zajęły się oszustem, nieudacznikiem, a kto wie, czy nie mordercą?

Ministrem Finansów jest wybitny profesor ekonomii Jan Antony Vincent-Rostowski(bo tak brzmi jego nazwisko), zdobywający szlify na zachodnich uczelniach. Owszem, studiował w Londynie, owszem, jest profesorem, tyle, że był nim na prywatnej uczelni co de facto oznacza, że nie posiada tytułu naukowego, ani stopnia naukowego doktora. Jest magistrem i to nie wiadomo, czy dokonano w tym wszystkim prawidłowej nostryfikacji. Czytając o nim natknąłem się na informację, że był dziekanem na zachodniej uczelni. Ta zachodnia uczelnia znajduje się w …Budapeszcie. Być może moja znajomość geografii nie pozwala na prawidłowe umiejscowienie stolicy Węgier.

Polacy łatwo dają się nabierać na tytuły. Jeśli ktoś ma tytuł profesora, to od razu jest wybitnym człowiekiem. Tytułuje się wszystkich po kolei. Mamy najlepiej wykształcone społeczeństwo w historii, ale prawda jest taka, że dzisiejsze studia można przyrównać do dawnej matury(i tu mam spore wątpliwości, czy to nie jest za daleko posunięte porównanie).

Przykłady najlepiej działają na wyobraźnię. Oto profesor Bartoszewski. Prawda dla tego pana jest niezwykle bolesna, bowiem nie ma on nawet tytułu magistra(jak wspomniałem powyżej, dawna matura znaczy więcej niż dzisiejsze studia). Nie oznacza to jednak, że przysługuje mu to prawo. Owszem, czasy, w których żył były trudne, bo wojna przerwała studia, a powojenne represje spowodowane działalnością opozycyjną, czy pochodzeniem miały tu znaczenie zasadnicze, ale wszystkie te fakty nie mogą przysłaniać tego, że nie obronił choćby pracy magisterskiej. A takich jak on było wielu, więc i rozczulać się nie powinno. To, że swego czasu byłem na Uniwersytecie Jagiellońskim nie czyni ze mnie studenta tejże uczelni.

A słynna sprawa wykształcenia A. Kwaśniewskiego? Czy ktoś jeszcze pamięta, że były prezydent uzurpował sobie prawo do posiadania tytułu magistra? Ludzie wybaczają takie rzeczy, a wiadomym jest, że kto kłamie w drobnych sprawach, ten i w wielkich będzie mataczył.

Nie urzędy piastowane decydują o wielkości człowieka i jego splendorze, ale przyjęło się w formie grzecznościowej nazywać byłych premierów, czy prezydentów podług ich najwyższych stanowisk. Zasada ta działa wobec wszystkich, z jednym wyjątkiem. Prezydent Kwaśniewski, premier Miller, premier Mazowiecki, ale zawsze mówi się prezes Kaczyński.

Nigdy premier, a jeśli już to przez przypadek, by zaraz zwracać się per panie prezesie. Stosować należy jedną miarę dla wszystkich, a nie jednych wynosić ponad innych, a drugich poniżać, gdy na to absolutnie nie zasługują.